XXXVIII Bieg Lechitów w Gnieźnie - przebiegłem!

Jak obiecywaliśmy - rozbiegany wrzesień trwa! Szczęśliwego, bądź i nie, 13 dnia tegoż miesiąca odbywał się w Gnieźnie XXXVIII Bieg Lechitów na dystansie półmaratonu.

38 Bieg Lechitów w Gnieźnie
38 Bieg Lechitów w Gnieźnie

Do Gniezna przyjechaliśmy dzień wcześniej, ponieważ - wstyd się przyznać - Matylda była tam po raz ostatni w szkole podstawowej, a ja - mimo, że miałem kiedyś kolegę z Gniezna - jakoś nigdy do tego miasta nie trafiłem. Teraz nadarzyła się okazja, aby ten brak nadrobić.

Już na wstępie napiszę, że tym razem pogoda dopisała. Można było biegać i zwiedzać, ciesząc się przyjemną, jesienną aurą. Ab ovo jednak. W Gnieźnie zakwaterowaliśmy się w takim śmiesznym hoteliku na rynku. Miejsce super - jeżeli chodzi o lokalizację - reszta bez rewelacji, ale nie było źle. Z rynku wszędzie blisko: i do biura zawodów i na metę i nawet parking pod samym nosem udało się znaleźć. Pełnia szczęścia.


Panorama gnieźnieńskiego rynku
Panorama gnieźnieńskiego rynku - tam gdzie parasole z Tyskim - tam ukryty hotelik ;)

W sobotę po południu poszliśmy zatem do sali, w której mieściło się biuro zawodów i jak to zwykle przed biegiem - podpisy, pakiety i inne gadżety. W Gnieźnie na pakiet startowy grzechem byłoby narzekać. Ktoś miał pomysł na drobne AGD i poszedł w tym kierunku: kubki, kufle i drewniane łopatki, a do tego stylowa płócienna torebka :) Ponownie: pełnia szczęścia, tym razem zbieracza.


38 Bieg Lechitów - odbiór pakietów startowych
38 Bieg Lechitów - odbiór pakietów startowych

38 Bieg Lechitów - pakiet startowy
38 Bieg Lechitów - pakiet startowy dla młodych małżeństw

Później trochę pochodziliśmy po gnieźnieńskim rynku i okolicach, zajrzeliśmy do Katedry, udało nam się trafić na końcówkę mszy i tak sobie cichcem pooglądaliśmy wnętrze i sarkofag św. Wojciecha, który tyle już razy w przeróżnych książkach historycznych widziałem na zdjęciach, lecz nigdy jeszcze na własne oczy.

Widok na Katedrę Gnieźnieńską
Widok na Katedrę Gnieźnieńską

Deptak w Gnieźnie
Deptak w Gnieźnie

Zdjęć w katedrze nie robiliśmy, ponieważ był zakaz, a poza tym trwała msza (co prawda nieco znudzony parochus ogłoszenia parafialne monotonnie odczytywał), ale nie chciałem już tym aparatem niepotrzebnie hałasować. W ogóle, nieszczególnie się czujemy, gdy zwiedzamy jakieś miejsca kultu, w których akurat odbywają się modły, nabożeństwa, czy inne obrzędy. Zawsze mamy wrażenie, jakbyśmy byli trochę nie na miejscu i z pozycji widzów spoglądali na ludzi, dla których akurat dzieje się - lub przynajmniej powinno się dziać - coś ważnego.

Katedra Gnieźnieńska
Katedra Gnieźnieńska

Przy okazji spacerowania po okolicach rynku trafiliśmy na milutki sklepik z Benedyktyńskimi specjałami. Czego tu nie było... Oczywiście Benedyktyni z Tyńca sami tego nie robią, ale wszystko ładnie zapakowane i nieźle wycenione, kusiło oko. Zgodnie z tradycją - kupiliśmy dwie butelki piwa do spróbowania. Matylda stwierdziła, że było całkiem smaczne. Muszę wierzyć na słowo, bo sam alkoholu nie piję.


Dwa piwa do degustacji
Dwa piwa do degustacji

Sklep z benedyktyńskimi specjałami
Sklep z benedyktyńskimi specjałami

Tak to chodząc sobie, zwiedzając i oglądając, ani się spostrzegliśmy, jak zapadł wieczór i czas do spania nastał, żeby do rana jakoś przed tym biegiem wypocząć. Jak pisałem, hotelik był na samym rynku. Był to przybytek - jak go określiliśmy - w stylu tajskim (nie, nie chodzi o ladyboyów). Znaczy to mniej więcej tyle, że do hotelu wchodziło się przez otwarty 24 godziny na dobę bar, wąziutkim, zakamuflowanym przejściem obok szynkwasu;) Jak kto nie wie, lub nie zapyta, to do hotelu nie wejdzie. Ot, taki hotelik dla wtajemniczonych.


Deptak w Gnieźnie - po zmroku
Deptak w Gnieźnie - po zmroku

Widok na Katedrę po zmroku
Widok na Katedrę po zmroku

Fontanna na gnieźnieńskim rynku
Fontanna na gnieźnieńskim rynku

Cały wic okazał się być w owym non-stop otwartym barze. W tym to bowiem niepozornym przybytku przez noc całą panował ruch, niby w Rzymie na Placu św. Piotra. Jak tylko jedna ekipa z baru wyszła, tak za niedługo następna do niego wchodziła. Wszyscy oczywiście bardzo się cieszyli z możliwości ugaszenia pragnienia o tak późnej porze, a krzyczeli i śpiewali przy tym co niemiara. Nie jestem specjalnie wrażliwy i spać mogę praktycznie w każdych warunkach, coś tam tylko od czasu do czasu usłyszałem, dlatego szczególnie mi to nie przeszkadzało, Matylda dla odmiany, osoba wrażliwa i delikatna ;), przez te nocne dokazywania praktycznie w ogóle się nie wyspała. Taka to była cena świetnej - i teraz piszę to poważnie - lokalizacji hoteliku na samym gnieźnieńskim rynku.

Rano - mniej lub bardziej wyspani - zeszliśmy na śniadanie. Matylda coś tam podziubała, ja nie jadłem w ogóle, bo przed bieganiem wolę nie ryzykować i jem tylko "bezpieczne" rzeczy. Przy okazji - jeden z uczestników biegu, także zakwaterowany w tym hotelu, ściął się nieco z jednym z ekipy nocnych imprezowiczów. Było trochę powarkiwania i przeprosin, do niczego większego jednak nie doszło, gdyż pan imprezowicz był mocno wczorajszy i najwyraźniej cała odwaga już go opuściła. Po śniadaniu mały odpoczynek, ostatnie przygotowania i ruszamy na przystanek, z którego autobusy odwożą uczestników biegu na start. Rozwiązanie podobne jak w Inowrocławiu - start i meta w różnych miejscowościach.


Medale 38 Biegu Lechitów
Medale 38 Biegu Lechitów


Startowaliśmy z Dziekanowic, wioski w której znajduje się Muzemu Pierwszych Piastów na Lednicy oraz sama Lednica - miejsce, gdzie najprawdopodobniej doszło właśnie do przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Górnolotnie mówiąc: kolebka polskości :) Z tej to właśnie kolebki startowaliśmy i przez wioski i pola kolebaliśmy się do Gniezna.

Od rana niebo było dość mocno zachmurzone, a i temperatura - chociaż do biegania całkiem przyzwoita - ogólnie nie zachwycała. Wszystko wskazywało na to, że podobnie jak tydzień temu w Oławie - około południa zacznie padać deszcz. Deszcz na szczęście nie zaczął, a wręcz przeciwnie - przed samym startem, około 11 niebo się wypogodziło i słoneczko zaczęło trochę przygrzewać.

W biegu wzięło udział ok 1400 biegaczy. Ambitny plan mieli ci, którzy biegli w średniowiecznych strojach, w kolczugach, hełmach, z tarczami i włóczniami w rękach (jak się później okazało, wszyscy szczęśliwie dotarli w tych nietypowych strojach do mety). Start odbywał się z wyznaczonych stref. Tłoku nie było. Chyba większość trafiła w swoje strefy, bo nie trzeba było specjalnie wyprzedzać i jakoś tak szybko zrobiło się luźno. Miałem na ten bieg plan. W tym roku był to dla mnie ostatni półmaraton i bardzo chciałem wreszcie zejść poniżej 1:45 minut. Plan był prosty: pierwsze 10km w tempie ok 5-5:05min/km, później przyspieszam i biegnę w okolicach 4:53-4:49min/km, na 19 kilometrze, w miarę możliwości, rozpoczynam finisz i do końca biegnę "ile mogę".

Zwycięzca 38 Biegu Lechitów - Patryk Łukaszewski
Zwycięzca 38 Biegu Lechitów - Patryk Łukaszewski

Trasa biegu całkiem przyjemna. Płasko, równo, 100% asfalt. Na szczęście stopa, która dokuczała mi przez cały tydzień, jakoś wydobrzała i nie przeszkadzała w biegu (fakt, że poświęciłem jej sporo czasu przy rozgrzewce). Mimo tego, że świeciło słońce, to temperatura do biegania była w sam raz. Jedyne, co mogło trochę przeszkadzać, to czołowy wiatr, który przez większą część trasy dość mocno dawał się we znaki. Wiatr, nie wiatr, jakoś tam biegłem.

Pierwsza dycha minęła nie wiadomo kiedy i przez większość tego dystansu musiałem się powstrzymywać, żeby zbytnio nie przyspieszać. Po lekkiej pierwszej połowie przyszedł czas, aby wziąć się wreszcie do poważniejszego biegania. W okolicach 11-stego kilometra przyspieszyłem do zakładanych 4:50min/km. Nie było źle. Na psychikę dość dobrze działał fakt, że zacząłem wyprzedzać wielu ludzi, którzy wyprzedzili mnie wcześniej, a teraz byli już trochę zmęczeni. Dobiegłem do piętnastego kilometra i cały czas trzymałem tempo. Na biegu Kruszwica - Inowrocław to właśnie w okolicach szesnastego kilometra zabrakło mi energii. Tym razem było zupełnie inaczej. Minąłem kilometr szesnasty, siedemnasty, a na dziewiętnastym - zgodnie z planem - jeszcze nieco przyspieszyłem. Końcówka była trochę z górki, trochę pod górkę - nieskromnie powiem, że po Biegu Niezłomnych w Sobótce takie górki nie zrobiły jednak na mnie wrażenia i cały czas biegłem zaplanowanym tempem lub nawet szybciej. Samą końcówkę zrobiłem "w trupa", znaczy się na tyle, na ile mogłem. Nieważna stopa, nieważny urwany oddech, nieważne zmęczenie - w rzeczywistości pewnie było to niewiele poniżej 4:50min/km, ale dla mnie był to w tej chwili kres możliwości. Biegłem, ile mogłem.

38 Bieg Lechitów
Meta już niedaleko

Wpadłem na metę, spojrzałem na zegarek i... JEEEESSSTTTTT - Garmin pokazał 1:43 minuty!!! Udało się! Pobiegłem poniżej 1:45. Oficjalny wynik był trochę gorszy, ale i tak zmieściłem się poniżej 1:45. Byłem bardzo zadowolony. Na mecie Matylda i medal i woda i szczęście! To był dla mnie bardzo, bardzo udany bieg. Teraz tak sobie gdybam, że gdyby może nie wiało tak mocno, to miałbym jeszcze trochę lepszy czas...

38 Bieg Lechitów
Okolice mety - na Placu św. Wojciecha

Nie wiem, o co chodzi z tym bieganiem i jak to jest, że po przebiegnięciu jakiegoś dystansu, mimo tego, że jesteś zmęczony, że ledwo oddychasz, że biegniesz niemal na "autopilocie", a część niepotrzebnych w tym momencie funkcji oraganizmu twój mózg już dawno powyłączał, lub przynajmniej uśpił, jak to jest, że mimo tego wszystkiego, wbiegając na metę jesteś szczęśliwy, zadowolony, jednocześnie chce ci się śmiać i płakać z radości, jesteś dumny i spełniony. Nie wiem, skąd i co to jest, ale wiem, że tak jest. Biegający zrozumieją o czym piszę, niebiegających zachęcam do spróbowania. Dla tych kilkunastu pięknych sekund warto biec półmaraton, maraton, ultra, czy co kto tam lubi. Dla tych kilkunastu sekund szczęścia warto!


38 Bieg Lechitów
Okolice mety - na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów
Okolice mety - na Placu św. Wojciecha

Pisząc o Biegu Lechitów, grzechem byłoby nie wspomnieć o kibicach na jego trasie. Nie będę pisał o takich oczywistościach jak kibice strefie mety, ale im też wielkie dzięki. Napiszę raczej, że w każdej chyba mijanej po drodze wiosce ludzie kibicowali biegnącym. Dzieci dopingowały i przybijały piątki. Przy jednym z punktów nawadniania, aż żal było nie brać kubków z wodą z rąk przejętych swoją poważną rolą dzieciaków. Każdy chciał, abyś to właśnie od niego wziął ten kubek. Byli przejęci i pełni poświęcenia mimo tego, że przecież sporo ludzi przebiegło przed nami, nie byliśmy pierwszymi, którzy mijali ich punkt. Naprawdę wielkie podziękowania, wielkie brawa i uznanie dla wszystkich kibiców z Gniezna i okolic, dla wszystkich, dzięki którym chciało się biec, dla wszystkich, którzy machali, krzyczeli, walili w przeróżne naczynia i ogólnie - zagrzewali do boju! Wielkie dzięki! Jesteście dla nas - biegnących - bardzo ważni i chociaż czasem, zmęczeni biegiem, nie każdemu przybijemy piątkę, to nie znaczy to, że Was nie widzimy. Widzimy. Widzimy bardzo dobrze, doceniamy i dziękujemy!


38 Bieg Lechitów
Już prawie, już tuż tuż...

XXXVIII Bieg Lechitów w Gnieźnie to był dobry bieg. Wszystko super przygotowane. Przewóz zawodników, start, mobilne depozyty, wszystko jak trzeba. Bez zgrzytów i niedoróbek. Dodatkowo piękna oprawa historyczna całej imprezy. Na mecie mnóstwo atrakcji związanych z okresem wieków średnich. Drużyna wojów na trasie biegu. Możliwość zwiedzania przez cały dzień Muzemu Pierwszych Piastów na Lednicy za okazaniem numeru startowego. Korzystając z okazji na zwiedzanie Lednicy wybraliśmy się już po biegu. Porobiliśmy trochę zdjęć, które postaram się zamieścić niebawem w jakimś oddzielnym wpisie.


38 Bieg Lechitów
Dobiegłem w godzinę i czterdzieści cztery minuty!

Krótko mówiąć: Bieg Lechitów to bardzo udane połączenie imprezy biegowej z imprezą edukacyjną, ukazującą historyczne początki naszej Ojczyzny. Fajnie być na Lednicy, gdy zachodzi słońce i pomyśleć sobie, że to właśnie najprawdopodobniej tutaj, ponad tysiąc lat temu jakiś tam mało znaczący książę Mieszko przyjmował chrzest, wprowadzając tym samym przyszłą Polskę na arenę polityczną ówczesnej Europy. Miło pomyśleć, że do tego właśnie miejsca w roku 1000 przybył cesarz Otton III z pielgrzymką do grobu św. Wojciecha, pierwszego polskiego męczennika. I mimo, że nie byliśmy w centrum ówczesnych wydarzeń, coś tam jednak już o nas w dalekim świecie było słychać.

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
Były i kozy i pasterz też był

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
Były gęsi utuczone... i skórki lisie

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
Był i plaster miodu z pszczołami

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
Dwa urocze kucyki

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
Stylowa bryczka też była

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha
38 Bieg Lechitów - atrakcje historyczne na Placu św. Wojciecha

To był mój ostatni półmaraton w tym roku. We wrześniu został jeszcze półmaratoński debiut Matyldy oraz biegi na 5 i 10 km, które oczywiście skrupulatnie postaramy się opisać ;) Co będzie dalej? A któż to wie. Może maraton, a może nawet coś dłuższego w terenie w kolejnym roku? A może postanowię zejść w okolice 1:40 na półmaratonie? Jest taki jeden bieg, który bardzo mnie kusi. Odbywa się  on - jakżeby inaczej - w Sobótce :) Chodzi mi o październikowy Górski Półmaraton Ślężański.  Bardzo chciałbym w nim wystartować, lecz nie wiem, czy na przyszły rok będę gotów do takiego wyzwania. Chociaż, jak będzie zdrowie i chęci, to kto wie, kto wie...

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze