No i zrobiła się jesień. Jeszcze wczoraj radośnie świeciło słonko, dzisiaj niebo zasnute chmurami, a na termometrze nie ma nawet dwudziestu stopni. Dobrze, że przynajmniej wypadało się w nocy, a teraz jest szaro, chłodno, ale stabilnie.
W takich oto średnio ciekawych warunkach wyruszamy na zwiedzanie lokalnych cudowności. Na początek miejsce jednocześnie łatwe i trudne do odnalezienia - Krynoczka - dawniej zwana uroczyskiem Miednoje - jedno z ważniejszych miejsc prawosławia na Podlasiu. Malutka cerkiewka i cudowne źródełko. Ponoć obmycie wodą z tego źródełka chorego miejsca na ciele, a następnie pozostawienie chusteczki do tego używanej przy źródełku może cudownie uleczyć chorobę.
Czas płynie nieubłaganie do przodu. Wczoraj pływaliśmy po Narewce, a dzisiaj ponownie wsiedliśmy na rowery, żeby objechać kolejny kawałek Puszczy. Meteo straszyło co prawda popołudniowymi burzami, szczęśliwie jednak obyło się bez takich atrakcji.
Dzisiaj postanowiliśmy rozstać się z rowerem, buty biegowe także zostawiliśmy w spokoju. Dzisiaj postanowiliśmy popływać kajakiem! Tak dla odmiany, żeby inne, niż nogi, partie mięśni także miały okazję trochę popracować. Pojechaliśmy do Narewki (nazwa miejscowości taka sama, jak nazwa rzeki), gdzie bez problemu wypożyczyliśmy kajak i wyruszyliśmy na swój 22 kilometrowy spływ Narewką i Narwią.
Witamy w świecie trzcin, kaczek, czapli i innych rzeczno-szuwarowych atrakcji. Narewka to lewy dopływ Narwi. Jest największą rzeką puszczańską. W zasadzie jest zupełnie nieuregulowana i malowniczo meandruje przez Równinę Bielską. Dwadzieścia dwa kilometry spływu to spory kawał, chciałoby się powiedzieć, rzeki, a w przypadku Narewki to niemal jedna trzecia całej jej długości. Na uroczysku Wilcze Gardło Narewka wpada do Narwi, którą popłynęliśmy do wsi Odrynki i w okolicach prawosławnej pustelni, czyli skitu Świętych Antoniego i Teodozjusza Kijowsko-Pieczerskich zakończyliśmy naszą kajakową przygodę.
Kolejny dzień naszego pobytu w Puszczy rozpoczęliśmy od porannej przebieżki. Takie małe 10 kilometrów plus kilka dłuższych interwałów na przebudzenie. Piękny poranek, rześkie powietrze, temperatura idealna, aż szkoda spać! Po bieganiu przesiedliśmy się na rowery i ruszyliśmy na objazd Białowieży i okolic.
Białowieża, ach Białowieża. Opowieści, historie, "Białowieża szeptem"… No i co? Od razu na początku powiem, że Białowieża jako miasteczko to chyba najsłabszy punkt naszych wojaży po Puszczy. Takie coś - nie wiadomo co. Ni to wieś, ni to miasto. Ni to ładne, ni brzydkie. Takie nijakie. Może byliśmy o niewłaściwej porze dnia. Może to w ogóle nie ta pora roku. Nie wiem. O, Białowieża najbardziej przypominała nam Siemiatycze, tyle tylko że mniejsze. Jakieś kramy, bryczki, kolejki do wożenia turystów. Do tego wszystkiego oczywiście szkaradne plandeki z reklamami porozwieszane, gdzie popadnie. Trochę odpustowo-jarmarcznie. Może trzeba było przyjechać w środku zimy.