Rowerem po Dolnym Śląsku - dzień pierwszy i drugi

Dzień pierwszy Jawor, Zamek Kliczków

Tak oto nie wiadomo kiedy nadszedł czas naszego kolejnego wyjazdu rowerowego. Tym razem bazujemy w Nawojowie Śląskim w urokliwej agroturystyce - Dom pod Sową. Stąd też będziemy organizowali nasze wycieczki rowerowe.

Dom Pod Sową - nasza baza wypadowa
Dom Pod Sową - nasza baza wypadowa

Do Nawojowa dojechaliśmy samochodem, a dorzucając po drodze kilkadziesiąt kilometrów, zwiedziliśmy Jawor oraz Zamek Kliczków. Kto śledzi nasz profil na Instagramie pewnie widział zdjęcia, które wrzucamy na bieżąco.



Jawor to oczywiście Kościół Pokoju, który Matylda już od jakiegoś czasu chciała koniecznie zobaczyć.


Kościół Pokoju w Jaworze
Kościół Pokoju w Jaworze


Historia kościoła rozpoczęła się wraz z końcem Wojny Trzydziestoletniej i zawarciem w 1648 roku Pokoju Westfalskiego. Opiekunowie protestantów Szwedzi skłonili habsburskiego cesarza do przyznania śląskim luteranon prawa wybudowania trzech kościołów. Jako że ich powstanie wiąże się z tym historycznym faktem, nazwano je kościołami pokoju.


Kościół Pokoju w Jaworze
Kościół Pokoju w Jaworze


Nie będziemy dokładnie opisywać wszystkiego, co w kościele zobaczyć można. Nie sposób zresztą opisać wszystkich malowideł, zdobień, czy pięknych detali. To trzeba ujrzeć na własne oczy. Próbą przedstawienia piękna budowli niech będą zdjęcia, które zrobiłem. Jeżeli będziecie gdzieś w pobliżu, to gorąco zachęcamy do odwiedzenia Kościoła Pokoju w Jaworze.

Kościół Pokoju w Jaworze
Kościół Pokoju w Jaworze

Kościół Pokoju w Jaworze
Kościół Pokoju w Jaworze

Kościół Pokoju w Jaworze
Kościół Pokoju w Jaworze

Kościół Pokoju w Jaworze
Kościół Pokoju w Jaworze

A sam Jawor? I do niego warto zajrzeć, bo miasteczko to urokliwe i zabytków pełne. Jest tutaj rynek otoczony mieszczańskimi domami z arkadami. Są kamieniczki z XVI, XVII i XVIII wieku. Jest ratusz w stylu neorenesansu niderlandzkiego z lat 1895-1897, zabytkowa wieża ciśnień z 1889 roku oraz Baszta Strzegomska zwana niegdyś "grubym i łysym olbrzymem". Jest wreszcie po całym tym zwiedzaniu gdzie siąść i co zjeść. Warto do Jawora pojechać.


Podcienie na Jaworskim rynku
Podcienie na Jaworskim rynku - są tam sklepy i nieocenione schronienie przed upałem

Ratusz w Jaworze
Ratusz w Jaworze

Jawor - zabytkowa wieża ciśnień
Jawor - zabytkowa wieża ciśnień

Urokliwy balkonik przy Jaworskim rynku
Urokliwy balkonik przy Jaworskim rynku

Wnętrze kościoła parafialnego w Jaworze
Wnętrze kościoła parafialnego w Jaworze


Nas z Jawora droga zawiodła do Zamku Kliczków w Kliczkowie właśnie. Zamek ufundowany został przez Bolka I Surowego do obrony przed najazdami czeskimi. Obecnie zamek pełni funkcję ośrodka szkoleniowo-wypoczynkowego z luksusowym hotelem. "W jego wnętrzach zachowały się pięknie odrestaurowane pomieszczenia, m.in. dawna Biblioteka, Sala Dworska zwana niegdyś Białą, Sala Kominkowa ze wspartym na sześciu nóżkach piecem i eklektyczna Sala Teatralna, której centralną ozdobę stanowi okazała polichromia z motywem myśliwskim." Po więcej szczegółowych informacji na temat zamku w Kliczkowie odsyłamy na stronę http://www.zamkipolskie.com/kliczkow/kliczkow.html

Zamek Kliczków
Zamek Kliczków - zapraszamy Waszmościowie...

Zamek Kliczków
I dobrze sobie zakonotujcie, że ciemnota jest największym sprzymierzeńcem reakcji i najgorszym wrogiem postępu i wolności

Zamek Kliczków - wnętrza
Zamek Kliczków - wnętrza - schody do części hotelowej

Nasze wrażenia z pobytu na zamku? Cisza, spokój, lasy dokoła. Piękna i dostojna budowla okolona parkiem.

Zamek Kliczków
Zamek Kliczków

Zacienione ławeczki na dziedzińcu, zachęcające do tego, by przysiąść i w ciszy podziwiać piękne otoczenie. Komercja, lecz nie nachalna, jedynie te czerwone parasole z logotypem napoju o wszechświatowym zasięgu nieco zaburzały harmonię.

Zamek Kliczków - na dziedzińcu
Zamek Kliczków - na dziedzińcu

Zamek Kliczków - na dziedzińcu
Zamek Kliczków - na dziedzińcu

Zamek Kliczków - na dziedzińcu
Zamek Kliczków - na dziedzińcu

Zamek Kliczków
Zamek Kliczków

Zamek Kliczków - na dziedzińcu
Zamek Kliczków - na dziedzińcu

Zamek Kliczków - na dziedzińcu
Zamek Kliczków - na dziedzińcu

Popołudniową porą opuściliśmy Kliczków i pojechaliśmy na miejsce naszego noclegu - do Nawojowa. Jako że odległość między wioskami niewielka, tak więc na miejsce przybyliśmy dość wcześnie i postanowiliśmy jeszcze pobiegać. Matylda 8km rozbiegania, ja niecałe 11. Bardzo tu przyjemne tereny do truchtania. Niewielkie wzniesienia urozmaicające rozbieganie, boczna, spokojna droga, przyroda wokół - czegóż chcieć więcej.

Bieganie czas zacząć :)

Po bieganiu prysznic, a później kolacja, na którą była soczewica z plasterkiem żółtego sera oraz grzanki. Później czas spać, bo od rana czekają nas kolejne przygody i atrakcje.

Dzień drugi: Lubomierz, Pilchowice, Wleń

Dziś pierwszy dzień naszego rowerowania właściwego. Plan ambitny: dojechać do zapory w Pilchowicach, co oznacza wycieczkę o długości ok 100km.

Rano wstajemy wypoczęci, dobre śniadanie, pogoda kryształowa, wskakujemy na rowery. Rozpoczynamy urokliwą drogą przez wioski. Jest rześko i przyjemnie.


Takie to urokliwe dróżki znaleźć można na Dolnym Śląsku
Takie to urokliwe dróżki znaleźć można na Dolnym Śląsku

Tajemnicze ruiny między drzewami...
Tajemnicze ruiny między drzewami...
Pierwszym celem naszej dzisiejszej wycieczki jest niewielkie miasteczko Lubomierz. Co w tym Lubomierzu? Monumentalny kościół, muzeum Kargula i Pawlaka  oraz zaułek filmowy z tabliczkami znanych aktorów, którzy odwiedzili miasteczko. Poza tym rynek, ratusz i to w zasadzie tyle.

Lubomierz znany jest z planu zdjęciowego do filmu Sami swoi oraz z organizowanego w mieście Festiwalu Filmów Komediowych.

Zaułek filmowy w Lubomierzu
Zaułek filmowy w Lubomierzu

Zaułek filmowy w Lubomierzu
Zaułek filmowy w Lubomierzu

Nasze rowerki w cieniu zaułka filmowego

Przed muzeum Kargula i Pawlaka - a ot, i sam Pawlak z sierzpem tatowym
Przed muzeum Kargula i Pawlaka - a ot, i sam Pawlak z sierzpem tatowym

Monumentalny zespół klasztorny sióstr benedyktynek, na który składa się kościół, klasztor, plebania i dom opatki. Przyznać trzeba, że wielkość i rozmach budowli robi wrażenie, szczególnie że cały kompleks znajduje się w jakby do niego nie pasującym, malutkim miasteczku (coś jak w Henrykowie). Inne to być musiały czasy, gdy tak wielkie budowle kultu stawiano w malutkich wioskach i - patrząc dzisiejszymi kategoriami - praktycznie na odludziach...

Poklasztorny kościół w Lubomierzu
Poklasztorny kościół w Lubomierzu

Poklasztorny kościół w Lubomierzu - wnętrze
Poklasztorny kościół w Lubomierzu - wnętrze


Ważniejsza od ilości zabytków jest sama atmosfera małego, sennego miasta, które niewiele od czasów wojny się zmieniło. Wiem, że dla mieszkańców ta senność oznacza zapewne brak pracy i perspektyw, co potwierdza mnóstwo ogłoszeń z ofertami przewozów do Niemiec i Holandii, dla turystów jednakże, zwłaszcza takich jak my, ceniących sobie miejsca ciche i spokojne, jest to atut wystarczający, aby Lubomierz odwiedzić.


Lubomierz - widok na ratusz i rynek
Lubomierz - widok na ratusz i rynek

 Lubomierz - przy rynku
Lubomierz - przy rynku

Lubomierz widok na ratusz i kościół poklasztorny
Lubomierz widok na ratusz i kościół poklasztorny

Z sennego Lubomierza ruszamy dalej: kierunek Zapora Pilchowicka. Robi się zdecydowanie cieplej, by nie powiedzieć: upalnie.


Gdzieś za Lubomierzem
Gdzieś za Lubomierzem

W jednej z wiosek jakaś ekipa wzięła się za remonty wszystkich okolicznych mostków. Powyznaczano mnóstwo objazdów, a to dodatkowe kilometry w upalnym słońcu. Nadliczbowe kilometry wynagradzają nam długie i szybkie zjazdy. Bez hamowania można spokojnie rozpędzić się do powyżej 60-ciu km/h, lecz z powodu licznych zakrętów, trochę strach. Matydzie niedługo klocki i obręcz zetrą się w pył, a u mnie aż płyn hamulcowy na długich zjazdach się gotuje ;)

Zbliżamy się do Pilchowic, a tu taki ładny pagórek
Zbliżamy się do Pilchowic, a tu taki ładny pagórek

Po wszystkich zjazdach i podjazdach docieramy wreszcie do zapory. Powiem tyle: było warto się tu wspinać! Ogrom i potęga konstrukcji robią wrażenie. Zapora jest wielka!  Zarówno widok z jej szczytu, jak i zapora oglądana z dołu, budzą respekt. Zdjęcia, które zrobiłem, zupełnie nie oddają ogromu budowli. Wszystko wyszło jakieś spłaszczone i bez proporcji (kolejny powód, aby tu przyjechać i na własne oczy zobaczyć zaporę). Na marginesie: w tak zwanym międzyczasie robi się - o ile to jeszcze możliwe - coraz bardziej gorąco.


Zapora Pilchowicka - widok z zapory
Zapora Pilchowicka - widok z zapory

Zapora Pilchowicka - widok z dołu - zdecydowanie ciekawszy
Zapora Pilchowicka - widok z dołu - zdecydowanie ciekawszy

Zapora Pilchowicka - widok z dołu - zdecydowanie ciekawszy
Zapora Pilchowicka - widok z dołu (wersja druga) - zdecydowanie ciekawszy

Niedaleko od Pilchowic leży kolejne na naszym szlaku miasteczko, a jest to Wleń. Miejscowość leży w sercu Parku Krajobrazowego Doliny Bobru pomiędzy Górami Kaczawskimi a Pogórzem Izerskim i stanowi uzdrowisko klimatyczne. Dla miłośników dzikiej przyrody wymarzone miejsce na wędrówki. Dla miłośników jazdy turystycznej (i nie tylko) na rowerach, Wleń będzie także świetnym wyborem. Ciekawe i urozmaicone trasy, różne rodzaje nawierzchni, lasy, pola i rzeka. Po prostu piękna przyroda!

Sam Wleń poza sprywatyzowanym pałacem książęcym nie oferuje zbyt wiele. Pałac to była rezydencja rodu Seidlitzów.  W miasteczku zobaczymy miły ryneczek, kilka uliczek, pomnik i to byłoby na tyle. Wleń jako główny cel wycieczek raczej odpada.

W drodze do Wlenia
W drodze do Wlenia

Odrestaurowywany pałac książęcy we Wleniu
Odrestaurowywany pałac książęcy we Wleniu

Sympatyczny znak przy wjeździe do pałacu
Sympatyczny znak przy wjeździe do pałacu

Sympatyczny znak z duszkiem przy wjeździe do pałacu, ma zapewne wiązać się z niespecjalnie sympatycznym morderstwem Dorothei Rohrbeck, które miało miejsce w pałacu 14 lutego  1921 roku. O co poszło? Najprawdopodobniej o... pieniądze, ponieważ młoda Dorothea była spadkobierczynią wielkiego majątku.

Na ryneczku robimy popas. Trochę jemy, trochę pijemy, uzupełniamy zapasy wody, bo już wszystkie bidony suche i chowamy się w cieniu przed niemożebnym wręcz żarem. W nieskończoność jednak siedzieć nie można. Pokrzepieni na duszy i ciele wsiadamy na rowery i ruszamy w drogę powrotną do Nawojowa.

Na rynku we Wleniu
Na rynku we Wleniu

Ratusz we Wleniu
Ratusz we Wleniu


Wracamy inną drogą, niż przybyliśmy, ponieważ po drodze planujemy zobaczyć jeszcze ruiny zamku Lenno, znajdujące się nieopodal Wlenia. Podejście na zamkową górę to prawdziwe wyzwanie. Ponad kilometr mozolnie wdrapujemyw się krętą drogą. Później jeszcze tylko wejście na basztę i - ludzie kochani - dla widoku roztaczającego się ze szczytu wieży było warto! Było warto jak cholera. Zresztą, popatrzcie sami,  a na żywo wygląda to o niebo lepiej! Góry i Pogórze Kaczawskie, Pogórze Izerskie, Park Krajobrazowy Doliny Bobru - do wyboru, do koloru, zależy w którą stronę spojrzeć. Polecamy.

Ruiny zamku Lenno pod Wleniem
Ruiny zamku Lenno pod Wleniem

Widok z baszty zamkowej na Wleń i okolicę
Widok z baszty zamkowej na Wleń i okolicę

Widok z baszty zamkowej na Wleń i okolicę
Widok z baszty zamkowej na Wleń i okolicę

Żeby było śmieszniej, na baszcie i w ogóle w tych ruinach, jesteśmy tylko my, samojedni (chociaż z drugiej strony, komu chciałoby się drapać na tę górę w taki upał, a na pewno było w okolicach 35 stopni). Wokoło nikogo. Pusto, cicho, tylko powietrze drgające od upału, my i ten wspaniały widok! Było warto!

Poniżej ruin zamku znajduje się maleńki kościółek zbudowany wg legendy przez św. Jadwigę
Poniżej ruin zamku znajduje się maleńki kościółek zbudowany wg legendy przez św. Jadwigę

Powstanie maleńkiego kościółka, przycupniętgo poniżej ruin zamku wiąże się ze św. Jadwigą Śląską oraz legendą o tym, jak to Jadwiga - będąc już oddaną modłom i postom - zapragnęła obok zamku męża Henryka Brodatego postawić świątynię, lecz z racji tego, ze wcześniej ufundowała klasztor w Trzebnicy, a pozostały majątek oddała kościołowi, była, niby św. Franciszek, goła i wesoła. Boskim jednak zrządzeniem sarenka, która uprzednio zaprzyjaźniła się ze świętą in spe, tak długo kopytkiem stukała w jakiś murek w lesie, aż w końcu Jadwiga zamiary zwierzątka pojęła i nakazała murek zburzyć, a tam... kasiora, Panie i Panowie, kasiory kupa. I tak oto powstała wg legendy owa malutka świątynka, na chwałę Panu i ku Jadwigi zadowoleniu.


Tablica z historią Wleńskiego grodu
Tablica z historią Wleńskiego grodu


Przed kościółkiem św. Jadwigi


Nasyciwszy się cudownościami krajobrazu, dokonaliśmy szybkiego, acz kontrolowanego zjazdu i już definitywnie ruszyliśmy w drogę powrotną.


W drodze powrotnej do Nawojowa
W drodze powrotnej do Nawojowa


Przez nami około 50km do pokonania. Niby niewiele, upał jednak robi swoje, do tego mnóstwo podjazdów, kilka kilometrów po ruchliwej drodze w towarzystwie dużych ciężarówek, których Matylda serdecznie nienawidzi, parę kilometrów drogą gruntową "na przełaj" i zmęczenie już solidnie daje nam się we znaki.

Były jednak i przyjemne chwile.  Żeby nie być gołosłownym, na drodze przełajowej natknęliśmy się na pięknie owocujace, zdziczałe nieco czereśnie...  No cóż, grzechem byłoby się nie poczęstować...


Tak jakoś te czereśnie do nas wołały: Zjedzcie nas, zjedzcie! No i wąż nas skusił i zjedliśmy, a wtedy oczy nam się otworzyły i zobaczyliśmy, że... no dobra, to nie ta historia ;)

Popas na czereśniowej alei
Popas na czereśniowej alei
Jadąc przez miejscowość Pławna natknęliśmy się na Magiczny Zamek Śląskich Legend. Obiekt z atrakcjami opowiadającymi śląskie legendy, trochę historii i na pewno wiele atrakcji dla dzieci, choć nie tylko.

Magiczny Zamek Śląskich Legend w Pławnej
Magiczny Zamek Śląskich Legend w Pławnej

Magiczny Zamek Śląskich Legend w Pławnej
Magiczny Zamek Śląskich Legend w Pławnej

Summa summarum przyjechaliśmy około 115km. Pogoda dopisała, kondycyjnie też nie było najgorzej. Zobaczyliśmy kilka ciekawych miejsc i budowli, a niektóre widoki naprawdę zapierały dech w piersiach. Warto było wspinać się na każdą górę i zaglądać pod kamienie ;) Jutro kolejna dawka wrażeń. Już wkrótce na blogu - zapraszamy!


Jeżeli zainteresowała Cię nasza relacja, to możesz przeczytać także drugą jej część: Rowerem po Dolnym Śląsku - dzień trzeci i czwarty!


  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

3 komentarze

  1. Dzięki Marqo, Ty to potrafisz człowieka podnieść na duchu! Zawsze to miło robić coś i wiedzieć, że ktoś się tym zainteresuje i poświęci chwilę. Dzięki za czas, komentarze i wszystkie miłe słowa! Relacji z tego wyjazdu będzie jeszcze kilka - jesteśmy w trakcie tworzenia, bo trochę zajęcia z tym jest :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie - bardzo mi się podobają Wasze relacje i zdjęcia . Jakiego aparatu używacie ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic szczególnego - stary Canon SX10IS - nie lustrzanka, zwykła cyfrówka. Do jakości lustrzanek i profesjonalizmu sporo brakuje, ale po latach używania mniej więcej wiem, co i jak zrobić, żeby jakoś to tam wyglądało. Poza tym praktycznie zawsze obrabiam zdjęcia komputerowo i tutaj też można wiele poprawić (lub zepsuć, co mi się często zdarza) mimo tego, że aparat nie zapisuje zdjęcia w RAW-ach, a tylko jako JPG. Niektóre zdjęcia są z telefonu, lecz tych jest mało na blogu - cały Instagram to fotki z telefonu - działka Matyldy ;) Fajnie, że się podobają - dzięki!

    OdpowiedzUsuń