Sportowe podsumowanie października 2014

Franco Columbu - Martwy ciąg
Październik miesiącem oszczędzania! Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale chyba za poprzedniego ustroju było takie hasło, nie pamiętam tylko, czy dotyczyło października. Teraz oszczędzanie jest niekorzystne dla gospodarki i dlatego mamy jak najwięcej, a najlepiej wszystko, wydawać w zagramanicznych centrach handlowych. Dobrze byłoby także zapożyczyć się w kilku bankach na jakieś poważniejsze sumy, żeby nieco tę słabowitą gospodarkę wspomagać... Ot, nowy system, nowe głupoty, cel podobny: zrobić ludziom wodę z mózgu i uczynić z nich niewolników. Smutna sprawa.

Ale, ale, ten wpis nie o tym zupełnie miał być! Co też takiego ciekawego robiliśmy w tym jesiennym miesiącu? Biegaliśmy oczywiście i nie tylko zresztą!

Na początku października udało mi się przebiec 10 km w czasie 48 minut. Oznacza to, że zakładany cel - przebiec dychę w około 50 minut - został osiągnięty. I bardzo mi się to podoba. Żeby nie stać w miejscu, zabrałem się za plan 10km w 45 minut. Nie będę tego raczej już weryfikował w jakimś biegu publicznym. Może po prostu sam którejś niedzieli pobiegnę sobie ten dystans tak dla weryfikacji założeń.

Matylda także cały czas biega, czasem z małymi przerwami, lecz ogólnie regularnie i ambitnie. Ostatnim sprawdzianem dla Niej była nasza wspólna niedzielna dziesiątka, którą przebiegliśmy równiutko w godzinę. Na razie Matylda na więcej nie może sobie pozwolić. Może ewentualnie udałoby się urwać minutkę z tego czasu, ale nie o to głównie teraz chodzi. Mamy czas. Nigdzie nam się nie spieszy. Jeżeli zdrowie i chęci pozwolą, chcemy aby bieganie stało się częścią naszego życia na dłużej. Kiedyś na pewno Matylda pobiegnie szybciej i będzie się z tej godziny śmiała.

Na razie ważne jest to, że biegamy, ćwiczymy i staramy się stawiać sobie jakieś cele. Napisałem ćwiczymy, ponieważ Matylda poza bieganiem robi także kilka ćwiczeń ze sztangielkami plus ćwiczenia na mięśnie posturalne - takie zestawy ogólnorozwojowe. Ja - jak już wiecie - wytrwale chodzę na siłownię. Dodatkowo staramy się zawsze trochę porozciągać, coby jakąś tam sprawność zachować. Funkcjonalność - to jest to, do czego staramy się dążyć. Nie mięśnie dla mięśni, nie prędkość dla prędkości, lecz raczej wszystko dla funkcjonalności, dla poprawienia komfortu codziennego życia. Dla tego, aby sprawnie się poruszać, wchodzić po schodach bez zadyszki, mieć siłę i być sprawnymi na co dzień.


Dycha w 48 minut. Bardzo jestem rad!
Dycha w 48 minut. Bardzo jestem rad!


Napisałem o tej funkcjonalności, ponieważ wydaje mi się, że kulturystyka, czy jak kto woli "bodybuilding", a tę działkę znam trochę lepiej niż bieganie, ostatnimi czasy poszedł w zdecydowanie dziwnym kierunku. Większość rzeczy robi się "dla lustra". Mięsień dla mięśnia, masa dla masy, estetyka dla estetyki. Owszem - to także jest ważne, lecz w takim podejściu do sprawy brakuje aspektu praktycznego - funkcjonalnego. Bo i co z tego, że będziesz wyglądał jak młody bóg, jeżeli nie będziesz mógł się schylić, żeby buta zawiązać lub podbiec do autobusu, bo masa i zadyszka, a pokonanie kilku pięter schodów będzie dla ciebie wyzwaniem...

Wielu ludzi nie ćwiczy nóg, nie ćwiczy pleców, a jeżeli już to po łebkach. Najważniejsza jest "klata i biceps". Takie wybiórcze ćwiczenie pojedynczych partii to przecież prosta droga do zafundowania sobie dysbalansu mięśniowego, do zepsucia postawy, do kontuzji i urazów. Nie rozciągają się. Nie mają kondycji i wytrzymałości. Unikają ciężkich, wielostawowych ćwiczeń podstawowych, do bólu tłuką bezsensowne izolacje na maszynach, lub trzy razy w tygodniu "trenują" przedramię... A zobaczcie tylko, ile mięśni - głównych i pomocniczych - pracuje podczas wykonywania martwego ciągu - praktycznie całe ciało:


Martwy ciąg - używane mięśnie
Martwy ciąg - używane mięśnie



Komuż jednak chce się robić wspomniany martwy ciąg! Przecież to takie trudne i męczące! Lepiej przez godzinę okupować bramę i "zabudowywać środek klaty"... A tymczasem silne nogi, plecy, oraz cały gorset mięśni głębokich to podstawa... Później dziwią się, że "nie rosną", jedzą tony odżywek, realizują coraz to wymyślniejsze plany, wreszcie sięgają po coś mocniejszego, po cyklu tracą większość tego, co sztucznie osiągnęli i tak w koło. Chcą szybko. Już, teraz, od razu i najlepiej bez wysiłku.

Tak się nie da. Ani na siłowni, ani - chyba - na trasie biegu. Bez ciężkiej, systematycznej pracy nic z tego nie będzie. Bez wytrwałości i ton przerzuconego żelastwa, bez tysięcy wybieganych kilometrów, nie będzie rezultatów, a jeżeli nawet będą - na wspomaganiu - to krótkotrwałe i często prowadzące do kontuzji bądź przetrenowania. Dobra, dość tych rozważań.

Co dalej u nas? Jako że nadchodzi zima, planujemy podjąć się realizacji jakiegoś dłuższego planu na ten okres, tak powiedzmy, do wiosny. Spokojne wybiegania, komfortowe biegi, biegi z narastającą prędkością. Przeważająca część tego wszystkiego w strefie tlenowej. Raczej długo i spokojnie, niż szybko i krótko. Trochę to wszystko zależy też od pogody. Po prostu raczej po śniegu, czy lodzie, nie chcielibyśmy biegać stumetrowych szybkich przebieżek. Jak zwykle: czas zweryfikuje nasze plany i zamierzenia.

Na zakończenie - październik w cyferkach:


Październik 2014 - bieganie

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze