Przewodnik po bieganiu ultra - recenzja książki, lub raczej mini poradnika
Przewodnik po bieganiu ultra autorstwa Hala Koernera i Adama W. Chase’a. Skok na kasę, czy może zbiór przydatnych porad, dla wszystkich którzy zamierzają biegać na dystansach dłuższych, niż maraton? Prezentujemy garść luźnych uwag na temat tej niewielkiej książeczki.
Do napisania recenzji tej niewielkiej książeczki zbierałem się od dłuższego już czasu. Zbierałem się, zbierałem i zebrać się nie mogłem. Nie wiem w sumie dlaczego. Może dlatego, że i specjalnie pisać nie ma o czym?Przewodnik po bieganiu ultra - kompozycja artystyczna ;) |
Bo co, tak po prawdzie, otrzymujemy pod nazwą „Przewodnika po bieganiu ultra”? Mamy dwóch autorów, mamy pompatyczną przedmowę samego Scotta Jurka. Przy okazji: dlaczego pompatyczną? Dlatego choćby, że pusty śmiech ogarnia mnie, gdy czytam tekst w stylu:
Hal Koerner jest z pewnością jedną z osób, które się do tego przyczyniły, dlatego czuję się dumny, że mogę go nazywać swoim przyjacielem. Nie pamiętam, czy po raz pierwszy spotkaliśmy się na górzystym biegu…
Do tego amerykańska flaga na maszt, imperialna muzyka w tle i wszyscy płaczą z rozrzewnienia, że Scott Jurek zupełnie nie pamięta, gdzie po raz pierwszy spotkał kogoś, kogo przed chwilą z dumą nazywał „swoim przyjacielem”. Może było to na górzystym biegu, a może w publicznej toalecie w Bostonie na ten przykład. To ja może bardzo grzecznie za takie amerykańskie „przyjacielstwo” - nie tylko zresztą na niwie biegowej - podziękuję.
Idąc dalej. Po owej wspaniałej przedmowie zakończonej jakże elektryzującym wezwaniem „Sięgaj głębiej!”, mamy wszystkiego 200 stron tekstu w formacie zbliżonym do A5 bez indeksu. Niewiele. Plus tego wszystkiego taki, że i cena niewygórowana. „Przewodnik po bieganiu ultra” udało nam się kupić za całe 17 złotych.
Trochę przejaskrawiłem i dodałem konturu, niemniej jednak to, co napisałem powyżej, nie oznacza bynajmniej, że po książkę nie warto sięgać. Warto. Trzeba jednak traktować ją wyłącznie jako to, co mamy „wołami” napisane w tytule: jako PRZEWODNIK. Nie jako skarbnicę wiedzy lub zapis doświadczeń - choć i takowy też w niej znajdziemy - lecz wyłącznie jako suchy przewodnik po podstawach biegów długodystansowych.
Dodatkowo warto wziąć pod uwagę fakt, że autorzy "Przewodnika po bieganiu ultra" są mieszkańcami Stanów Zjednoczonych i z perspektywy życia w tym właśnie kraju opisują bieganie ultra. Pewnie, że świat się zmniejszył, podróże są krótsze, a dzięki internetowi mamy dostęp niemal do każdego zakątka globu. Nie zmienia to jednak podstawowego faktu, że warunki amerykańskie czasem dość mocno różnią się od tego, do czego przyzwyczajeni jesteśmy w Polsce czy Europie. I nie chodzi mi tutaj o wartościowanie: lepsze - gorsze, lecz po prostu o podkreślenie tego, że po prostu tu i tam jest mimo wszystko trochę inaczej.
Przechodząc wreszcie do samej książki. Poszczególnym zagadnieniom w rodzaju: odżywiania, nawadniania, zegarka, tempa biegu, problemów żołądkowych itp poświęcają autorzy bardzo niewiele miejsca. Są to wręcz teksty hasłowe, encyklopedyczne. I w tym właśnie upatruję siły i wartości tej niewielkiej książeczki.
Mały rozmiar, krótkie teksty dotyczące poszczególnych tematów, umieszczenie najważniejszych punktów w graficznie wyodrębnionych ramkach. Wszystko to sprawia, że w zasadzie „Przewodnika po bieganiu ultra” nie ma potrzeby czytać w całości, „od deski do deski”. Wszystkiego i tak nie spamiętamy, a przecież w razie potrzeby wystarczy zajrzeć do spisu treści lub indeksu i wyszukać interesujące nas hasło. Szybko, krótko i bez przedzierania się przez tony tekstu.
Powiedzmy, że przygotowuję się do mojego pierwszego biegu ultra i mam dylemat: plecak w stylu „camelback”, czy bidony? Sięgam po „Przewodnik”, odnajduję hasło „Nawadnianie - plecak czy bidony?”, szybko przelatuję oczami kilkanaście linijek i już coś na ten temat wiem. Mam jakiekolwiek rozeznanie w temacie. Jakiś bardzo podstawowy ogląd problemu. Wiem, czego mogę spodziewać się, biegnąc z plecakiem, a czego, napierając z bidonami. Znam plusy i minusy obu rozwiązań. Podobnie wygląda sytuacja z innymi aspektami biegania na długich dystansach opisanymi przez Hala i Adama.
Przewodnik po bieganiu ultra |
„Przewodnik po bieganiu ultra” nie jest - moim zdaniem - książką motywacyjną, opisującą przygody biegowe. Książką, która miałaby i mogłaby kogokolwiek do biegów ultra zachęcić. Jest to raczej zbiór ładnie posegregowanych, konkretnych porad dla tych, którzy na takowe już się zdecydowali, a teraz szukają podstawowej wiedzy, pozwalającej im odnaleźć się w nowej rzeczywistości biegów ultra.
Wielkim plusem wszystkich porad, które znajdziemy w „Przewodniku”, wydaje mi się być to, iż autorzy niczego nam nie narzucają. Nie szafują kategorycznymi stwierdzeniami w stylu: to jest dobre, a tamto złe. Biegaj tylko z tym plecakiem, w butach jedynie słusznej firmy… Takiego czegoś tu nie znajdziemy i chwała autorom za to, że mimo, iż pewnie mogliby, to jednak powstrzymali się od forsowania swojego punktu widzenia i wciskania między wierszami cichej reklamy konkretnej firmy. Wielkie brawa, słowa uznania i szacunek za rzeczowe i pozbawione komercyjnego podtekstu podejście do tematu.
Zamiast wydawać autorytarne sądy, Hal i Adam raczej prezentują dostępne możliwości. Pokazują stosowane rozwiązania i powiadają: możesz wziąć plecak, lecz możesz także pobiec z bidonem. Możesz spróbować odżywiać się tylko żelami, lecz równie dobrze możesz przez cały bieg ze smakiem pożerać ziemniaki. Nie ma tutaj jedynej słusznej drogi i jedynego możliwego dobrego wyboru. Nie ma legendarnego Graala, który zapewniłby szczęśliwe ukończenie biegu. To ty sam musisz sprawdzić, co jest dla ciebie najlepsze, trzymać się tego, co sprawdziłeś i nie eksperymentować przed startem. My tylko podrzucamy pomysły i możliwości oraz piszemy, co zdało egzamin w naszym przypadku. Mogą tutaj paść konkretne nazwy, czy marki i to jest zrozumiałe. Nie ma jednak nacisku, aby wybrać to i konkretnie tylko to.
Dla mnie takie podejście do sprawy to wielki, wielki plus tego przewodnika. Bo przecież każdy z nas jest inny i to co dla jednego dobre, dla drugiego może okazać się być przyczyną przedwczesnego końca biegu. Tę różnorodność autorzy szanują i - mimo swego doświadczenia - nie przemawiają do nas „ex cathedra”, do czego wielu uważających się za doświadczonych „wujków dobra rada” (i nie chodzi tu tylko o bieganie) ma duże skłonności.
Ileż to bowiem razy słyszeliśmy nieśmiertelne: „Co ty, chłopie, jak chcesz biegać w terenie, to koniecznie musisz używać butów firmy (tu wstaw nazwę firmy, której butów używa radzący). Inaczej same kontuzje będziesz miał i w ogóle inaczej się nie da”. Albo z siłowni: „Na masę to musisz robić nie więcej, niż 5-6 powtórzeń, a przy przysiadach kolana nigdy nie mogą wychodzić poza linię palców stóp… Inaczej źle robisz, masy nie będzie i w ogóle inaczej to nie ma sensu…”.
Nieważne, że buty tej super firmy nijak nie pasują do twojego stylu biegania, nieważne że twoja budowa anatomiczna nie do końca pozwala na nie wychodzenie kolanami poza linię palców u stóp, bo gdy usiłujesz to robić, to aby utrzymać równowagę składasz się w biodrach, jak scyzoryk i z przysiadów robią się jakieś pokraczne „dzień dobry” (to takie ćwiczenie polegające - najkrócej mówiąc - na pochylaniu tułowia z obciążeniem). To wszystko jest nieważne. Pamiętaj: tylko te buty, 5-6 powtórzeń i kolana do linii palców. Inaczej szkoda zachodu. Lepiej od razu idź do domu i pooglądaj sobie telewizję.
Tego właśnie „wszechwiedzącego” podejścia autorzy „Przewodnika po bieganiu ultra” uniknęli. Poza tym, to nie wiem, może ja jakiś za bardzo wymagający jestem i zupełnie nie mam racji, pisząc te słowa, ale po książce napisanej przez dwóch autorów: Hala Koernera i Adama W. Chase’a, spodziewałem się jeszcze czegoś więcej, niż tylko hasłowego przewodnika. Mimo przytaczanych przez autorów urywków historii z konkretnych biegów, jakoś brakuje mi tu tego rysu osobistego. Brakuje mi trochę „rzeczywistego człowieka” w tej książce. Nie wiem, może niepotrzebnie komplikuję, ale takie właśnie odniosłem wrażenie.
Bez porównania bardziej ciekawą i - mimo tego, że nie poświęconą z założenia kwestiom technicznym - treściwą pozycją, wydaje mi się recenzowana niedawno na naszym blogu, książka Dołęgowskich „Szczęśliwi biegają ultra”. „Przewodnik po bieganiu ultra” to po prostu suchy i konkretny przewodnik i z takim nastawieniem należy do tej książki podchodzić. Wtedy na pewno się na niej nie zawiedziecie.
Możliwe, że miałem zbyt wygórowane wyobrażenia lub oczekiwania w odniesieniu do „Przewodnika” i stąd po części wynikać może moje małe rozczarowanie tą książeczką. W żadnym jednak razie nie zamierzam swoim tekstem uchybić wiedzy, fachowości i doświadczeniu autorów, bądź też zniechęcić kogokolwiek do sięgnięcia po „Przewodnik po bieganiu ultra”. Może trochę przerysowując, lecz w miarę uczciwie starałem się przedstawić, nie pozbawiony wszak zalet "Przewodnik". Z książkami, podobnie jak z bieganiem - każdy lubi coś innego. Jednemu bardziej pasuje styl Dołęgowskich, inny woli Jurka, a jeszcze inny Faraha, Jorneta czy Skarżyńskiego. Dla każdego coś dobrego. Może dla Ciebie strzałem w dziesiątkę będzie spółka Koerner i Chase?
Jeżeli zatem szukasz krótkich, rzeczowych i wręcz „suchych” porad na konkretne tematy związane z biegami na długich dystansach, to „Przewodnik” z pewnością Cię nie zawiedzie. Jeżeli jednak chciałbyś poczytać o bieganiu, jako o pełnej emocji przygodzie, jako o drodze życiowej, a przy okazji dowiedzieć się trochę o technicznej stronie tej dziedziny sportu, to - parafrazując Scotta Jurka - "sięgnij głębiej" i pędź po książkę Dołęgowskich: „Szczęśliwi biegają ultra”.
Być może coś Cię w tym tekście zainteresowało, zbulwersowało, lub po prostu chcesz wyrazić swoje zdanie. W takim razie serdecznie zapraszamy do dyskusji w komentarzach. Bez moderacji i odrzucania tego, co nam - autorom bloga - się nie podoba, ale też bez chamstwa, wulgaryzmów i z poszanowaniem zdania innych dyskutujących.
Dzięki wielkie za to, że jesteście, bo gdyby czytać nie było komu, to i pisać by się nie chciało…
0 komentarze