Jesienne zakupy kosmetyczne
Ponieważ dawno nie pisałam o kosmetykach, a trochę się tych nowości nazbierało, dziś takie małe zbiorcze podsumowanie tego, co zagościło na łazienkowej półce tej jesieni.
Olej kokosowy
Na początek mój faworyt czyli olej kokosowy – kosmetyk, który pełni u mnie rolę balsamu do ciała i jednocześnie wartościowy olej wykorzystywany przez nas w kuchni. Zaopatrzyłam się w dwa słoiki – jeden do smarowania, drugi do jedzenia. Fakt, iż jest to kosmetyk w 100% naturalny miał dla mnie kluczowe znaczenie, kiedy zobaczyłam go na półce w moim ulubionym lokalnym sklepiku zielarskim postanowiłam dać mu szansę. Często kupując kosmetyki, których producenci chwalą się na opakowaniu iż ich produkt zawiera np. olej kokosowy, arganowy czy jakieś inny cud natury, po wnikliwym przeanalizowaniu składu odkrywamy,że zawartość tych cennych składników jest tak naprawdę symboliczna.
Olej kokosowy |
Po miesiącu stosowania jestem zadowolona z efektów – skóra jest odżywiona, olej dobrze się wchłania, no i przede wszystkim nie wcieram w siebie chemikaliów, które przenikają w głąb mojego ciała. Staram się ograniczać ilość sztucznych środków chemicznych w otoczeniu – na przykład stosuję o wiele mniej środków czyszczących – obecnie jest ich zaledwie kilka, a mieszkanie wcale nie przypomina stajni Augiasza. Ze względu na problemy z układem oddechowym zrezygnowałam również ze świec parafinowych i odświeżaczy powietrza, które są szkodliwe dla zdrowia i zanieczyszczają powietrze toksycznymi substancjami zamiast je odświeżać.
Krem rokitnikowy
Kolejny produkt to lekki krem rokitnikowy firmy Sylveco – od dawna chciałam wypróbować kosmetyki tej firmy no i testowanie rozpoczęłam od tego właśnie specyfiku. Zawiera on wiele naturalnych substancji takich jak olej rokitnikowy, ekstrakt z kory brzozy, aloesu i mydlnicy lekarskiej, olej jojoba i masło karite.
Krem rokitnikowy |
Krem jest bardzo przyjemny w użyciu, szybko się wchłania, jest dobry pod makijaż i nie zapycha porów, sprzedawany jest w wygodniej buteleczce ułatwiającej dawkowanie i aplikowanie kosmetyku. Myślę, że zaprzyjaźnię się z nim na dłużej i wypróbuję też inne produkty tej firmy ze względu na ich świetny skład. Poza tym lubię stosować produkty polskich firm, które jakościowo nie odbiegają, a często przewyższają mainstreamowe kosmetyki drogeryjne wielkich korporacyjnych molochów. Kupujmy dobre i polskie!
Odżywka do włosów Jantar
Jantar – odżywka do włosów firmy Farmona- okres jesieni, to dla mnie niestety okres wzmożonego wypadania włosów. Dlatego też po raz kolejny sięgnęłam po tę odżywkę. Wcieram ten specyfik regularnie przez trzy tygodnie, a następnie robię przerwę.
Odżywka do włosów Jantar |
Dzięki temu po długiej i systematycznej kuracji na głowie pojawia się dużo maleńkich włosków zwanych pieszczotliwe baby hair. Poza tym sezonowym wypadaniem nie mam problemów z włosami – są grube, lśniące i nie rozdwajają się. Myślę, że to jednak zasługa stylu życia, przede wszystkim zdrowego odżywiania, a nie odżywek.
Krem BB
Ponieważ koszyczek z kosmetykami do makijażu świecił pustkami zaopatrzyłam się w swoje ulubione ulubione kosmetyki Lily Lolo, o których pisałam już wcześniej na blogu. Tym razem zdecydowałam się na krem BB zamiast podkładu mineralnego. Jak podaje producent krem nie zawiera silikonów, zawiera składniki przeciwstarzeniowe i nawilżające oraz mineralne pigmenty poprawiające koloryt cery.
Krem BB, brązer i puder |
Na razie nie jestem nim jakoś specjalnie zachwycona, ale stosuję go dopiero od dwóch tygodni – zobaczymy. Zamówiłam również małą próbkę tego kremu w innym odcieniu i tutaj mały zgrzyt – musiałam za nią zapłacić chociaż na opakowaniu widniał napis – free sample – not for resale.
Puder mineralny Flawless Silk i brązer(dlaczego brązer? - czytaj na tutaj)
Oprócz tego zamówiłam już trzecie z kolei opakowanie pudru mineralnego - Flawless Silk oraz po raz pierwszy skusiłam się na brązer mineralny w odcieniu – South Beach, który planuję używać gdy skończy mi się róż mineralny. Na razie obejrzałam na You Tube kilka filmików jak nakładać to cudo co by się do tej przesiadki z różu na bronzer przygotować teoretycznie. Zakupy zamykają pomadka naturalna w odcieniu Intense crush oraz błyszczyk naturalny – English Rose. Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe to myślę, że ten zapas wystarczy mi na jakieś sześć miesięcy w myśl zasady – używaj lecz nie nadużywaj.
Nietypowe pojemniczki
No i to by było na tyle, na koniec chciałabym Wam pokazać moje pojemniki do przechowywania biżuterii i akcesoriów kosmetycznych. Zainspirowana książką „Minimalizm po polsku”, o której pisałam już wcześniej, postanowiłam dać nieużywanym rzeczom drugie życie i wykorzystać je do zupełnie innych celów niż ich pierwotne przeznaczenie. Tak właśnie stało się z zastawą do herbaty, który był jednym z naszych prezentów ślubnych, ale od kilku już lat zalega w szafce. Ładne toto, ale filiżanki jakieś takie malutkie i kruche, a my lubimy pić herbatkę w takich całkiem sporych kubełkach. Wpadłam więc na pomysł, że te filiżaneczki i pojemniczki świetnie nadadzą się do zagospodarowania moich kosmetycznych różności, a ja mam przyjemność codziennego obcowania z czymś, co jest nie tylko piękne, ale i praktyczne.
Moje nietypowe pojemniczki |
* - odnośnie pisowni brązer, czy bronzer. My wybraliśmy wersję spolszczoną, czyli brązer (toć to przecież od brązowienia pochodzi). Obecnie wydaje się, że i jedna i druga forma są poprawne.
2 komentarze
Widzę, że zakupy udane :) Zainteresował mnie olej kokosowy i w najbliższym czasie będę zgłębiać jego temat.
OdpowiedzUsuńA pomysł z pojemniczkami ? Widzę, że zastawa nabrała drugiego życia :) Pozdrawiam
Olej kokosowy dobra rzecz. I zjeść można i posmarować się... Co do pojemniczków, to nigdy nie przepadaliśmy za taką fikuśną zastawą, a tak przynajmniej do czegoś się przydały ;)
OdpowiedzUsuń