10. Panas Półmaraton Ślężański w Sobótce - przebiegliśmy!

10. Półmaraton Ślężański - dekoracja zwycięzców

Do trzech razy sztuka, czyli jak co roku od trzech lat w marcu witamy z Sobótki z 10. już Półmaratonu Ślężańskiego. Podobnie, jak rok temu, startowaliśmy oboje. I podobnie, jak rok temu, było super.

Półmaraton Ślężański w ostatnich latach trochę się rozrósł. Limit uczestników to obecnie chyba 5000 osób, co jak na liczącą sobie nieco ponad 6000 mieszkańców Sobótkę, jest ilością dość znaczną. W tym roku na bieg zapisało się 4464, a ukończyło 3754 osób, czyli mniej, niż w roku ubiegłym. Być może jedną z przyczyn tego odpływu uczestników było usunięcie Półmaratonu Ślężańskiego
 - z bliżej nieznanych i niewyjaśnionych przyczyn - z listy biegów liczących się do Korony Półmaratonów.

Sprawa to trochę dziwna, mocno tajemnicza i w zasadzie nie do końca wyjaśniona. Czyżby któryś z półmaratonów organizowanych w tym terminie poczuł się zagrożony przez bieg w Sobótce? Pojęcia nie mam. Zainteresowanych bliższym poznaniem sprawy odsyłam do strony internetowej Półmaratonu Ślężańskiego oraz na profil biegu na FB, gdzie Organizatorzy na bieżąco komentowali całą aferę.

Ze swojej strony możemy napisać tyle, że w głębokim poważaniu mamy instytucję Korony Półmaratonów Polskich i nie zależy nam na tym, czy Półmaraton Ślężański będzie liczył się do osiągnięcia tego “trofeum”. Biegamy w Sobótce, bo jest tego warta, a wszystkie biegi organizowane przez SOKŚiR oraz KB Sobótka stoją na wysokim poziomie organizacyjnym. Dodatkowo - naszym zdaniem - o wiele przyjemniej jest pobiec dokoła Masywu Ślęży, niż klepać asfalt w centrum Poznania, czy - uchowaj Boże - Warszawy.

Sobótczański rynek o poranku
Sobótczański rynek o poranku

Mamy nadzieję, że organizatorzy Półmaratonu Ślężańskiego nie przejęli się specjalnie faktem usunięcia ich biegu z korony i nadal będą w Sobótce organizować wspaniałe imprezy biegowe. W ogóle, to może dzięki temu wydarzeniu Sobótka przestanie ścigać się o stałe podwyższanie ilości uczestników biegu. Bo w końcu ileż można? Ostatnio wszystkie niemal biegi chwalą się tylko tym, że w ubiegłym roku było tyle, a w tym roku było więcej, a za rok zwiększymy limit jeszcze od dwa tysiące. Doskonałym przykładem jest Nocny Półmaraton Wrocławski. Tam pogoń za cyferkami to chyba podstawa istnienia. Co roku więcej i jeszcze więcej…

Może nie mamy racji, ale do nas to nie przemawia. Może jesteśmy w mniejszości, ale często startujemy w biegach, w których bierze udział 500 lub 1000 osób i też jest super. Do tego, żeby bieg był ciekawy i udany nie wystarczy, aby wzięło w nim udział kilka lub kilkadziesiąt tysięcy osób. Są biegi małe - jak np. Hochland Półmaraton, w którym od dwóch lat bierzemy udział - a mimo tego mają w sobie to coś, dla czego chce się co roku na nie wracać. Mają jakąś swoją niepowtarzalną atmosferę, która w żaden sposób nie jest związana z ilością uczestników, lecz raczej z miejscem, sposobem organizacji, czy wreszcie podejściem organizatorów i kibiców do biegu i zapisanych na niego ludzi. Ilość uczestników nie ma z tym nic wspólnego.

Sobótczański rynek o poranku
Sobótczański rynek o poranku

Nie ilość, lecz jakość i atmosfera. Takie jest nasze zdanie. I w Sobótce - my przynajmniej - tę atmosferę, czy - jak to się teraz ładnie mówi - pozytywne wibracje - czujemy, a biegamy tam od trzech już lat i to nie tylko na marcowym Półmaratonie. Może nie bez kozery, w czasach zamierzchłych, Ślęża i okolice były miejscem tajemniczym, związanym z różnymi kultami i wierzeniami. W każdej legendzie jest ziarno prawdy i kto wie, czy nasi przodkowie, ludzie mniej niż my obecnie, wyobcowani z natury, bardziej zaś związani ze zmianami pór roku, z naturalnym cyklem życia i śmierci, nie odczuwali więcej od nas. Nie posiadali jakiegoś dodatkowego zmysłu, który pozwalał odczuć, że to miejsce jest dobre, a tamto nie.

Tędy już niedługo pobiegniemy
Tędy już niedługo pobiegniemy

Może to, co napisałem powyżej, to “bajania jeno i klechdy”, ale myślę, że bez ryzyka wielkiej pomyłki stwierdzić można, iż chyba jedną z większych krzywd, jakie chrześcijaństwo uczyniło ludzkości, było właśnie wyjęcie człowieka z natury i postawienie go ponad resztą stworzeń. To nieszczęsne zdanie z Księgi Rodzaju traktujące o czynieniu sobie ziemi poddaną i panowaniu nad ptactwem niebieskim i rybami morskimi, spowodowało bardzo wiele szkód. Bo oto nagle człowiek - dotąd związany i głęboko uwikłany w naturę, będący niejako na równi z resztą przyrody, zupełnie niesłusznie i bez powodu ogłoszony został panem stworzenia. Zdaję sobie sprawę z tego, iż można to zdanie interpretować w kontekście odpowiedzialności za resztę stworzenia i wydaje mi się, że byłaby to całkiem dobra interpretacja. Cóż z tego, jeśli częściej stosowano tę kwestię jako uzasadnienie dla panowania człowieka i wywyższania jego pozycji nad resztą żyjącego świata.

Świetne usprawiedliwienie dla zaspokojenia jakże ludzkiej potrzeby sprawowania władzy. Oto jestem panem stworzenia, bo bóg tak chciał! Celowo piszę bóg z małej litery, bo idea bytu-boga wymyślonego przez tułających się po pustyniach Izraelitów, tym tylko odróżniającego się od panteonu ówczesnych bóstw wszelakich, że jest jeden i poza sobą nie dopuszcza możliwości istnienia innych bogów, nijak do mnie nie przemawia. Szach mat - nikt tego podważyć nie może! Bóg tak chce i tyle.

Nadchodzi wiosna
Nadchodzi wiosna

Straszna idea, która doprowadziła do tego, że przestaliśmy szanować naturę. Był co prawda św. Franciszek, który zwierzęta za “braci mniejszych” uważał, ale Kościół tak naprawdę do końca chyba nigdy go nie zaakceptował. Zawsze był ten Franciszek takim trochę dziwakiem, a w czasach w których żył, może i dziwakiem niebezpiecznym, bo na onczas Kościołowi (tak jak zresztą i obecnie) ubóstwo i szacunek dla przyrody, jakoś tak ością w gardle stają…

Nadchodzi wiosna
Nadchodzi wiosna

Miało być o bieganiu, a wyszła jakaś rozprawa o bóstwach. Jak zwykle moje ciągoty do dygresji dały o sobie znać i zwiodły mnie na manowce nie do końca związane z tematem. Chociaż w sumie, jak na to spojrzeć z drugiej strony, to ileż razy można pisać, że odebraliśmy pakiety (bo odebraliśmy), że wszystko było super zorganizowane (bo było), że pogoda dopisała (bo dopisała i biegło się wspaniale), że kupiliśmy pyszne ciasto domowej roboty (bo kupiliśmy i wszystkim je polecamy). Ano fakt, w tym roku nie było Etno Cafe, lecz jakieś inne kawowozy, tak więc zadowoliliśmy się naszą kawą z termosu.

Poza tym wszystkim Sobótka jak zwykle - na najwyższym poziomie. A sam bieg? No cóż, Matylda pobiegła minimalnie gorzej, niż w zeszłym roku, a mi - ku swojemu zaskoczeniu - udało się wykręcić wynik o trzy minuty lepszy i zakończyłem bieg z czasem 1 godzina 43 minuty, co w ogóle jest chyba moim najlepszym wynikiem w półmaratonie.

A może tak na Półmaraton do Legnicy? Mocna ekipa serdecznie zaprasza!
A może tak na Półmaraton do Legnicy? Mocna ekipa serdecznie zaprasza!

Warto jeszcze wspomnieć, że był to jubileuszowy 10. Półmaraton Ślężański i że z tej okazji główny sponsor ufundował 10 nagród po 1000 złotych do rozlosowania wśród uczestników biegu (nie doczekaliśmy do losowania, tak więc być może wygrana przeszła nam koło nosa…). Z okazji jubileuszu organizatorzy dodali do pakietów startowych ciekawą broszurkę informacyjną, w której można poczytać o historii Półmaratonu Ślężańskiego i w ogóle o historii biegania w Sobótce. Jakoś wcześniej przegapiłem tę informację, lecz właśnie z tego informatora dowiedziałem się o dodatkowej klasyfikacji open kobiet i mężczyzn z zastosowaniem przeliczników opracowanych i zweryfikowanych przez Światową Federację Weteranów Lekkiej Atletyki. Przyznam, że nie do końca rozumiem zasady działania tej klasyfikacji i potrzebę jej stworzenia. Opiera się ona o ustalone przeliczniki dla poszczególnych roczników, a przeliczniki korygują tylko wyniki kobiet w wieku powyżej 29 lat i mężczyzn powyżej 31 lat. Jak napisałem - nie do końca łapię ideę tego przeliczania - Matylda mówi, że ona to rozumie, ale nie umie mi wytłumaczyć, bo ja nie umiem liczyć. Nieważne, napiszę tylko że wg tej klasyfikacji i jej przeliczników, mój czas wynosi 1 godzina 37 minut. Skąd to wiem? Bo Datasport przysłał taki wynik w dodatkowym SMS-ie po biegu :)

To chyba tyle relacji z tegorocznego Półmaratonu Ślężańskiego. Matylda biegła w tym roku w Sobótce po raz drugi, dla mnie był to trzeci Półmaraton Ślężański. Czy będziemy wracać do Sobótki za rok? O ile będziemy nadal biegać, to pewnie tak. Zresztą, kto wie, czy znowu w tym roku na jesieni nie skuszę się na ponowny start w Górskim Półmaratonie Ślężańskim, zwłaszcza że tegoroczna impreza ma odbywać się w formule festiwalu biegowego, na trzech dystansach: półmaratonu, maratonu i chyba 10-ciu km. Będzie w czym wybierać!

GPŚ to bieg typowo terenowy, bez metra asfaltu, po szlakach turystycznych Ślęży i Raduni. Jeśli, kto ciekaw, jak tam było, to serdecznie zapraszam do przeczytania relacji z ubiegłorocznej edycji, w której brałem udział. Tak dla porównania napiszę, że jak w tym roku w Półmaratonie Ślężańskim osiągnąłem wynik 1:43, tak pokonanie trasy zeszłorocznego Górskiego Półmaratonu Ślężańskiego zajęło mi 2:40. W GPŚ suma przewyższeń to coś w okolicach 1000 m na dystansie 21 km, w tym dwa razy zdobywanie Ślęży, tak więc miejscami bywa ciekawie.

Jak widać Sobótka ma dla każdego coś dobrego - serdecznie zapraszamy do biegania w tym pięknym miejscu, a Organizatorom życzymy wytrwałości, nieskończonej liczby pomysłów i nie przejmujcie się koronami itp atrakcjami. Bieganie w Sobótce ma tyle uroku, że i bez nich się obroni!


A w niedzielę po biegu pojechaliśmy rowerkami do lasu napić się herbaty, a co - kto bogatemu zabroni ;)
A w niedzielę po biegu pojechaliśmy rowerkami na wycieczkę do lasu napić się herbaty, a co - kto bogatemu zabroni ;)

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze