Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 2018 - K-B-L - przebiegłem!

K-B-L 110km 2018 - przebiegłem!
Pierwszy raz w Lądku Zdroju, pierwszy raz na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich, a tu akurat wypadła lipcowa pora deszczowa. Nasze wspaniałe plany pieszej wycieczki na Śnieżnik diabli wzięli.


Pora deszczowa - dzień pierwszy


Pierwszy dzień krótkiego urlopu przesiedzieliśmy w pokoju na kwaterze. Powiedzieć, że padało, to nie powiedzieć niczego. Calutki dzień, bez chwili przerwy, deszcz był taki, jakby ktoś odkręcił ogromny prysznic. Lało się z nieba non-stop i równym strumieniem. Nawet na zwiedzanie Lądka nie udało nam się wybrać, a o jakiejkolwiek dłuższej wycieczce w góry nawet nie mogło być mowy. Jak nie wycieczka w teren to co w takim razie? Książki w dłoń i nadrabiamy zaległości w lekturze. Dzięki deszczowi udało się przeczytać trzy książki Pawła Reszki oraz ciekawą pozycję zatytułowaną "Urobieni" autorstwa Marka Szymaniaka. Żadna z tych książek po prawdzie niespecjalnie nadaje się na lekką wakacyjną lekturę, ale na pewno każda z nich porusza ważne problemy i warta jest każdej poświęconej na ich przeczytanie chwili.

Pora deszczowa - dzień drugi


W nocy też padało. Nie tak może wytrwale, jak za dnia, ale zaczęliśmy się powoli zastanawiać nad znalezieniem jakiejś łódki. Szczęściem gdzieś nad ranem, gość który ponoć raz już spowodował potop, najwidoczniej tym razem się rozmyślił i poranek dnia drugiego nastał pochmurny, lecz bezdeszczowy. Trza było korzystać, bo być może czas był krótki. Szybkie śniadanie i w drogę. Nie na Śnieżnik oczywiście, ale na zwiedzanie Lądka, okolicznych szlaków pieszych i niewielkiego leśnego arboretum. Pogoda wytrzymała i choć o słońcu mogliśmy tylko pomarzyć, to wycieczkę można zaliczyć do udanych.

W leśnym arboretum nieopodal Lądka Zdroju
W leśnym arboretum nieopodal Lądka Zdroju
Jeszcze tylko pyszna kawa w Albrechtshalle i czas nam było skierować kroki do biura zawodów, bo tak naprawdę to do Lądka przyjechaliśmy nie na wczasy jedynie, ale głównie po to, abym mógł wziąć udział w KBL-u, czyli biegu na 110km odbywającym się w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegowego.

Wspomniana w tekście Albrechtshalle i piknikowa atmosfera - zdjęcie z soboty, gdy pogoda już się poprawiła
Wspomniana w tekście Albrechtshalle i piknikowa atmosfera - zdjęcie z soboty, gdy pogoda już się poprawiła

Dla niewtajemniczonych - Dolnośląski Festiwal Biegowy to coroczna duża impreza poświęcona i związana z biegami ultra, choć nie tylko. W ramach Festiwalu każdy miłośnik biegania w terenie znajdzie coś dla siebie. Można startować na 10, 21, 42, 68, 110, 130 i 240 kilometrów. Jak widać - jest w czym wybierać. Oprócz samych biegów jest też cała okołobiegowa otoczka, czyli jak to zwykle na tego typu imprezach bywa: stoiska ze sprzętem i akcesoriami do biegania oraz spotkania z ludźmi z biegowej wierchuszki, czyli jednymi z lepszych ultrasów w kraju. Dla zainteresowanych - nie lada gratka.

Strefa startu i mety - namioty z dobrem wszelakim do biegania i jedzenia
Strefa startu i mety - namioty z dobrem wszelakim do biegania i jedzenia
Jak już napisałem - popiliśmy dobrej kawy i ruszyliśmy do biura zawodów celem dokonania weryfikacji i odebrania pakietu startowego. W biurze była niczego sobie kolejeczka, wszystko szło jednak dość sprawnie i po kilkudziesięciu minutach formalności zostały załatwione. Teraz pozostaje już tylko pobiec. Łatwizna!

Otwarcie Festiwalu - przemawia Piotr Hercog
Otwarcie Festiwalu - przemawia Piotr Hercog

Bieganie jednak dopiero jutro wieczorem. Dzisiaj jeszcze tylko oficjalne otwarcie Festiwalu i wspólny start biegu na 240 i 130km. Otwarcie - moim zdaniem - trochę skromne, ale przynajmniej bez zbędnych przemów i owijania w bawełnę. Krótko, konkretnie i na temat. Zaraz po otwarciu terminatory z dystansu 240 i uniwersalni żołnierze ze 130 km ustawili się na starcie, wystartowali i tyle ich widzieli. W grupie biegnących udało nam się wypatrzyć pana z kategorii M60, który trzy tygodnie temu biegł w Boguszowie Sudecką Setkę i bez większych problemów ją ukończył. Nie zauważyliśmy tylko, czy ma numer z dystansu 240, czy ze 130, a jeśli nawet i ze 130 to i tak wielki podziw, uznanie i życzenia szczęśliwego ukończenia biegu.

Wspólny start biegu na 240 i 130km
Wspólny start biegu na 240 i 130km
Tak dla podtrzymania tradycji, w międzyczasie znowu trochę zaczęło padać. Poszliśmy jeszcze tylko do Wojciecha, aby z dobrodziejstwa wód leczniczych skorzystać, a przy okazji wypróbować dopiero co kupiony składany jednorazowy kubeczek, który mam jutro zamiar zabrać na bieg, bo na punktach - co bardzo popieram i co chciałbym, aby wprowadzono na wszystkich biegach - nie ma kubeczków jednorazowych. Tyle na ten dzień. Teraz tylko spanie, jutro wypoczynek, a wieczorem start i zobaczym, co będzie dalej.

I nastał dzień trzeci i wreszcie przestało padać


No, jest jakiś postęp. W nocy jeszcze trochę sobie popadało, ale już od rana chmury się rozeszły i wygląda na to, że przed nami piękny, słoneczny dzień. Szkoda, że dopiero teraz, ale co zrobić, w Polsce trudno wstrzelić się z urlopem w pogodę. Tak więc, lepiej późno, niż wcale, cieszymy się z tego, co jest i może w końcu uda nam się zobaczyć Lądek przy ładnej pogodzie.

W tle Dom Zdrojowy Wojciech
W tle Dom Zdrojowy Wojciech

Przy ładnej pogodzie zobaczyłem nie tylko Lądek, ale i Kudowę Zdrój, skąd startował bieg KBL na 110km. KBL - to skrót od nazw miejscowości przez które wiedzie trasa biegu. A zatem: startujemy z Kudowy biegniemy (w dużym uproszczeniu) przez Bardo i kończymy w Lądku. I już mamy KBL.

I nastał wieczór i noc po dniu trzecim i czas mi było poczynać (wedle prawa zresztą i obyczaju)


Startujemy z Kudowy dokąd organizatorzy dowożą nas autobusem. Podróż trwa chyba trochę ponad godzinkę. Pogoda nadal wspaniała. Szykuje się piękny zachód słońca i ciepła, bezdeszczowa noc. Miejsce naszego startu jest także metą dla uczestników Super Trailu na 130km oraz punktem odżywczym dla tych, którzy zmagają się z dystansem 240km. Przed nimi jeszcze niemal połowa tego dystansu, czyli coś około 110km. Nawet nie chcę o tym myśleć i wyobrażać sobie tak gigantycznego dystansu do pokonania. Dwie noce w trasie…

Na trasie biegu - zachód słońca w okolicach Kudowy Zdroju
Na trasie biegu - zachód słońca w okolicach Kudowy Zdroju
Punktualnie o 20.00 startujemy. Przed nami 110km trasy przez Szczeliniec Wielki, Park Narodowy Gór Stołowych, Wambierzyce aż po Bardo i nieszczęsne Góry Bardzkie (chyba najgorszy odcinek z całej trasy), Śnieżnicki Park Krajobrazowy, a później już tylko Lądek i meta. Proste jak budowa cepa. Wystarczy biec. Po drodze kilka świetnie zaopatrzonych punktów odżywczych, a każdy z bardzo zaangażowaną załogą - wielkie dzięki za wspaniałą atmosferę! Nieważne, czy to Pasterka, czy Ścinawka, Bardo lub Orłowiec. Na żadnym z punktów niczego nie brakowało, a obsługa naprawdę dbała o każdego uczestnika biegu.

W nocy temperatura do biegania - przynajmniej dla mnie - była idealna i biegło mi się bardzo dobrze. W sumie to do Barda dotoczyłem się bez jakichkolwiek załamań, czy słabości. Spokojne, równe tempo i hamowany początek - to jest chyba recepta dla mnie na udany bieg. Bez szarpania tempa i niepotrzebnych strat energii. Cały czas powoli, sukcesywnie przeć do przodu. Z punktu w Bardzie wybiegłem w dobrym nastroju, choć z pewnym niepokojem oczekiwałem na zapowiadaną przez niektórych - ponoć bardzo uciążliwą - drogę krzyżową za punktem w Bardzie.

A to już po bieganiu - pogoda wspaniała, teren piękny...
A to już po bieganiu - pogoda wspaniała, teren piękny...
Zapowiadacze mieli rację. Choć sama droga krzyżowa (faktycznie przy górskiej drodze są stacje Drogi Krzyżowej) nie była taka najgorsza. Później dopiero zaczął się najbardziej chyba upierdliwy odcinek całego biegu. Biegło się po tych Górach Bardzkich ciężko niezwykle! Raz, że w nogach miałem już prawie 80km, dwa że teren był naprawdę mało przyjazny. Pod górkę i z górki, pod górkę i z górki, do tego korzenie, kamienie, zbiegi, których nie sposób zbiegać i podejścia, których nie wynagradzał jakiś fajny widoczek na górze, a raz nawet trafiło się trawsko po kolana, w którym pochowane były jakieś powalone drzewka - idealne warunki do skręcenia kostki. Dla mnie był to mozolny, nudny i uciążliwy odcinek trasy. Z wielką radością zameldowałem się na punkcie A14 (notabene obsługiwanym przez świetną ekipę Kaszubskiej Poniewierki) na Przełęczy Kłodzkiej.

Za punktem trochę spokojnego asfaltu, później jeszcze tylko Ptasznik, który też trochę sił kosztował i pozostał mi już tylko ostatni punkt Orłowiec-Kościół obsadzany przez ludzi od Harpagana. Świadomość bliskości mety (punkt jest na 98km) dodała skrzydeł. Choć może lepiej byłoby powiedzieć: takich małych skrzydełek, które jednak bez problemów doniosły mnie do mety w Lądku Zdroju. Końcówka, wiadomo: ludzie, doping, oklaski, trzeba się spiąć, wyprostować i z fasonem wbiec na metę. Później medal na szyję, bezalkoholowe piwo do ręki i tyle. Przebiegłem 110 km na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich!

I nastał dzień czwarty - bieg ukończyłem, upadku się ustrzegłem i zobaczyłem, że bieganie w Lądku było dobre


Czy jestem zadowolony? No pewnie! Całą imprezę oceniam bardzo pozytywnie. Moim zdaniem organizacja sprawna. Fakt, było trochę czekania w biurze zawodów, ale deszcz nie padał, a w kolejce można było sobie pooglądać, co tam na swoich straganach wystawił Buff czy Attiq. Obsługa i zaopatrzenie na punktach - na szóstkę. Raz, że niczego nie brakowało (a przecież nie biegłem w czołówce stawki i czasem na biegach zdarza się, że dla tych z środka, czy końcówki czegoś przybraknie). Dwa: naprawdę świetna, bardzo zaangażowana i pomocna obsługa na każdym z punktów. Jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki dla wszystkich ekip obsługujących poszczególne punkty odżywcze! Odwaliliście kawał dobrej roboty i sprawiliście, że na każdym punkcie czułem się potraktowany wyjątkowo!

Spotkanie z Agatą Matejczuk - kto biega, ten wie :)
Spotkanie z Agatą Matejczuk - kto biega, ten wie :)

Czy polecam DFBG? Zdecydowanie tak. To duża, dobrze funkcjonująca impreza biegowa. Kilka dystansów do wyboru, dość ciekawa oprawa i atrakcje dodatkowe, dobra organizacja i oczywiście piękne trasy do pokonania. Czy wrócę do Lądka? Tu jest problem. Może powiem tak: chciałbym, ale się boję. 240km to zdecydowanie nie dla mnie. Super Trail na 130 km prawdopodobnie byłby za rok w moim zasięgu, ale chyba jest to bieg bardzo wymagający, mimo że tylko o 20km dłuższy od KBL-a. Większe przewyższenia, trasa przez Śnieżnik… Sam nie wiem. Gdzieś pobiegnę na na pewno, ale gdzie i na ile i czy będzie to Super Trail w Lądku - czas pokaże.

W drodze powrotnej - ciastko i kawa w Ząbkowicach Śląskich w tureckiej kawiarence obok krzywej wieży
W drodze powrotnej - ciastko i kawa w Ząbkowicach Śląskich w tureckiej kawiarence obok krzywej wieży

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze