Rowerem przez Henryków, Ziębice, Ząbkowice i okolice - część I
Krajobraz przydrożny w drodze z Ziębic do Ząbkowic Śląskich |
Aktywność fizyczna – wtorek – 2 czerwca 2015: bieg
Po biegowych emocjach w Poddębicach nastał kolejny tydzień regularnego biegania. Nastał także czerwiec, a wraz z nim iście letnia pogoda. Teraz jest już naprawdę cieplutko. Trzeba więcej pić i uważać na słońce... Przy tak pięknej pogodzie Matylda wybrała się dzisiaj na 10-cio kilometrowe wybieganie. Tempo - jako zwykle - konwersacyjne.
Ja także specjalnie się nie wysilałem i zrobiłem dzisiaj rozbieganie 8km w drugiej strefie. Spokojnie i powoli. Trochę czułem plecy po wczorajszej siłowni, tak więc bardzo dobrze się złożyło, że dzisiaj nie przypadły żadne interwały, albo inne sprinty ;)
No i to byłoby na tyle, jeżeli chodzi o bieganie w tym tygodniu - od czwartku wsiadamy na rowery i mamy nadzieję trochę kilometrów nakręcić :)
No i to byłoby na tyle, jeżeli chodzi o bieganie w tym tygodniu - od czwartku wsiadamy na rowery i mamy nadzieję trochę kilometrów nakręcić :)
Dzień pierwszy: wyruszamy na przygodę!
Tym razem wybraliśmy się na Dolny Śląsk, a dokładnie mówiąc w okolice Kamieńca Ząbkowickiego, Ząbkowic, Henrykowa, Ziębic, Paczkowa i Złotego Stoku.
Na miejsce pobytu wybraliśmy wioskę Krzelków, do której także dojechaliśmy na rowerach. Dlaczego taki wybór? Otóż dlatego, że Krzelków położony jest w miarę centralnie względem miejscowości, które planowaliśmy odwiedzić. Dojazd miał długość około 150 kilometrów, tak więc było co jechać. Na szczęście bagażu nie mieliśmy zbyt wiele, sakwy były w miarę lekkie, a wiatr w plecy, tak więc jechało się przyjemnie i lekko.
Do Krzelkowa dotarliśmy późnym popołudniem, trochę już zmęczeni, zwłaszcza końcówką trasy, na której panował duży ruch samochodowy oraz sporo podjazdów, bo to przecie tereny wyżynne. Dodatkowo w tym dniu w Białym Kościele, obok którego przejeżdżaliśmy, odbywał się zlot motocyklistów i na drodze było mnóstwo pędzących z rykiem przedziwnych maszyn. Matylda nieco się całym tym kramem zestresowała i dlatego postanowiliśmy zrezygnować z jazdy drogą główną, którą i tak mieliśmy zaplanowany tylko niezbyt długi odcinek i nadkładając kilka kilometrów, do Krzelkowa dotarliśmy jakimiś bocznymi drogami.
Z przyjemnych wrażeń tego dnia na pewno wymienić trzeba wspaniałą pogodę na rower oraz miłe spotkanie z dwoma dużymi grupami rowerzystów (może ze 20 osób w każdej, jak nie więcej), którzy jechali z Dzierżoniowa do Częstochowy. Moc pozdrowień i zapytań skąd my, a skąd wy, a dokąd. Przyjemna odmiana po śmigających samochodach i motocyklach. Chociaż muszę oddać sprawiedliwość: jeden z kierowców także nam pomachał i z zainteresowaniem pytał dokąd jedziemy.
Po drodze natknęliśmy się także na jedną procesję z okazji święta Bożego Ciała. Było to w małej wiosce, tak więc procesja nie była wielka i trochę boczkiem wśród wiernych żeśmy się przepchnęli ;) Teraz myślę, że mogliśmy przeczekać i przy okazji zrobić sobie przerwę. Trudno - było, jak było.
W pierwszym dniu - dniu dojazdowym - specjalnie niczego nie zwiedzaliśmy. Widzieliśmy za to przepiękne pola maków oraz jakichś fioletowych kwiatków. Zwiedzanie okolicznych atrakcji i ciekawostek mamy nadzieję rozpocząć od jutra.
Po przespanej snem kamiennym nocy i porządnym śniadaniu zjedzonym w ogródku, rozpoczęliśmy kolejny dzień na rowerach.
Dzisiaj w planie mieliśmy Henryków, Ziębice i Ząbkowice Śląskie, żeby wymienić tylko te większe miejscowości. W sumie około 70 km jazdy po wzgórzach na trasie o kształcie zbliżonym do ósemki. Od samego rana pogoda kryształowa. Ani jednej chmurki i tak przez cały dzień. Trzeba było sporo pić i chronić głowę.
Naszą wycieczkę rozpoczynamy od Henrykowa, w którym po raz pierwszy byliśmy 10 lat temu, także na rowerach, lecz tylko przejazdem w drodze do Kudowy Zdroju. Tym razem dokładnie sobie obejrzeliśmy zabytkowe opactwo cysterskie. Zwłaszcza że poza nim oraz ciszą i spokojem niewiele co więcej jest w tym sennym miasteczku ciekawego, a za to bardzo miło jest zadumać się na klasztornej ławeczce nad bytowaniem...
Opactwo w Henrykowie jest jednym z najokazalszych i najpiękniejszych założeń barokowych na Śląsku oraz miejscem powstania Księgi Henrykowskiej – zabytku piśmiennictwa polskiego. Obecnie w opactwie znajduje się oddział Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu oraz Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. bł. Edmunda Bojanowskiego.
Na marginesie: jeszcze do zeszłego roku odbywały się w Henrykowie Biegi Henrykowskie. Konkretnie był to organizowany w sierpniu półmaraton. W tym roku organizator biegu - Fundacja Dwa Światy - poinformowała, że z powodu braku wystarczających funduszy biegu nie będzie. Być może uda się pozyskać niezbędne środki na rok 2016. Trochę szkoda, ponieważ bieg nie był wcale najłatwiejszy, a poza tym trasa wiodła przez malownicze tereny (część trasy biegu przejechaliśmy zresztą na rowerach). Trzymamy kciuki za przyszły rok. Może nawet razem pobiegniemy :)
Z Henrykowa pojechaliśmy do Witostowic, aby zobaczyć ruiny zamku na wodzie. Część naszej trasy wiodła przez malowniczy las, w którym Nadleśnictwo Henryków stworzyło ciekawą i malowniczą ścieżkę przyrodniczo-dydaktyczną.
Zamek w Witostowicach to bastejowy zamek szlachecki powstały na początku XIVw. Z racji tego, że jest okolony podwójną fosą, zwany Zamkiem na Wodzie. Obecny, dość surowy wygląd zamku pochodzi z XVIII w. Zamek musiał kiedyś wyglądać imponująco, bo nawet dzisiaj zaniedbane jego pozostałości robią duże wrażenie. Poza tym cisza i pustka wielkiej, opuszczonej budowli, w której niegdyś toczyło się życie, wywołują myśli o trwałości ludzkich dzieł i dokonań.
W melancholijnych nastrojach ruszyliśmy w dalszą drogę. Słońce zaczęło trochę poważniej przygrzewać.
Po kilkunastu kilometrach stanęliśmy na rynku w Ziębicach. To niewielkie miasteczko nie zrobiło na nas najlepszego wrażenia. Nie rozumiemy, o co chodzi z jakimś takim brakiem dbałości o najbliższe otoczenie na tych terenach. Niby wiemy, że to ziemie odzyskane, ludność przesiedlona, napływowa, wymieszana, oderwana od korzeni, ale kiedy to było. Czyżby po tylu latach wciąż gdzieś z tyłu głowy siedziało przekonanie, że to wszystko tymczasowe, że przyjedzie Niemiec i zabierze, a zatem nie ma co się starać?
Może to co teraz napiszę nie będzie się podobało, ale jeżdżąc po tych odzyskanych terenach i patrząc na tyle ruin budowli, które kiedyś były piękne, przydatne i użyteczne, a dzisiaj porastają zielskiem, bądź są prowizorycznie i byle jak łatane przy pomocy drutu i sznurka, odniosłem wrażenie, jakby kiedyś rozwijała się tutaj jakaś zaawansowana cywilizacja, która nagle się skończyła, a po niej nastał okres wieków ciemnych, kiedy to skomplikowane twory poprzedniej cywilizacji wykorzystuje się niezgodnie z ich przeznaczeniem, lub pozostawia bez opieki, aby bezpowrotnie zniszczały. Wiem, wiem, wojna, lata komuny, celowe niszczenie... Tak mi się tylko jakoś skojarzyło.
W Ząbkowicach spędziliśmy sporo czasu, bo to i zjeść coś było trzeba i jakiejś dobrej kawy popić, a tutaj przy krzywej wieży dawali naprawdę dobrą kawę i nawet domowe ciasto do tego - grzechem byłoby nie skorzystać - nie samym wszak zwiedzaniem żyje człowiek.
Krzywa wieża w Ząbkowicach, zwana "śląską Pizą". Wieża ma 34 metry wysokości, aktualne odchylenie od pionu wynosi 2,14m. Na wieżę można wejść za niewielką opłatą i z góry rozkoszować się panoramą okolicznych gór, lub - jeśli kto lubi - pozaglądać ludziom w okna korzystając z darmowych zamontowanych na szczycie wieży lunet. Oficjalna wersja, dlaczego wieża jest krzywa, to wstrząsy tektoniczne. Zaraz obok krzywej wieży znajduje się Informacja Turystyczna oraz widoczna na zdjęciu po lewej stronie, a wspomniana przez nas wyżej, kameralna kawiarenka z przepyszną kawą i nie tylko.
Późnym popołudniem zebraliśmy się w drogę powrotną do Krzelkowa. Po drodze przejechaliśmy jeszcze przez piękny las bukowy - Rezerwat Muszkowicki Las Bukowy. Dla miłośników leśnych ostępów pozycja obowiązkowa. Piękny i dostojny las, w którym można się wyciszyć i odpocząć.
Na drodze przed rezerwatem Matyldę pogonił sporych rozmiarów pies wilczuropodobny, a ja przy zjeździe z prędkością około 40 km/h miałem zderzenie z tłustym jamnikiem, który podstępnie zaczaił się na mnie za stojącym samochodem, ale chyba coś źle obliczył i zamiast za mną, wyskoczył mi prosto pod przednie koło. Było mocne hamowanie i nagły skręt. Szczęśliwie ani jamnikowi, ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, chociaż przez chwilę myślałem, że zniszczyłem kolejne koło. Inna sprawa, że mogłem zjeżdżać wolniej...
Całość wycieczki zamknęła się w 75 przejechanych kilometrach. Niby nie dużo, ale jazda po górkach oraz wysoka temperatura nieźle nas wymęczyły. Płaskich odcinków trasy praktycznie nie było. Za to zadowolenie z pokonania trasy wielkie.
* * *
Tak minęły nam dwa pierwsze dni tegorocznej "czerwcówki". Łącznie w tym czasie przejechaliśmy około 220km, co jak na nas, jest całkiem sporą ilością (ależ jesteśmy dumni ;). Już wkrótce relacja z dwóch kolejnych dni naszych rowerowych wojaży po Dolnym Śląsku. Prosimy o chwilkę na przygotowanie, ponieważ ostatnio trochę czasu maławo się zrobiło...
Na miejsce pobytu wybraliśmy wioskę Krzelków, do której także dojechaliśmy na rowerach. Dlaczego taki wybór? Otóż dlatego, że Krzelków położony jest w miarę centralnie względem miejscowości, które planowaliśmy odwiedzić. Dojazd miał długość około 150 kilometrów, tak więc było co jechać. Na szczęście bagażu nie mieliśmy zbyt wiele, sakwy były w miarę lekkie, a wiatr w plecy, tak więc jechało się przyjemnie i lekko.
Nasze rącze rumaki w drodze do Krzelkowa |
Do Krzelkowa dotarliśmy późnym popołudniem, trochę już zmęczeni, zwłaszcza końcówką trasy, na której panował duży ruch samochodowy oraz sporo podjazdów, bo to przecie tereny wyżynne. Dodatkowo w tym dniu w Białym Kościele, obok którego przejeżdżaliśmy, odbywał się zlot motocyklistów i na drodze było mnóstwo pędzących z rykiem przedziwnych maszyn. Matylda nieco się całym tym kramem zestresowała i dlatego postanowiliśmy zrezygnować z jazdy drogą główną, którą i tak mieliśmy zaplanowany tylko niezbyt długi odcinek i nadkładając kilka kilometrów, do Krzelkowa dotarliśmy jakimiś bocznymi drogami.
Pole maków |
Z przyjemnych wrażeń tego dnia na pewno wymienić trzeba wspaniałą pogodę na rower oraz miłe spotkanie z dwoma dużymi grupami rowerzystów (może ze 20 osób w każdej, jak nie więcej), którzy jechali z Dzierżoniowa do Częstochowy. Moc pozdrowień i zapytań skąd my, a skąd wy, a dokąd. Przyjemna odmiana po śmigających samochodach i motocyklach. Chociaż muszę oddać sprawiedliwość: jeden z kierowców także nam pomachał i z zainteresowaniem pytał dokąd jedziemy.
Piękne krajobrazy |
Po drodze natknęliśmy się także na jedną procesję z okazji święta Bożego Ciała. Było to w małej wiosce, tak więc procesja nie była wielka i trochę boczkiem wśród wiernych żeśmy się przepchnęli ;) Teraz myślę, że mogliśmy przeczekać i przy okazji zrobić sobie przerwę. Trudno - było, jak było.
Pole fioletowych kwiatów - wstyd się przyznać, lecz nie mamy pojęcia, jak się nazywają |
Kościółek w Krzelkowie - już dojeżdżamy |
Dzień drugi: sprawa jest poważna - zaczynamy jazdę po górkach
Po przespanej snem kamiennym nocy i porządnym śniadaniu zjedzonym w ogródku, rozpoczęliśmy kolejny dzień na rowerach.
Dzisiaj w planie mieliśmy Henryków, Ziębice i Ząbkowice Śląskie, żeby wymienić tylko te większe miejscowości. W sumie około 70 km jazdy po wzgórzach na trasie o kształcie zbliżonym do ósemki. Od samego rana pogoda kryształowa. Ani jednej chmurki i tak przez cały dzień. Trzeba było sporo pić i chronić głowę.
Widok na opactwo w Henrykowie |
Naszą wycieczkę rozpoczynamy od Henrykowa, w którym po raz pierwszy byliśmy 10 lat temu, także na rowerach, lecz tylko przejazdem w drodze do Kudowy Zdroju. Tym razem dokładnie sobie obejrzeliśmy zabytkowe opactwo cysterskie. Zwłaszcza że poza nim oraz ciszą i spokojem niewiele co więcej jest w tym sennym miasteczku ciekawego, a za to bardzo miło jest zadumać się na klasztornej ławeczce nad bytowaniem...
Opactwo w Henrykowie jest jednym z najokazalszych i najpiękniejszych założeń barokowych na Śląsku oraz miejscem powstania Księgi Henrykowskiej – zabytku piśmiennictwa polskiego. Obecnie w opactwie znajduje się oddział Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu oraz Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. bł. Edmunda Bojanowskiego.
Opactwo w Henrykowie od strony parku |
Opactwo w Henrykowie |
Opactwo w Henrykowie |
Opactwo w Henrykowie |
Opactwo w Henrykowie |
Opactwo w Henrykowie - wnętrze kościoła |
Opactwo w Henrykowie - malowidło na suficie kościelnej kruchty |
Na marginesie: jeszcze do zeszłego roku odbywały się w Henrykowie Biegi Henrykowskie. Konkretnie był to organizowany w sierpniu półmaraton. W tym roku organizator biegu - Fundacja Dwa Światy - poinformowała, że z powodu braku wystarczających funduszy biegu nie będzie. Być może uda się pozyskać niezbędne środki na rok 2016. Trochę szkoda, ponieważ bieg nie był wcale najłatwiejszy, a poza tym trasa wiodła przez malownicze tereny (część trasy biegu przejechaliśmy zresztą na rowerach). Trzymamy kciuki za przyszły rok. Może nawet razem pobiegniemy :)
Ścieżka przyrodniczo-dydaktyczna rozpoczynająca się w przyklasztornym parku |
Z Henrykowa pojechaliśmy do Witostowic, aby zobaczyć ruiny zamku na wodzie. Część naszej trasy wiodła przez malowniczy las, w którym Nadleśnictwo Henryków stworzyło ciekawą i malowniczą ścieżkę przyrodniczo-dydaktyczną.
Zamek w Witostowicach to bastejowy zamek szlachecki powstały na początku XIVw. Z racji tego, że jest okolony podwójną fosą, zwany Zamkiem na Wodzie. Obecny, dość surowy wygląd zamku pochodzi z XVIII w. Zamek musiał kiedyś wyglądać imponująco, bo nawet dzisiaj zaniedbane jego pozostałości robią duże wrażenie. Poza tym cisza i pustka wielkiej, opuszczonej budowli, w której niegdyś toczyło się życie, wywołują myśli o trwałości ludzkich dzieł i dokonań.
Ruiny zamku w Witostowicach |
Ruiny zamku w Witostowicach |
Ruiny zamku w Witostowicach |
Ruiny zamku w Witostowicach |
W melancholijnych nastrojach ruszyliśmy w dalszą drogę. Słońce zaczęło trochę poważniej przygrzewać.
Stylowy szyld Polmozbytu z epoki równości i braterstwa - do obejrzenia tylko w Ziębicach, był jeszcze stylowy szyld Cepelii, ale już nie robiłem zdjęcia |
Może to co teraz napiszę nie będzie się podobało, ale jeżdżąc po tych odzyskanych terenach i patrząc na tyle ruin budowli, które kiedyś były piękne, przydatne i użyteczne, a dzisiaj porastają zielskiem, bądź są prowizorycznie i byle jak łatane przy pomocy drutu i sznurka, odniosłem wrażenie, jakby kiedyś rozwijała się tutaj jakaś zaawansowana cywilizacja, która nagle się skończyła, a po niej nastał okres wieków ciemnych, kiedy to skomplikowane twory poprzedniej cywilizacji wykorzystuje się niezgodnie z ich przeznaczeniem, lub pozostawia bez opieki, aby bezpowrotnie zniszczały. Wiem, wiem, wojna, lata komuny, celowe niszczenie... Tak mi się tylko jakoś skojarzyło.
Rynek w Ziębicach |
Bazylika mniejsza św. Jerzego Męczennika i Sanktuarium Męki Pańskiej w Ziębicach |
Bazylika mniejsza św. Jerzego Męczennika i Sanktuarium Męki Pańskiej w Ziębicach |
Bazylika mniejsza św. Jerzego Męczennika i Sanktuarium Męki Pańskiej w Ziębicach |
Na rynku w Ziębicach |
Krajobraz przydrożny w drodze z Ziębic do Ząbkowic Śląskich |
Z Ziębic droga wiodła do Ząbkowic Śląskich. Te okazały się być bardzo sympatycznym miastem z urokliwym rynkiem oraz ciekawymi zabytkami takimi jak krzywa wieża, zabytkowy ratusz, ruiny zamku z XV wieku oraz atrakcjami typu laboratorium Frankensteina. Dlaczego akurat taka dziwna atrakcja? Ano dlatego, że do końca II Wojny Światowej Ząbkowice nosiły nazwę... Frankenstein :)
Laboratorium Frankensteina w Ząbkowicach Śląskich |
W Ząbkowicach spędziliśmy sporo czasu, bo to i zjeść coś było trzeba i jakiejś dobrej kawy popić, a tutaj przy krzywej wieży dawali naprawdę dobrą kawę i nawet domowe ciasto do tego - grzechem byłoby nie skorzystać - nie samym wszak zwiedzaniem żyje człowiek.
Ratusz w Ząbkowicach Śląskich - pod parasolami urządziliśmy sobie popas |
Krzywa wieża w Ząbkowicach, zwana "śląską Pizą". Wieża ma 34 metry wysokości, aktualne odchylenie od pionu wynosi 2,14m. Na wieżę można wejść za niewielką opłatą i z góry rozkoszować się panoramą okolicznych gór, lub - jeśli kto lubi - pozaglądać ludziom w okna korzystając z darmowych zamontowanych na szczycie wieży lunet. Oficjalna wersja, dlaczego wieża jest krzywa, to wstrząsy tektoniczne. Zaraz obok krzywej wieży znajduje się Informacja Turystyczna oraz widoczna na zdjęciu po lewej stronie, a wspomniana przez nas wyżej, kameralna kawiarenka z przepyszną kawą i nie tylko.
Krzywa wieża w Ząbkowicach |
Ratusz w Ząbkowicach |
Widok z Krzywej Wieży - po prawej widać ruiny zamku w Ząbkowicach |
Widok z Krzywej Wieży w Ząbkowicach |
Ruiny zamku w Ząbkowicach - pierwotna warownia z XIV wieku, następnie częściowo rozebrana i w tym miejscu zbudowany zamek w stylu renesansowym |
Widok z Krzywej Wieży - ząbkowicki ratusz |
Późnym popołudniem zebraliśmy się w drogę powrotną do Krzelkowa. Po drodze przejechaliśmy jeszcze przez piękny las bukowy - Rezerwat Muszkowicki Las Bukowy. Dla miłośników leśnych ostępów pozycja obowiązkowa. Piękny i dostojny las, w którym można się wyciszyć i odpocząć.
Kościół w jednej z wiosek, przez które przejeżdżaliśmy |
Wnętrze kościoła - w kruchcie wydrukowana - zupełnie współczesna - imienna lista, ile który z mieszkańców wioski wpłacił na kościół.,. |
Na drodze przed rezerwatem Matyldę pogonił sporych rozmiarów pies wilczuropodobny, a ja przy zjeździe z prędkością około 40 km/h miałem zderzenie z tłustym jamnikiem, który podstępnie zaczaił się na mnie za stojącym samochodem, ale chyba coś źle obliczył i zamiast za mną, wyskoczył mi prosto pod przednie koło. Było mocne hamowanie i nagły skręt. Szczęśliwie ani jamnikowi, ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, chociaż przez chwilę myślałem, że zniszczyłem kolejne koło. Inna sprawa, że mogłem zjeżdżać wolniej...
Krajobrazy okolic Henrykowa |
Całość wycieczki zamknęła się w 75 przejechanych kilometrach. Niby nie dużo, ale jazda po górkach oraz wysoka temperatura nieźle nas wymęczyły. Płaskich odcinków trasy praktycznie nie było. Za to zadowolenie z pokonania trasy wielkie.
* * *
Tak minęły nam dwa pierwsze dni tegorocznej "czerwcówki". Łącznie w tym czasie przejechaliśmy około 220km, co jak na nas, jest całkiem sporą ilością (ależ jesteśmy dumni ;). Już wkrótce relacja z dwóch kolejnych dni naszych rowerowych wojaży po Dolnym Śląsku. Prosimy o chwilkę na przygotowanie, ponieważ ostatnio trochę czasu maławo się zrobiło...
6 komentarze
Piękne tereny. Jest jeszcze tyle miejsc w których nie byłam, ale czasu brak..
OdpowiedzUsuńPiękne tereny macie do zwiedzania na rowerze . Fotki wspaniałe .
OdpowiedzUsuńDziękujemy za komentarz :) My staramy się jakoś tak robić, aby te krótkie wolne dni przeznaczyć na takie wycieczki - kombinuję z urlopem, decyzja zapada i jedziemy ;) Życie za krótkie na czekanie, aż kiedyś tam może będziemy robić sobie wycieczki...
OdpowiedzUsuńMarqo - miód na me serce lejesz ;) Tereny faktycznie ciekawe i można tam od nas dojechać rowerem. Zdjęcia to inny temat - marzy mi się jakiś konkretniejszy aparat, ale wszystkiego mieć nie można i na razie robię tym, co mamy. Z drugiej strony lustrzanka do dodatkowy bagaż do wożenia. Tak źle i tak niedobrze...
OdpowiedzUsuńWasze wyprawy to doskonały przykład na to .. . aby się zatrzymać ...w tym rozpędzonym świecie, gdzie często zapominamy o tym, że obok nas istnieją miejsca spokojne, ładne - które ucieszą nasze oko i zarówno dadzą spokój i ukojenie naszej duszy . Wystarczy się jedynie zatrzymać, wsiąść na rower lub wyruszyć w pieszą wędrówkę.
OdpowiedzUsuńOglądając Wasze zdjęcia - chciałabym się przenieść w te miejsca - piękne ...
A i widzę, że szablon bloga zmieniliście - bardzo przejrzyście tu Was - super :)
Dzięki wielkie i fajnie, że komuś się podoba. Tak wraz z upływem lat naszych zauważamy, że coraz bliżej nam właśnie do miejsc pustych, cichych i odludnych. Miasto, tłum, hałas, atrakcje - jakoś nas do tego już nie ciągnie. Czasem przyjemniej w lesie posiedzieć i ptaków posłuchać...
OdpowiedzUsuńZ szablonem tak jakoś wyszło ;) Znalazłem, miałem wolną sobotę to i usiadłem i dokonałem adaptacji. Tamten się trochę opatrzył i znudził. Zresztą, strony jak wystawy sklepowe - czasem trzeba odświeżać :)