Słowo na niedzielę o chomikach, czyli musisz napędzać
Tak jakoś dzisiaj rano rozmawialiśmy sobie luźno z Matyldą, trochę o wszystkim i o niczym, jak to przy porannej kawie.
Było coś tam o kredytach we frankach, w tle bez przerwy na oddech "włączali niskie ceny", gorąca kawa parowała w kubkach. Ot, poranek jak setki innych.
Gadaliśmy, gadaliśmy, zahaczyliśmy o temat wyrabiania narzuconych "targetów", norm sprzedażowych, wciskania klientom produktów stojących przy kasie itp praktyk i tak jakoś pomyślałem sobie (wiem, wielce, zaprawdę wielce odkrywcza to myśl ;), że w tym wszystkim - nieważne czy są to kredyty na przewartościowane domy, czy wciskanie klientom niepotrzebnych im towarów i usług - chodzi tylko i wyłącznie o jedno: o sprzedaż, a co za tym idzie, o zysk.
Nikt nie ma na względzie dobra klienta. Owszem, wszelkie zachęty i reklamy bez przerwy wycierają sobie gębę dobrem, wygodą i zadowoleniem klienta, lecz jest to tylko przykrywka. Nikomu, dokładnie nikomu tak naprawdę nie zależy na moim i Twoim dobru. Nikomu. Żadnej instytucji. Żadnej sieci handlowej. Żadnemu bankowi. Żadnemu operatorowi telefonii, czy kablówki. Nikomu. Wszystkim natomiast zależy na jednym: na sprzedaży i zysku. Zysku wypracowywanego Twoim i moim kosztem. To wszystko. Nie ma niczego więcej. Jest tylko i wyłącznie zysk. Cała reszta to fasada.
Prawda, że myśl świeża, niczym przywiędłe jesienne liście? Oczywiście, że tak. Co jednak ciekawe, swojego czasu pojawiały się ze strony mających na tym świecie coś do powiedzenia (i stracenia) zachęty i wezwania, abyśmy to my właśnie, naszym konsumowaniem, zadłużaniem się itp głupkowatymi postępkami, napędzali gospodarkę. Ba, że wręcz naszym patriotycznym obowiązkiem jest "napędzanie gospodarki". Pomoc gospodarce w kryzysie.
Zaraz, zaraz, że niby co? Ja mam pomagać gospodarce (cokolwiek by to określenie miało oznaczać) kupując jakieś niepotrzebne mi badziewia? Mam pomagać gospodarce, biorąc jakieś bezsensowne kredyty, które na kolejnych trzydzieści lat uczynią ze mnie niewolnika? W imię czego? Kogo? Dla dobra hipotetycznych przyszłych pokoleń?
Aaa, już rozumiem! To właśnie ja mam być jednym z milionów chomików napędzających w swoich małych kołowrotkach rozwój lokalnej i globalnej gospodarki. To właśnie ja, za cenę własnego zdrowia, szczęścia, za cenę bezsensownej egzystencji, mam napędzać gospodarkę. Taką rolę wyznaczyli mi jaśnie nam panujący. I nie chodzi mi tutaj o ekipę aktualnie rządzącą w naszym kraju.
Chodzi raczej o ogólnoświatowy system oparty na konsupcjonizmie i zachęcaniu do bezsensownego otaczania się śmieciami, który jedyne, czego ode mnie wymaga, to tego, abym kupował. Szedł za stadem, nie rozglądał się na boki i tylko i wyłącznie kupował. Zawsze i bez przerwy kupował. Proszki, skarpetki, telefony, podpaski, suplementy diety, witaminy, samochody, domy, mieszkania, pralki, lodówki, meble i telewizory. Mam kupować. Od rana do nocy i od zmierzchu do świtu (kto lubi filmy klasy B, ten wie o co chodzi).
Nieważne. Potrzebuję, czy nie. Mam kupować. Kupować, kupować, kupować... Mam zostać królem śmieci, za które - w ostatecznym rozrachunku - bardzo drogo przyjdzie mi zapłacić. O tym jednakowoż nie muszę już wiedzieć, ponieważ taka wiedza nie służyłaby mojemu chomiczemu dobrostanowi. O to, że po wyciśnięciu ze mnie, wszystkiego co tylko możliwe, zostanę wyrzucony na śmietnik i zastąpiony kolejnym trybikiem, także nie powinienem się troskać. A tak w ogóle to cóż to za brednie? Kiedy już łaskawie zakończy się okres mojej kołowrotkowej niewoli, zostanę przecież otoczony serdeczną opieką dobrej i kochającej gospodarki, którą tak żarliwie napędzałem i będę sobie spędzał czas w moim małym przytulnym mieszkanku... w pozycji horyzontalnej, pod brzozą na ten przykład ;)
Tak oto w pełnej krasie objawiła się przede mną chomicza szczęśliwość napędzacza gospodarki! Nie powiem, sprytnie to ktoś sobie wykoncypował. I oto rzekł: -Napędzajcie i stańcie się niewolnikami! I tak się stało. Sami dobrowolnie daliśmy się w to wrobić. I teraz, chciał nie chciał, napędzamy. Jedni bardziej, inni mniej, lecz każdy po troszku. Nigdy tak do końca nie uda nam się wyjść z naszych kołowrotków. Niestety. Taka prawda.
Mimo wszystko, mi się taka rola nie podoba. I tak kupuję zbyt dużo niepotrzebnych mi rzeczy. I tak daję się czasem naciągać na niepotrzebne mi usługi. W związku z powyższym, szczerze i od serca powiedziawszy, w du...ie mam napędzanie czegokolwiek, z gospodarką włącznie.
W du...ie mam, czy jest to przez kogoś uznawane za mój obowiązek społeczny, patriotyczny, idiotyczny, czy jakikolwiek inny. Nie interesuje mnie to zupełnie, olewam to, przechodzę mimo, mam to w nosie, kicham na to, żeby nie wyrazić się dosadniej.
Tupnę nóżką i odwrócę się pleckami. I nie będę napędzał. Mój chomiczy kołowrotek, z którego i tak nigdy do końca się nie uwolnię, będę starał się obracać jak najwolniej. Ba, kiedy tylko się da, to będę się w nim bezczelnie wylegiwał. Jestem dziwny? Aspołeczny? Zakompleksiony? Niedojrzały emocjonalnie? Cierpię na zaburzenia osobowości? A proszę bardzo. Na zdrowie. Niech i tak będzie. Ani mnie to grzeje, ani ziębi. To jest jednak moje życie. A to ja. Człowiek, a nie bezmyślne urządzenie służące do napędzania czegokolwiek w imię jakichkolwiek poronionych idei. Nie będę i koniec! Dlaczego? Bo mogę!
Każdy ma jednak wolną wolę. Jak kto chce, to niech tam napędza. W imię lepszego życia, ocieplenia klimatu, lokalnej ojczyzny, podwyższania standardów, obniżania podatków, Unii Europejskiej lub króla pruskiego, systemu emerytalnego, dla dzieci, czy tam wnuków. Mniej lub bardziej fikuśnych powodów znajdą się setki. Dla każdego coś dobrego. Jak zwykle: trzeba wybierać. Takie życie, a i tak jak byś się nie obrócił to d...pa zawsze z tyłu...
Obrazki: freeimages.com
4 komentarze
Leonie - chcąc nie chcąc - dowodów na napędzanie machiny nie trzeba daleko szukać ( na nas biegaczach też zarabiają producenci sprzętu biegowego- drogie starty w biegach, płacimy za drogie systemy w butach, gadżety tp).
OdpowiedzUsuńProducenci i sprzedawcy opakowują to wszystko ładnie a my entuzjastycznie bierzemy udział w tym ... w imię idei biegania i emocji dajemy sobą często manipulować ;)
Powiem Ci z własnego doświadczenia - pracowałam swego czasu w "korpo" (sprzedaż towarów i usług) i powiem, że typowy rekin biznesu nie tylko żeruje na klientach ale również nie szanuje pracowników - liczy się tylko zysk tych co stoją najwyżej w hierarchii (taka korpo za nic ma rotację - przyjdą następni; sama zwalnia nawet bardzo dobrych pracowników dla przykładu za nieposłuszeństwo - gdy ktoś nie zostaje nadgodzin a o płatnościach nie wspomnę).
Jedyna recepta na nie uleganie manipulacjom i perswazji to metoda "startej płyty" i słowo "nie " powtarzane niezmiennie aż do odpuszczenia - jeśli ktoś nas nagabuje albo robienie list - tego - co jest nam naprawdę potrzebne,
Pozdrawiam :)
Ha, to że nie szanują swoich pracowników i za nic mają poświęcenie i lojalność, o których tyle trąbią, to ogólnie wiadomo. Jak napisałem: wycisnąć, co się da, wyeksploatować i wyrzucić. Przyjdzie następny chomik. Liczy się zysk. Tylko i wyłącznie.
OdpowiedzUsuńTo, że sami dajemy się w to wciągać, właśnie to mnie czasem denerwuje. Wiem, że nowe buty, nowe ciuszki, nowe zegarki, rowery to także "lep" akurat na nas - ludzi uprawiających jakieś tam aktywności.
Staramy się to jakoś ograniczać. Zakupów dokonywać rozsądnie i wg potrzeb. Nigdy impulsywnie i pod wpływem chwili. Zanim coś kupimy, staramy się sprawę przemyśleć: czy aby na pewno to jest potrzebne? I czy w ogóle nas na to stać? Proste: nie mamy pieniędzy, nie jedziemy na wakacje. Nie wyobrażam sobie skredytowanego wyjazdu na urlop (do czego w sezonie jesteśmy gorąco zachęcani). Gdzież tu logika? Mam jechać na urlop za pożyczone pieniądze? A później co? Po powrocie nagle zostanę milionerem? To mnie wkurza, oraz to, że ludzie dają się na to łapać, a później płacz, lament i pretensje do wszystkich wokół!
Pewnie, że na 100% nie da się odłączyć od tej machiny. Tak to jest skonstruowane (a że mi się to nie podoba to inna sprawa). Zawsze jednak można próbować postępować rozważnie i świadomie. Zamiast włączać niskie ceny, lepiej włączyć szczątkowe chociaż myślenie. Nie zaszkodzi, a pomóc może ;)
Przemyślenie decyzji o zakupach często skutkuje... brakiem tej decyzji :) a o tym dobrze wiedzą handlowcy - dlatego też często namawiają do zakupów "tu i teraz" do swoich ofert "last minut".
OdpowiedzUsuńDokładnie, w sprzedaży nie chodzi o logikę i kalkulację - cały handel odbywa się na emocjach...
Im więcej pozytywnych emocji budzi oferta - to większa szansa na sprzedaż.
Pamiętam jedną sytuację: wchodzę do hipermarketu - tam przyjemnie się uśmiechające i sympatycznie wyglądające starsze "kobieciny" częstują "próbkami" musztardy.
Manipulacja stara jak świat - metoda wdzięczności ...
Wchodzą do tego sklepu nie miałam zamiaru kupować musztardy a wyszłam... wyszłam z ...3 słoikami
I mając pełną świadomość manipulacji kupiłam bo Panie "tak słodko manipulowały" - przebrane w regionalne stroje zachęcały klientów .a ja poczułam potrzebę aby smakować tych musztard również w domu.
Gdyby sprzedawały drogie dobra luksusowe - nie skusiłabym się ale ... to tylko musztarda...
i w podobny sposób na pewno pomyślało w tamtym dniu sporo klientów... także zysk był ..
Ciekawe tylko - czy te Panie uzyskały za tamtą pracę godziwą zapłatę ? Nie wiadomo
Pozdrawiam :)
No niekoniecznie. Znaczy się: przemyślenie decyzji nie zawsze skutkuje brakiem decyzji. Wg mnie skutkuje podjęciem w miarę rozsądnej decyzji. Czasem jest to zakup czegoś droższego, niż się pierwotnie planowało, ponieważ zysk jakościowy uzasadnia większy wydatek. Czasem jest to odsunięcie decyzji w czasie, a czasem faktycznie stwierdzenie: nie, tego na pewno nie potrzebuję, chociaż wydaje mi się, że tak fajnie byłoby mieć np. ten super wypasiony licznik rowerowy, który łączy się z Marsem i przy dobrej pogodzie smaży frytki. Tylko czy na pewno muszę łączyć się z Marsem i być wiecznie on-line, a do tego jeść frytki ;)
OdpowiedzUsuńCo do wspomnianej musztardy. Jestem taki, że choćby tę musztardę reklamowały i roznegliżowane modelki, a ja bym jej nie potrzebował, to po prostu bym jej nie kupił. Mam wrodzoną alergię na tego typu wciskanie towaru. Działa to na mnie, niczym płachta na byka i zwyczajnie odmawiam. Jak będę chciał, to znajdę tę, czy inną musztardę na półce i ją sobie kupię. Nachalna zachęta mi w tym nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Producent takowej musztardy może być przekonany, że dzięki takiej formie promocji na 100% stracił mnie jako klienta. Ja mam problem gdzie indziej: otóż czasem wydaje mi się, że podejmuję świadomą i przemyślaną decyzję, a później okazuje się, że może nie do końca tak to wyglądało. Człowiek potrafi bardzo dużo spraw zracjonalizować i jakoś sobie wytłumaczyć i w tym akurat wypadku nie jest to plus.