Powolutku zwiedzamy sobie Dolny Śląsk. Co roku kolejny kawałek. Czasem jedziemy na dłużej, a czasem tylko na dwa dni. Tym razem wybraliśmy się na weekendowy wyjazd w Góry Sowie.
Sobota i niedziela. Wiele więcej nie trzeba, żeby przy wspaniałej pogodzie cieszyć się wycieczką w Góry Sowie, a konkretnie spacerami po terenie Parku Krajobrazowego Gór Sowich. Park powstał w 1991 roku, położony jest w Sudetach Środkowych i obejmuje centralną część Gór Sowich wraz z Wielką Sową i Kalenicą.
Wycieczkę rozpoczęliśmy na Przełęczy Sokolej. Można tutaj zaparkować samochód, są jakieś restauracje itp. Z przełęczy ruszyliśmy asfaltem w kierunku pobliskiej Rzeczki, by po około 1,5km skręcić na szlak wiodący przez Jelenią Polanę na Małą Sowę. Przy okazji wspomnę, że wejście na Małą Sowę było chyba najbardziej stromym odcinkiem całej naszej mini wyprawy. Później teren był raczej tylko lekko pofałdowany.
Góry Sowie - widok na Kotlinę Dzierżoniowską |
Sama Jelenia Polana to raczej mało ciekawe miejsce. Takie zarośnięte rozdroże. Dopiero za Małą Sową zrobiło się bardziej ciekawie. W ogóle myślę, że odcinek pomiędzy sowami był jednym z najbardziej ciekawych krajobrazowo, no może jeszcze droga z Koziego Siodła z szerokim widokiem na Kotlinę Dzierżoniowską dorównywała urodą.
Wieża kościelna w Jedlinie |
Po Małej Sowie przyszła kolej na Wielką Sowę (1015m n.p.m.) - najwyższy szczyt Gór Sowich. Tutaj obowiązkowo wdrapaliśmy się na wzniesioną w latach 1905-1906 z inicjatywy Towarzystwa Sowiogórskiego z Dzierżoniowa wieżę widokową, aby podziwiać panoramę okolicznych wzniesień. Widok piękny. Sama wieża zadbana, chociaż przydałoby się już małe odświeżenie elewacji. Na Wielkiej Sowie oprócz wieży są miejsca na ognisko czy grilla, wiaty, ławeczki itp. Można posiedzieć, odpocząć, porobić zdjęcia. Sympatyczne miejsce, chociaż ludzi mnogo, bo przecież jak to być w Górach Sowich i nie wejść, lub nie wjechać rowerem na Wielką Sowę. Takoż i my przecież dołączyliśmy do spragnionych dokonania tego wyczynu.
Wieża widokowa na Wielkiej Sowie |
Jako że za tłumem nie przepadamy, z Wielkiej Sowy potuptaliśmy w kierunku Rozdroża pod Wielką Sową i dalej ku Rozdrożu pod Gołębiem. Zarówno na żółtym szlaku do Rozdroża pod Gołębiem jak i na zielonym z rozdroża w kierunku Koziego Siodła nie spotkaliśmy żywego ducha.
Z Koziego Siodła poszliśmy - rzec można - autostradą widokową w stronę Przełęczy Jugowskiej. To jest miejsce, o którym wspomniałem na początku wpisu. Bardzo prosta - w sensie równa i płaska - droga z rozległym widokiem na Kotlinę Dzierżoniowską. Na Przełęczy Jugowskiej - tłumy. Turyści pieszy, motocykliści, rowerzyści, kogo tam nie było. Będąc na przełęczy planowaliśmy jeszcze odwiedzić schronisko Zygmuntówka, ale w końcu jakoś nam się odechciało i czerwonym szlakiem zawróciliśmy w stronę Koziej Równi i dalej - Koziego Siodła.
Widok z wieży na Wielkiej Sowie |
Góry Sowie |
Po drugiej wizycie na Kozim Siodle wybraliśmy żółty szlak wiodący do Schroniska Sowa i dalej z powrotem do punktu wyjścia naszej wycieczki, czyli na Przełęcz Sokolą. Tutaj zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do Jedliny, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w Hotelu Jedlinka.
W lesie - chyba koralówka sosnowa |
W samej Jedlinie byliśmy w 2017 roku przy okazji uczestnictwa w Górskim Półmaratonie, spaliśmy wtedy w Zaciszu Trzech Gór i oprócz biegu zwiedziliśmy Sztolnie Walimskie, Kompleks Riese, Zamek Grodno.
Na rynku w Jedlinie |
Tym razem planowaliśmy tylko spacer na jedliński rynek. Od naszej ostatniej tutaj bytności wiele się nie zmieniło i w sumie później trochę żałowaliśmy, że zamiast łazić po Jedlinie nie wybraliśmy się na Górę Borową, żeby zobaczyć postawioną na niej w 2017 roku fikuśną wieżę widokową. Trudno - wszystkiego mieć nie można.
Okolice schroniska Sowa |
Pozostał nam późnopopołudniowy spacer do Pałacu w Jedlinka, przed którym stoi replika aeroplanu (Fokker Dr 1) Czerwonego Barona, czyli Manfreda Albrechta Freiherrra von Richthofena, asa myśliwskiego z czasów I Wojny Światowej, który wraz z rodziną zamieszkiwał w pobliskiej Świdnicy. Sam pałac został wybudowany w XVII wieku. W latach 1944-1955 w pałacu mieściło się biuro projektowe organizacji Todt, a później, znaczy się po wojnie, jak wiele podobnych zabytków, tak i pałac Jedlinka został przekazany PGR-owi i niszczał.
Pałac Jedlinka |
Od 2004 roku pałac wraz z przyległym terenem, hotelem Jedlinka, hostelem, restauracją (wegetarianie wiele tu dla siebie nie znajdą) i browarem (bardo dobre piwo), jest prywatną własnością. Wyremontowana została frontowa część pałacu, kilka sal wewnątrz. Odremontowana cześć pałacu, hostel i browar oraz replika specjalnego pociągu "Amerika" Adolfa Hitlera wygląda bardzo dobrze. Nie patrzcie jednak na pałac od tyłu. Dlaczego? Ano dlatego:
Pałac w Jedlinie "od zaplecza" - patrząc na to można sobie wyobrazić, jak wyglądałaby obecnie całość, gdyby ktoś tego nie wykupił i nie zdecydował się na - na razie przynajmniej - częściową odnowę |
Szczęście w nieszczęściu, że w ogóle ktoś to kupił i wyremontował chociaż część pałacu oraz zagospodarował przyległy teren, gdyż w przeciwnym razie Pałac Jedlinka pewnie smętnie porastałby krzakami i zielskiem i po cichutku się rozpadał, aż w końcu na jego miejscu wybudowano by jakiś market, lub osiedle domków.
Przypałacowy browar |
Po nocy spędzonej w Hotelu Jedlinka oraz pysznym śniadaniu poszliśmy jeszcze na mały spacer jedną z tras Active Jedlina wiodącą od pałacu w kierunku stacji Jedlina. Później już tylko torby do samochodu i koniec wycieczki, szanowni Państwo. Góry Sowie nie są może aż tak urokliwe, jak np. Góry Stołowe. Niemniej jednak można tu spędzić wiele przyjemnych chwil, zrobić kilkanaście kilometrów po ciekawych szlakach turystycznych, że o zwiedzaniu nawet nie wspomnę, bo atrakcji - zarówno tych starszych, jak i związanych z historią najnowszą - w regionie nie brakuje.
O poranku w okolicach Jedliny |