35. Bieg Ptolemeusza 2015 plus dziennik aktywności – 28 września - 4 października 2015

Bieg Ptolemeusza w Kaliszu
Bieg Ptolemeusza w Kaliszu

Aktywność fizyczna – środa – 30 września 2015: bieg

W tym tygodniu zupełna laba i rozprzężenie ;) Matylda - wiadomo - odpoczywa po swoim pierwszym półmaratonie w Kaźmierzu. A ja. Ja odpoczywam przed niedzielnym biegiem na 10km. No dobra, nie do końca odpoczywam. Dzisiaj wybrałem się na rozbieganie 8km i było rewelacyjnie - rekreacyjnie. W tym tygodniu zrobię sobie tylko dwa biegi, a w niedzielę może uda się wykręcić jakiś czas na 10km.

Bieg - 30 września 2015

Aktywność fizyczna – czwartek – 1 października 2015: bieg

Odpoczynek odpoczynkiem, lecz na czwarty dzień po półmaratonie Matylda nie wytrzymała i wyszła sobie na taką małą rekreację biegową. Bez tempa, czasu i kilometrów. Tak, dla rozruchu i radości. Bo - jak stwierdziła - zaczynało już jej tego biegania brakować. Może faktycznie jest w tym jakiś element uzależnienia. Na szczęście jest to uzależnienie jak najbardziej pozytywne.

Bieg - 1 października 2015

Aktywność fizyczna – sobota – 3 października 2015: bieg

Dwóch biegów nie zrobiłem, ponieważ jakieś przeziębienie mnie bierze. Niewielkie na szczęście, lecz nie wiem, jak i czy w niedzielę pobiegnę. Wcale, a wcale mi się to nie podoba.

Matylda ciesząc się piękną sobotnią pogodą, dla odstresowania i przewietrzenia zrobiła małe 6 km rozbiegania. I to byłby koniec tygodnia odpoczynku. W kolejnym tygodniu - jak będzie zdrowie - ruszamy już z normalnymi, tzn. regularnymi biegami. Przed nami cały okres jesienno-zimowy do przepracowania, żeby na wiosnę znowu trochę szybciej lub z mniejszym wysiłkiem biegać.

Bieg - 3 października 2015

Niedziela - 4 października 2015 - jednak pojechaliśmy na Bieg Ptolemeusza do Kalisza

Co prawda zupełnie zdrów i w pełni sił nie byłem, ale i tak wybraliśmy się na bieg do Kalisza. Piękna pogoda kusiła, a poza tym, aż tak znowu bardzo to przeziębienie mnie nie wzięło. Przynajmniej tak mi się wydawało przed biegiem...

W ubiegłym roku także brałem udział w tym biegu i spodobało mi się na tyle, że postanowiłem go powtórzyć. Matylda po przebiegnięciu swojego pierwszego półmaratonu na dziesiątki patrzy z pogardą i stwierdziła, że teraz to już tylko półmaratony ;) Jeżeli ktoś chciałby sobie małą retrospekcję zrobić, to zachęcam do przeczytania mojej relacji z zeszłego roku. Tutaj napiszę tylko, że biegło mi się wtedy wspaniale i po trosze dlatego chciałem w tym biegu wziąć udział ponownie. Co tu ukrywać: liczyłem na dobry wynik.


Miejsce startu i meta: Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
Miejsce startu i meta: Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

W pewnym momencie wydawało się, że rozwijające się podstępnie od tygodnia przeziębienie pokrzyżuje moje plany biegania w niedzielę. Koniec końców w biegu wystartowałem, lecz nie wszystko poszło tak, jakbym sobie tego życzył.


Miejsce startu i meta: Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
Miejsce startu i meta: Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Sprawy organizacyjne - jak zwykle - szybki podpis i odbiór pakietu. Tutaj żadnych różnic w porównaniu z innymi biegami. Różnice były gdzie indziej. Otóż, jeżeli ktoś jest głodny, a chciałby sobie za darmoszkę podjeść, to na Biegu Ptolemeusza jest to jak najbardziej możliwe. Organizatorzy najzwyczajniej w świecie wystawiają na placu coś w rodzaju szwedzkiego bufetu. Można sobie zrobić kawę, herbatę, można poczęstować się czymś słodkim, można zrobić zapas budyniu i kisielu w końcu Winiary (czy tam obecnie Winiary przejęte przez Nestle) to Kalisz. W tym roku do dyspozycji biegaczy i osób towarzyszących był dodatkowo chleb, wielkie michy smalcu, no i oczywiście posiłek regeneracyjny po biegu, lecz to już za okazaniem kuponu. Reszta - bez okazywania czegokolwiek, można podchodzić i jeść, z czego chyba więcej, niż biegacze, korzystały ich rodziny ;) Taka to kaliska gościnność :)

Jak do tej pory z taką formą żywienia i organizacją nielimitowanego pikniku spotkaliśmy się tylko w Kaliszu na Biegu Ptolemeusza. Dodatkowo, niczego nie brakło, ludzie jedli sobie kulturalnie (w sensie: nie przyuważyliśmy nikogo pokroju radomskiej chytrej baby, coby np smalec do jakiegoś słoja cichcem pakował) i ogólnie było miło.

Piloci biegu
Piloci biegu

A co z samym biegiem? Ano był, jak najbardziej. Oprócz biegu głównego na 10km, w którym w tym roku wzięło udział około 1300 osób, w tym dniu w Kaliszu rozgrywane są także różne biegi dla dzieci i młodzieży, w których z roku na rok bierze udział coraz więcej uczestników. I bardzo dobrze, bo choć komputery i smartfony są fajne i potrzebne, to jednak na nich świat się nie kończy.

Start na dyszkę wyznaczono na godzinę 12 w południe. Był ładny podział na strefy czasowe (strefę określało się przy rejestracji do biegu), numer z czipem pomiarowym - wszystko na najwyższym poziomie. Ustawiłem się i ja w swojej strefie, przedział od 40 do 50 minut i z pewną taką nieśmiałością oczekiwałem na start.


Bieg Ptolemeusza w Kaliszu - zaczęło się
Bieg Ptolemeusza w Kaliszu - zaczęło się

Chciałem w tym biegu zejść poniżej 45 minut. Niby w Powidzu zrobiłem 10km w 43 minuty, ale jakoś nie za bardzo mam przekonanie co do długości tamtej trasy, która była bez atestu, a dodatkowo dzień przed biegiem została zmieniona. Poza tym mój Garmin pokazał, że miała 9.5km. Pewnie, że zawsze są jakieś różnice pomiędzy zegarkiem, a dystansem deklarowanym przez organizatora, lecz nie są one aż tak duże, a dodatkowo w przypadku trasy atestowanej i tak wierzę organizatorowi, bo GPS to tylko GPS…

Z powodu tego, o czym napisałem powyżej, chciałem w Kaliszu osiągnąć czas trochę poniżej 45 minut (mogło to być i 44:59 ;). Mimo tego, że trasa Biegu Ptolemeusza nie jest płaska, to jednak w zeszłym roku bardzo dużo zyskałem na zbiegach i miałem nadzieję, że teraz też uda mi się je wykorzystać.


Bieg Ptolemeusza w Kaliszu
I tak sobie biegniemy

Z mocnym zamiarem osiągnięcia dobrego wyniku ruszyłem na strzał startera. Teoretycznie dla uzyskania czegoś w okolicach 45 minut, powinienem biec ze średnim tempem 4:30min/km lub trochę szybciej. W takim też tempie rozpocząłem bieg. Na podbiegu trochę zwolniłem, na zbiegu zwiększyłem tempo do około 4:15-4:20 i do końca pierwszego okrążenia byłem w okolicach zakładanego 4:30. Niby czas był w normie, lecz wysiłkowo kosztowało mnie to pierwsze okrążenie więcej, niż zakładałem. Co tu dużo się rozpisywać: było po prostu ciężko. Nie na to liczyłem.

Problem zaczął się podczas podbiegu na drugim okrążeniu. Zwolniłem dość poważnie do około 4:50 i mimo szczerych chęci i woli walki, nie byłem w stanie wydusić z siebie nic więcej. Wiedziałem natomiast, że jeżeli na siłę będę starał się przyspieszyć, to za chwilę zupełnie braknie mi energii i przejdę do marszu. Zaliczyłem więc podbieg dużo poniżej zakładanego czasu i na ile mogłem, zacząłem nadrabiać opóźnienie na zbiegu.

Nie było już tak dobrze, jak na pierwszym okrążeniu, lecz udało mi się przyspieszyć do 4:20-4:30 i jakoś z wielkim wysiłkiem, ale finiszując do końca, minąłem linię mety. Wg zegarka średnie tempo to 4:34min/km. Trochę do założeń zabrakło. Czas biegu to ponad 46 minut. Na mecie byłem naprawdę bardzo zmęczony. Dobre kilka minut zabrało mi „dojście do siebie” i powrót do stanu jako takiej równowagi. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak źle czułem się po biegu. Byłem wniebowzięty, gdy któraś z wolontariuszek podała mi kubek z wodą. Jakbym co najmniej jakiś bieg ultra w upale zaliczył.

Bieg Ptolemeusza w Kaliszu
Jakoś dotarłem do mety

I teraz zacznie się roztrząsanie: dlaczego? Jedynym sensownym wytłumaczeniem wydaje mi się być to nieszczęsne przeziębienie, które w tygodniu poprzedzającym bieg, nieznacznie mnie atakowało. Z jego powodu zrobiłem tylko jedno spokojne rozbieganie. Zabrakło treningu z mocniejszym akcentem tempowym. Poza tym to rozbieganie zrobiłem chyba w środę i od środy do niedzieli już nie biegałem, żeby nie kusić losu z tą chorobą. Trochę przez te kilka dni „zardzewiałem”. I być może to właśnie są przyczyny takiego, a nie innego wyniku w Kaliszu.

Zresztą, pal licho wynik. Tak ciężkiego, męczącego i siłowo wymagającego biegu, nie miałem już dawno. Zarówno Bieg Niezłomnych w Sobótce, Gniezno jak i Powidz to były fajne, przyjemne i radosne wydarzenia. Tegoroczny natomiast Bieg Ptolemeusza był dla mnie ciężką „orką na ugorze”. Praktycznie od początku do końca nie miałem z niego żadnej radości. Nastawiony byłem tylko na to, aby przetrwać. Tak teraz sobie przypominam, że - o ile zazwyczaj biegnąc trochę się rozglądam, macham do kibiców, staram się uśmiechać itp - tak tutaj nawet za bardzo nie kojarzę, czy jacyś kibice byli. Nie wiem, miałem takie zawężone pole widzenia, jak koń z klapkami na oczach. Cała energia i wysiłek skierowany tylko ku temu, żeby bieg ukończyć. Coś mi mówiło, że jeśli zacznę się rozglądać, machać i przybijać piątki, to będzie koniec. Już nie przyspieszę, a resztę trasy zrobię w tempie konwersacyjnym… Może zresztą byłoby to lepsze rozwiązanie. Chociaż z drugiej strony, dopiero niedawno wyrobiłem w sobie jakąś wolę walki do końca i teraz zwyczajnie trochę się boję, że jeżeli na jednym biegu dam sobie „przyzwolenie na odpuszczenie”, to później łatwiej będzie mi się ponownie poddać.

Bo tak po prawdzie - przynajmniej w moim przypadku - nie zawsze na pierwszym miejscu są ograniczenia fizyczne, chociaż te oczywiście istnieją i też odgrywają wielką rolę. Bardzo często jednak zdarza się tak, że ciało - słabo, bo słabo - lecz jeszcze się trzyma, ale głowa już kombinuje:

- I po co to na siłę utrzymywać 4:30. Zwolnij sobie trochę. Odpoczniesz. Świat się nie zawali. Później nadrobisz, ale teraz zwolnij, no proszę… Przejdziesz sobie spokojnie parę kroków, odsapniesz. Od razu zrobi się przyjemniej.

Na początku drugiego podbiegu w Kaliszu wydawało mi się, ba, byłem niemal pewien, że fizycznie, kondycyjnie, nie mam szans na dotarcie pod górę biegnąc, że za kilka metrów będę musiał przejść do marszu. Cały czas jakoś jednak biegłem i co chwilę mówiłem sobie:

- Przebiegłem już tak dużo, a wydawało mi się, że nie dam rady, spróbuję więc pobiec jeszcze trochę, podbieg zaraz się skończy. Jeszcze tylko do tych świateł, a na następnych jest już nawrotka. Później będzie z górki. Będę pędził z lekkością motyla, płuca odpoczną, oddech się uspokoi… A później to już prawie koniec. Tylko krótka prosta i meta.

I tak mijały kolejne metry biegu. Inna sprawa, że po zbiegu do końca jeszcze trochę brakuje i że ta krótka prosta, to wcale aż taka krótka nie jest. Jakoś się jednak udało. Zaklinanie rzeczywistości zadziałało ;) Założonego czasu nie osiągnąłem, umęczyłem się okropnie, ale zrobiłem, co mogłem. Nie odpuściłem nawet na moment. Gdy opowiadałem Matyldzie o tym, jak mi się biegło, do głowy przyszło mi określenie „biegłem cały czas po granicy”. Po cienkiej linii pomiędzy „za chwilę braknie ci oddechu”, a „daj sobie spokój i tak nie dasz rady”. Czy to było rozsądne? Uczciwie: nie mam pojęcia. I wcale nie zdziwię się, gdy ktoś określi to mianem głupoty i fanaberii. Ja wiem tyle, że dobiegłem, a w nagrodę za mężną postawę i walkę do końca Matylda kupiła mi nowe spodenki do biegania :)

Jesień w Kaliszu - za drzewami Villa Calisia
Jesień w Kaliszu - za drzewami Villa Calisia


Ponieważ zdjęcia z Biegu Ptolemeusza robiliśmy już w ubiegłym roku, a w tym niewiele się zmieniło, dlatego postanowiliśmy pochodzić trochę po kaliskim rynku i okolicach i zrobić kilka jesiennych ujęć miasta. Bo tak - gdyby ktoś nie wiedział - Kalisz to jedna z najstarszych polskich miejscowości. Nazwa „Bieg Ptolemeusza”, także nie wzięła się z niczego. Otóż w 158 roku n.e astronom, matematyk i geograf Klaudiusz Ptolemeusz wzmiankował o miejscowości Calisia (jak zwykle w przypadku tak niepewnych i dawnych źródeł istnieją tutaj spory, co do tego, czy na pewno owa Calisia to dzisiejszy Kalisz, czy chodzi może raczej o jakąś zupełnie inną lokalizację, a mamy do czynienia tylko ze zbieżnością nazw). Tak czy owak, nazwę miasta notuje także Gall Anonim w Kronice polskiej spisanej w latach 1112–1116. Poza tym liczne odkrycia archeologiczne wskazują na to, że okolice Kalisza były ośrodkiem na trasie szlaku bursztynowego. Można więc bezpiecznie przyjąć, że Kalisz to jedna z najstarszych miejscowości leżących w Polsce. Spory o szczegóły, datowania i rzetelność kartograficzną Ptolemeusza zostawmy fachowcom. My tymczasem zapraszamy do obejrzenia kilku ujęć Kalisza.

Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu - widok na rzekę
Rynek i ratusz w Kaliszu
Rynek i ratusz w Kaliszu

Kalisz - uliczki starego miasta
Kalisz - uliczki starego miasta

Kalisz - uliczki starego miasta
Kalisz - uliczki starego miasta
Kalisz - nekropolia w parku miejskim poświęcona żołnierzom radzieckim
Kalisz - nekropolia w parku miejskim poświęcona żołnierzom radzieckim

Kalisz - mostek i "uczuciowe" kłódki
Kalisz - mostek i zamknięte uczucia

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze