Dziennik aktywności fizycznej – 15 - 21 grudnia 2014
Świąteczne łakocie |
Aktywność fizyczna – poniedziałek – 15 grudnia 2014: bieg
No i przestało padać. Matylda to jednak ma szczęście. Od rana całkiem przyjemna pogoda, nawet słońce świeci i ciepło, jak w październiku. Jeżeli ktoś nie lubi zimy, to może być w stu procentach zadowolony :)
Dzisiaj wypadł spokojny bieg na 8 km w komfortowym tempie około 06-07min/km. Bez problemu zaliczone.
Dzisiaj wypadł spokojny bieg na 8 km w komfortowym tempie około 06-07min/km. Bez problemu zaliczone.
Aktywność fizyczna – wtorek – 16 grudnia 2014: bieg
Zgodnie z tradycją około 16 zaczął padać deszcz i tak sobie padał chyba do 20, czyli akurat wtedy, kiedy wypada moje bieganie. Cóż było robić, z cukru nie jestem - pobiegłem. Najgorzej jest się wybrać i wyjść na tę nieprzyjemną pogodę, później już się biegnie i nie myśli o tym, czy pada, czy mży, czy wieje. Ważniejszy jest bieg.
A dzisiaj było co biec. 13,5 km ciągłego biegu w stałym i szybkim - jak dla mnie - tempie ok 04:59min/km. Przebiegłem, ale uczciwie przyznać się muszę: było ciężkawo. Zwłaszcza pod koniec, trochę źle wyliczyłem odległość i brakło mi chyba 1,5km i musiałem kluczyć po jakichś dziwnych uliczkach i dziurawych chodnikach, żeby dobić tę końcówkę. Bardziej, niż fizycznie, wyczerpało mnie to chyba psychicznie. W każdym razie - do przodu.
Aktywność fizyczna – środa – 17 grudnia 2014: bieg
W tym tygodniu biegamy naprzemiennie. Dzisiaj Matylda biegła 6km i znowu bieg z narastającą prędkością. Jak zwykle - przy niebieskim niebie i delikatnym słoneczku. A ja wiecznie biegam w deszczu... co za dyskryminacja... i gdzie tu równouprawnienie?
Aktywność fizyczna – czwartek – 18 grudnia 2014: bieg
Dzisiaj biegam wypoczynkowo. Leciutki rozruch po wtorkowym dość szybkim biegu na 13.5km: 5km joggingu.
Aktywność fizyczna – niedziela – 21 grudnia 2014: bieg
Niestety, wypadło mi dzisiaj siedzenie w pracy. Ale tak łatwo się nie poddałem. Wstałem o 5:45 i chociaż w pierwszym momencie po wyłączeniu alarmu pomyślałem sobie: -Ty chyba nienormalny jakiś jesteś. Ciemno. Zimno. Wieje jak cholera, a do tego siąpi deszcz. Gdzie ty chcesz biegać? To jednak za moment stwierdziłem: -I co z tego, że pada i wieje? A że ciemno? Codziennie prawie biegam po ciemku, a padać i wiać będzie pewnie przez cały dzień. Gdzie tu problem?
Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Ubrałem się w przygotowane wieczorem ciuszki. Lampka, odblaski i przed siebie. Nie było źle. Powiem więcej: mimo wiatru, deszczu i ogólnie nieprzyjemnej aury, było bardzo dobrze. Było cicho. Prawie żadnego ruchu samochodowego. Byłem tylko ja, las i kilometry do pokonania. Gdzieś w połowie trasy zaczęło się rozwidniać i tak sobie biegłem w tej trochę bajkowej atmosferze wczesnego poranka. Ja - jedyny człowiek na Ziemi...
Wracając do konkretów: bieg ciągły 18km. Przynajmniej tak było w planach. Coś się chyba jednak złego stało z pomiarem odległości (chyba po raz pierwszy zegarek zgubił sygnał GPS, może przez te ołowiane chmury, zalegające grubą warstwą na niebie), ponieważ wg wskazań wyszło, że przebiegłem te 18km w 1 godzinę i 28 minut (i faktycznie: zegarowo biegłem te półtorej godziny), podczas gdy zwykle zajmuje mi to, w zbliżonym tempie, ok 1 godziny i 38 minut. Średnie tempo biegu z dzisiaj wychodzi około 04:53min/km, co wydaje mi się niemożliwością. Myślę, że gdzieś "wcięło" jakieś 2-2,5km. Trudno. Świat się z tego powodu nie zawali. Mam nadzieję, że była to tylko jednorazowa wpadka mojego Forerunnera 310XT, z którego do tej pory tak bardzo byłem zadowolony i który tak wychwalałem w mojej recenzji...
Edycja: sprawdziłem po zrzuceniu danych do Garmin Connect. Faktycznie GPS się pogubił. Wg niego bieg rozpocząłem w... sąsiednim województwie.
Matylda dzisiaj w ciągu dnia - jak już się przejaśniło i nawet słońce zaczęło świecić - wybiegła, lecz nie dobiegła, ponieważ miała po drodze małe potknięcie i musiała wrócić do domu. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, jedynie stłuczony łokieć i kolano. Bywa. Tylko ten, co nic nie robi, nic sobie nie zrobi ;)
Żeby nie było tak poważnie, na zakończenie przedstawiamy nasz zapas słodkości podarowany nam przez wiernych fanów (dobra, z tymi fanami to żart oczywiście) na święta. Z fanami to żart, lecz słodkości rzeczywiście podarowane. Większość pewnie rozdamy, ale i tak coś zostanie. I jak tu teraz nie dać się skusić. Musowo coś zjeść trzeba będzie!
Edycja: sprawdziłem po zrzuceniu danych do Garmin Connect. Faktycznie GPS się pogubił. Wg niego bieg rozpocząłem w... sąsiednim województwie.
Matylda dzisiaj w ciągu dnia - jak już się przejaśniło i nawet słońce zaczęło świecić - wybiegła, lecz nie dobiegła, ponieważ miała po drodze małe potknięcie i musiała wrócić do domu. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, jedynie stłuczony łokieć i kolano. Bywa. Tylko ten, co nic nie robi, nic sobie nie zrobi ;)
Żeby nie było tak poważnie, na zakończenie przedstawiamy nasz zapas słodkości podarowany nam przez wiernych fanów (dobra, z tymi fanami to żart oczywiście) na święta. Z fanami to żart, lecz słodkości rzeczywiście podarowane. Większość pewnie rozdamy, ale i tak coś zostanie. I jak tu teraz nie dać się skusić. Musowo coś zjeść trzeba będzie!
Świąteczne łakocie |
Nietypowe i całkiem przyjemne opakowanie ciasteczek |
3 komentarze
Dalibyście coś z tego słodkiego zestawu :) . Powiesiłem na mojej choince 3.5 kilo cukierków i...chyba trochę mało :)
OdpowiedzUsuńIle powiesiłeś? 3,5 kilo? No ładnie, to nasz zestaw to przy tym pestka. Dawaj adres - zaraz wyślemy ;)
OdpowiedzUsuńTeraz mam stresa bo muszę pilnować aby nikt nie dobrał się do tych słodyczy . 😀
OdpowiedzUsuń