Dziennik aktywności fizycznej – 26 stycznia - 1 lutego 2015

Aktywność fizyczna – wtorek – 27 stycznia 2015: bieg

Jest styczeń, to w sumie nie ma się co dziwić. Pogoda jest, jaka jest. A ostatnio jest mniej więcej taka: wieczorem nawali śniegu po kostki, do rana stopnieje. Ewentualnie wariant drugi: zacznie padać nad ranem do popołudnia stopnieje i zostaje tylko fajne oblodzenie. I tak w koło od soboty. Śnieg - odwilż - śnieg - odwilż. Same przyjemności. Aby biegać, potrzebna jest dobra motywacja. Oto motywator Matyldy:


Motywacyjna koszulka Matyldy
Motywacyjna koszulka Matyldy

Zebranie się do biegania wymaga trochę samozaparcia. Bo jak znowu mam wyłazić w to błoto i kałuże... to - no, sami rozumiecie. A jednak wyłażę. Dzisiaj standardowo 9km biegu w stałym tempie. Dopuszczalny zakres od 04:42 do 04:57min/km. Zmieściłem się w widełkach, lecz o dłuższym przekraczaniu dolnej granicy mogę tylko pomarzyć. Jak na oblodzone chodniki wyszło niezgorzej - średnia 04:43min/km. Zgodnie z najnowszą tradycją, biegłem trasą z podbiegiem na wiadukt. Ponieważ nie jest on długi, staram się trzymać stałe tempo, a odpoczywać na zbiegu. Jakoś to wychodzi, chociaż dzisiaj tętno maks. było chyba powyżej 180 uderzeń na minutę.

Matylda - zwolnienie z WF-u.

Bieg - 27 stycznia 2015


Aktywność fizyczna – czwartek – 29 stycznia 2015: bieg

Wreszcie. Wreszcie trafiło się sucho. Bez śniegu, bez deszczu i bez błota. Zdrowy chłodek, minimalny wietrzyk. Dawno takich idealnych warunków nie było. W związku z tym "nosiło" mnie już od południa. Jak pobiegnę? Czy będzie łatwiej? Czy będzie szybciej?

Bieg to znowu 9km w stałym tempie. Zakres od 04:41 do 04:56min/km. Dałem radę. Tym razem średnia wyszła - 04:41min/km. To chyba do tej pory najszybsze 9 km w tym roku, a i w zeszłym pewnie też. Bardzo jestem zadowolony z osiągniętego wyniku. Trasa z podbiegiem na wiadukt. Dzięki czystej nawierzchni tętno o kilka uderzeń niższe, niż ostatnio, chyba nawet nie przekroczyłem 180 uderzeń. Tak to można biegać!

Matylda - zwolnienie z WF-u cd.


Bieg - 29 stycznia 2015

Aktywność fizyczna – niedziela – 1 lutego 2015: bieg

Po tygodniu w kratkę wreszcie nastała wymarzona pogoda: słońce od rana, piękne niebieskie niebo, gdzieniegdzie małe chmurki, lekki wiaterek i kilka stopni na plusie. Super! Nasza mała wiosna w doniczce od razu lepiej wygląda (no dobra, wygląda nieszczególnie, ale lepszy rydz, niż nic):


Nasza mała doniczkowa wiosna
Nasza mała doniczkowa wiosna


Przy takiej wspaniałej pogodzie zrobiłem 18km spokojnego biegu. Ramy tempowe od 05:49 do 05:16min/km. Wybrałem się dzisiaj na zupełnie nową trasę. Niespecjalnie lubię tę drogę, ponieważ w dni robocze panuje na niej trochę duży ruch samochodowy (szczególnie chodzi o ciężarówki z naczepami dowożące surowiec), lecz w niedziele ciężarówki nie jeżdżą, a w porze obiadu i samochodów osobowych nie jeździ zbyt wiele. Tak więc, przy narzekaniach i ostrzeżeniach Matyldy, abym nie szedł tą drogą ;) ja oczywiście i tak zrobiłem po swojemu i pobiegłem właśnie nią.

Trasa sama w sobie jest bardzo przyjemna. Asfaltowa droga biegnie pośród malowniczo pofałdowanych pól, co powoduje, że - jak na nasze warunki terenowe - jest to trasa inna, niż pozostałe. Są na niej po prostu górki. Podbiegi i zbiegi. Taka maleńka symulacja biegania w jakimś trochę bardziej pofałdowanym terenie. Nie jest to wiele, lecz zawsze coś. W okolicy na lepszą "symulację" pagórkowatego terenu liczyć nie mogę.


Bieg - 1 lutego 2015


Matylda - ostatni dzień zwolnienia z zajęć fizycznych. Z powodu nadmiaru wolnego czasu Matylda zakupiła dwie śmieszne koszulki. Dla siebie o zombie i dla mnie, na której napisane jest, jak mniej więcej ostatnio wyglądają moje dni (można by jeszcze tam dołożyć kwadracik z pracą).


I tak to mniej więcej wygląda...


Motywacyjna koszulka Matyldy

Ogólnie tydzień nudny, niby flaki z olejem. Każdy lepiej lub gorzej robi swoje. Powolutku odznaczamy te nasze różniste sprawy codzienne i tak do przodu. Bez fajerwerków, bez oklasków. Zwykła, nudna i momentami nużąca rutyna. 

Odnośnie rutyny. Gdy zdarza nam się z Matyldą narzekać na rutynę codzienności od razu przypominamy sobie, jak podczas perypetii z powrotem z Bornholmu, patrząc na wzburzone morze i ołowiane chmury na niebie, na wariata szukając jakiegoś noclegu na jedną, dwie noce, marzyliśmy wręcz o tym, aby znowu znaleźć się w zaciszu naszego pokoiku i z kubkiem kawy lub herbaty zasiąść w fotelu... Wtedy ta - tak dokuczliwa na co dzień - rutyna, zdawała się być spełnieniem marzeń wszelakich. Nie chcieliśmy niczego więcej. Żadnych przygód, wyjazdów i atrakcji ;) A teraz rutyna znowu z kąta wyłazi i doskwierać zaczyna. I już człowieka nosi. I już coś kombinuje. I już knucie planów tajemnych rozpoczyna. Tak, tak. Tak to właśnie u nas wygląda.

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

2 komentarze

  1. Malgorzata Wrzesinska2 lutego 2015 19:59

    Tak to już w życiu bywa iż narzekamy na tą rutynę, "smętkowatą" codzienność ale ... życie lubi zaskakiwać i czasami zdarza nam się o tej rutynie zamarzyć.

    Potrafisz znaleźć motywację do biegania teraz ? To znajdziesz ją przez cały rok.

    Pozdrawiam Was ciepło :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matylda czasem mawia, że podróże i przygody są fajne, ale dobrze jest mieć zaciszny i bezpieczny kąt, do którego można wrócić.

    OdpowiedzUsuń