Dziennik aktywności fizycznej – od 2 do 8 marca 2015
Aktywność fizyczna – wtorek – 3 marca 2015: bieg
Smutny były PGR... |
Imieniny miesiąca. Matylda od rana biega, a ja od rana do dentysty. Na szczęście poszło szybko, bezboleśnie i mam nadzieję - skutecznie.
Mimo, że już marzec, to dzisiaj nad ranem całkiem ładnie sypało śniegiem. Jednak już około 7 po śniegu pozostały tylko wspomnienia. Sprawdza się powiedzonko: "W marcu jak w garncu". Teraz np co kilka minut świeci słońce i przechodzą chmury, a czasem coś tam pokropi. Na nudę pogodową narzekać nie można.
Jako się rzekło, Matylda dzisiaj od rana biegała. Było 5 km w stałym tempie. Tym razem 5:49min/km. Ponieważ bieganie z większym tempem zdaje się być rzeczywistym wzrostem formy, Matylda dokonała przeliczenia cyferek w planie i od jutra biega nieco szybciej.
U mnie kolejny wtorek aktywnego wypoczynku. Znaczy to mniej więcej tyle, że biegam 5km joggingu w jakimś tempie w okolicach 6min/km i tyle. W zasadzie lekkie bieganie mam przez cały obecny tydzień. Dopiero w niedzielę większe tempo i dystans. Nie narzekam, tym bardziej, że po ostatnich - dość intensywnych tygodniach - bardzo chętnie pobiegam sobie trochę wolniej.
Aktywność fizyczna – środa – 4 marca 2015: bieg
Pogoda nadal zmienną jest. Za to Matylda niezmiennie od rana biega. Normalnie aż mi głupio ;) Dzisiaj ponownie 5km ciągłego biegu w stałym tempie. Zakres od 5:54 do 5:46min/km. Mimo naprawdę silnego, chłodnego wiatru, udało się pobiec w górnej granicy normy - średnia 5:46! Jestem z siebie dumna!
Aktywność fizyczna – czwartek – 5 marca 2015: bieg
Biegnij, biegnij, biegnij... to refren jakiejś piosenki, która ostatnio spodobała się Matyldzie ;) Pobiegłem więc. Dziś spokojnie, relaksacyjnie. 13.5km w zakresie tempa od 05:46 do 05:13min/km. Pobiegłem chyba 05:16min/km i było wygodnie. Biegłem przy naprawdę ogromnym księżycu, który akurat wschodził. Piękny widok. Wokół ciemno, pola i tylko ten niesamowicie wielki księżyc na niebie, i wszystko skąpane w niesamowitym księżycowym blasku. Nastrojowo i niesamowicie trochę ;)
Niby nic niespotykanego, ot wschód księżyca, a jednak warto w takich chwilach zapatrzeć się na te piękne zjawisko, które akurat się dzieje, bo bardzo często przechodzimy mimo i nie widzimy świata i piękna natury. Siedzimy zamknięci w tych naszych kokonach, omotani myślami o rzeczach, które tak po prawdzie, wielkiego znaczenia nie mają...
Aktywność fizyczna – sobota – 7 marca 2015: bieg
Pięknie jest dzisiaj! Po prostu pięknie. I tak właśnie być powinno :) Żeby trochę tego piękna wykorzystać Matylda ruszyła na szybkie podziwianie przyrody. Popołudniowe interwały 3x1km (od 5:54 do 5:30min/km) z trzyminutową przerwą na odpoczynek. Szybko, sprawnie i przyjemnie.
Ja w sobotę mam wolne i staram się nie ruszać ni ręką, ni nogą ;) Pewnie gdy będzie dłuższy dzień, to i w sobotę jakiś rowerek się trafi. Teraz sobota to dla mnie dzień odpoczynku (pomijając pracę etatową.).
Aktywność fizyczna – niedziela – 8 marca 2015: bieg + rower
Nasze leniwe koty wygrzewają się na słońcu |
Pogoda znowu piękna. Od rana zatem aktywnie. Pobudka o 7 i biegniemy. Ja wcześniej, Matylda trochę później.
Nie wiem, co jest nie tak z tym niedzielnym bieganiem, ale dzisiaj to była już zupełna porażka. Od początku do końca. Walka o każdy kilometr. I tak nie udało się zrobić założonego tempa. Miało być 18km na 4:49min/km, a wyszło 18km na 4:56. Kiepsko. Specjalnie już w piątek zrobiłem lekką siłownię - tyle, co nic - żeby w niedzielę pobiec sobie w miarę komfortowo, a tu taka lipa. No nic. Pewnie to jakiś jednorazowy spadek formy - taką mam nadzieję. W ogóle psychicznie nie miałem ochoty zmagać się z tym biegiem i maszerowałem kilka razy, dla odpoczynku... Bywa i tak. Ale przynajmniej pogoda była wspaniała i mogłem cieszyć się słońcem i niebieskim niebem nad głową!
Matylda także coś narzeka na niechęć do biegania. Może to jakie zaraźliwe dziadostwo? Ponarzekała, ale swoje zrobiła. 5km ciągłego biegu od 5:54 do 5:46min/km. Wyszło 5:43, czyli powyżej normy.
ROWER
Zaprawdę, grzechem byłoby dzisiaj nie wykorzystać tak wspaniałej pogody. Ciężki bieg to nic. Postanowiliśmy zrobić lekki rower. Pojechaliśmy trochę dalej, niż ostatnimi czasy, ponieważ było naprawdę bardzo przyjemnie. Takie pierwsze wiosenne ciepło. Spokojnie można było jechać bez rękawiczek i dobrze, że wzięliśmy bidony z piciem, bo inaczej usychalibyśmy po drodze z pragnienia. Ta prędkość maksymalna to jakaś z kosmosu chyba, bo ja sobie nie przypominam, abym takową osiągnął. Góra może ze 34km/h.
Prosta droga |
Dzisiejsza wycieczka była pod hasłem "Fotografujemy opuszczone miejsca". Jedno to zdewastowany PGR. Klimaty nieco jak z filmu Arizona (można zobaczyć, jak ktoś lubi takie dokumenty).
Drugie to zniszczony pałacyk. Aż szkoda, że taka ładna budowla została tak zapuszczona i zaniedbana. Pewnie znowu wszystko rozbija się o brak pieniędzy. Wokół pałacyku jest całkiem spory park. Teraz to w zasadzie plątanina krzaków i chaszczy przeróżnych.
Śmialiśmy się z Matyldą, że gdyby coś takiego było na Bornholmie, to już dawno zostałoby odrestaurowane, obstawione dziesiątkami znaków wskazujących, jak dojechać, oraz opisane we wszystkich folderach turystycznych i udostępnione do zwiedzania. Tam czasem kupa omszałych kamieni jest opisana niby Wawel: można obejrzeć pradawną twierdzę Wikingów itd.... Na miejscu faktycznie kupa omszałych kamieni, lecz w przewodnikach rekonstrukcje, obrazki, informacje. Jak dojechać, strzałki, na miejscu jakieś ławeczki, zadaszenie... I ludzie przyjeżdżają i oglądają. A u nas? A u nas piękny pałacyk stoi zapomniany w krzakach i się rozpada. Żadnego oznakowania, żadnej informacji. Żadnych zdjęć.
Drugie to zniszczony pałacyk. Aż szkoda, że taka ładna budowla została tak zapuszczona i zaniedbana. Pewnie znowu wszystko rozbija się o brak pieniędzy. Wokół pałacyku jest całkiem spory park. Teraz to w zasadzie plątanina krzaków i chaszczy przeróżnych.
Śmialiśmy się z Matyldą, że gdyby coś takiego było na Bornholmie, to już dawno zostałoby odrestaurowane, obstawione dziesiątkami znaków wskazujących, jak dojechać, oraz opisane we wszystkich folderach turystycznych i udostępnione do zwiedzania. Tam czasem kupa omszałych kamieni jest opisana niby Wawel: można obejrzeć pradawną twierdzę Wikingów itd.... Na miejscu faktycznie kupa omszałych kamieni, lecz w przewodnikach rekonstrukcje, obrazki, informacje. Jak dojechać, strzałki, na miejscu jakieś ławeczki, zadaszenie... I ludzie przyjeżdżają i oglądają. A u nas? A u nas piękny pałacyk stoi zapomniany w krzakach i się rozpada. Żadnego oznakowania, żadnej informacji. Żadnych zdjęć.
Zrujnowany pałacyk |
Zrujnowany pałacyk |
Zrujnowany pałacyk |
Piwnica w zrujnowanym pałacyku |
Na chwilkę wpadliśmy także na mijaną po drodze siłownię na wolnym powietrzu. Ćwiczy się na tym wykorzystując ciężar ciała, tak więc krzywdy raczej nikt sobie nie zrobi. Matylda musiała wypróbować wszystkie urządzenia!
KUCHNIA
Chwaliliśmy się ostatnio książką Jadłonomia i dzisiaj postanowiliśmy wypróbować jeden z przepisów z tego właśnie poradnika. Zrobiliśmy bób po libańsku. Dla zainteresowanych lista składników:
- 4 szklanki bobu
- 1 cebula
- 2 liście laurowe
- 2 łupiny kardamonu
- 2 łyżeczki mielonego kuminu
- 1 łyżeczka mielonej kolendry
- 1 łyżeczka cynamonu
- 1/4 łyżeczki chili
- kilka łyżek oleju
- 2 puszki pomidorów
- 2 łyżki rodzynek
- sól, pieprz
Składników trochę dużo, ale większość to przyprawy, tak więc nie ma się czego bać ;) Przygotowanie proste. Ugotować i odcedzić bób. Pokrojoną w kostkę cebulę wrzucić do garnka na rozgrzany olej wraz z wszystkimi przyprawami i dusić około 3 minuty. Dorzucić ugotowany bób w łupinach i dusić kolejne 3 minuty. Dodać pomidory, rodzynki, sól i pieprz, dusić 15 minut. Podawać na ciepło posypany natką pietruszki. Sam bób trochę nudno zajadać, tak więc zaserwowaliśmy do niego kuskus. Smaczne, proste i sycące danie. Polecamy!
Zdjęcie nieszczególne, ponieważ na szybko robiłem telefonem. Głodni byliśmy po rowerze i już nie miałem sumienia bawić się z aparatem ;)
Zdjęcie nieszczególne, ponieważ na szybko robiłem telefonem. Głodni byliśmy po rowerze i już nie miałem sumienia bawić się z aparatem ;)
Bób po libańsku |
4 komentarze
Mam ochotę na wypróbowanie tej potrawy, bo kotleciki z kaszy jaglanej weszły u mnie do menu. :)
OdpowiedzUsuńŻal patrzeć, gdy takie zabytki popadają w ruinę.
Próbuj, próbuj - szybkie przygotowanie, prostota, a podjeść sobie można całkiem smacznie! Zabytki... jeździliśmy obok tego miejsca już wiele razy, ale jakoś nigdy go nie widzieliśmy, ponieważ przeważnie jeździliśmy latem, gdy bujnie rozwinięta przyroda, liście na drzewach itp zasłaniały ten pałacyk od strony drogi. Myśleliśmy, że to tylko zaniedbany park. Teraz - liści jeszcze nie ma - i zobaczyliśmy, że tam coś jest. Pewnie się rozsypie za jakiś czas i pójdzie w zapomnienie...
OdpowiedzUsuńWielka szkoda. Tam musiały być piękne wnętrza.
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać, że świetne zdjęcia!
Dzięki. Zdjęcia podkolorowane (nie wiem, czy nie trochę "odpustowo"), ale chciałem, żeby była atmosfera zapuszczenia i zniszczenia. Cieszymy się, że się podoba!
OdpowiedzUsuń