Dziennik aktywności fizycznej – 15 - 21 września 2014
Aktywność fizyczna – wtorek – 16 września 2014: bieg
Nowy tydzień, nowe bieganie. Wiem, wiem. Monotonne bardzo te ostatnie dzienniki aktywności. Ale cóż zrobić - takie życie. Po wakacyjnych przygodach, po atrakcjach startowych, trzeba wrócić do przeciętnej codzienności i ustalonego rytmu.
Toczenie się koleinami też ma swoje plusy, chociaż po pewnym czasie zaczyna dokuczać monotonia. Żeby jednak możliwe były chociaż te krótkie momenty - rozbłyski na morzu codzienności, trzeba długo i jednostajnie pracować i trenować. Trochę smutne, ale chyba prawdziwe. Ech, taka jakaś jesienna smuta mnie dopadła. Bo niby wszystko dobrze i w domku jesteśmy i promem się martwić nie trzeba, ani przez Szwecję do Polski się telepać, a jednak jakoś tak na duszy niewyraźnie. Jesień, Panie dzieju, jesień, jak nic!
Toczenie się koleinami też ma swoje plusy, chociaż po pewnym czasie zaczyna dokuczać monotonia. Żeby jednak możliwe były chociaż te krótkie momenty - rozbłyski na morzu codzienności, trzeba długo i jednostajnie pracować i trenować. Trochę smutne, ale chyba prawdziwe. Ech, taka jakaś jesienna smuta mnie dopadła. Bo niby wszystko dobrze i w domku jesteśmy i promem się martwić nie trzeba, ani przez Szwecję do Polski się telepać, a jednak jakoś tak na duszy niewyraźnie. Jesień, Panie dzieju, jesień, jak nic!
Dobra, koniec tych smutnych rozważań. Od nowego tygodnia ostro zabraliśmy się za bieganie. Matylda we wtorek bieg ciągły 50 minut w tempie 06:15-06:30/km i jakoś poszło. Niestety ten nieszczęsny kaszel wciąż daje o sobie znać i jak na razie nie mamy specjalnego pomysłu, co z tym zrobić.
Ja wybrałem się na dawno nie odwiedzaną trasę terenową. Na początku całkiem przyjemnie, jednak odcinek w pobliżu rzeki - straszne rzeczy, co tam się od mojej ostatniej bytności porobiło. Chaszcze takie, że przebić się nie można, jakieś połamane krzaki, dróżka zarośnięta po pas, jakieś wykroty. Było ciekawie. Spróbowałem nawet zdjęcie zrobić, ale to już na odcinku "luksusowym", jednak aparat tak zaparował, że osiągnąłem efekt naturalnego filtra mgły, a w rzeczywistości był piękny zachód słońca...
Może w najbliższym czasie znowu pobiegam trochę po polnych dróżkach, bo przed półmaratonem prawie cały czas klepanie po asfalcie, ewentualnie po szutrach. Bieganie wg planu, co w moim przypadku oznaczało 40' biegu 06:15-06:30/km, następnie 8 40" przebieżek na 80% przeplatanych 1.50' truchtu. Na zakończenie, jak to ładnie powiada mój program, 10 minut "cool down" i tyle.
Aktywność fizyczna – czwartek – 18 września 2014: bieg
Matylda - wolne. Ja 50' biegu w tempie 06:15/km (jak zwykle wyszło trochę szybciej). Ciężko i bez czucia. Noga za nogą, kiepski oddech, jakiś spadek formy. Pewnie przyczyną był wczorajszy trening nóg na siłowni. Niestety, nie da się już tego inaczej rozłożyć i zawsze któreś bieganie wypadnie po "nogach" na siłowni. Pobiegałem znowu po ścieżkach krosowych i stanowiło to dodatkową trudność. Nogi zmęczone, a tu jeszcze trzeba dodatkowo stabilizować i uważać na dziury i korzenie. Jakoś poszło, chociaż ze stylu zadowolony nie jestem w ogóle.
Aktywność fizyczna – sobota – 20 września 2014: bieg
Matylda - ciąg dalszy zwolnienia z WF-u. Moje bieganie nadal wg planu, czyli 20' biegu na 06:15/km, a później zabawa biegowa: 6x5 minut w tempie ok 05:15/km naprzemiennie z trzyminutowymi odcinkami w truchcie. Na wygaszenie pięć minutek truchtu do domu. Praca na nieco wyższych obrotach. W sumie dobrze, ponieważ ostatnio tak się jakoś zastałem, przez to bieganie w większości w spokojnym tempie. A tutaj taki dość przyjemny rozruch. Bieg znowu częściowo w terenie. Mimo nierówności udało się zrealizować plan. I dobrze.
Aktywność fizyczna – niedziela – 21 września 2014: bieg
Do końca nie byłem pewien, czy się za to zabierać. Dopiero, kiedy wyszedłem z domu i przetruchtałem kawałek w celach rozgrzewkowych, podjąłem decyzję: dzisiaj zrezygnuję z 10km biegu w tempie "spacerowym", a w zamian zrobię sobie mały test na 10km. Jak pomyślałem, tak i zrobiłem. Nastrój doskonały, pogoda w sam raz do biegania, moc pozytywnej energii. Startuję. Chciałem sprawdzić, czy jestem w stanie przebiec tę dychę w około 50 minut. I udało się! Lekko nie było, lecz przynajmniej mam jakieś rozeznanie, jak taki bieg poprowadzić.
Nie stać mnie jeszcze na ostry start w tempie 5'/km lub poniżej, a więc zacząłem spokojniej: 05:05-05:10. Tak mniej więcej dociągnąłem do połowy dystansu. Później stopniowo starałem się zwiększać tempo do zakładanych 5 minut na km, a w okolicach 7 - 8 km zacząłem schodzić poniżej pięciu minut. Tak jakoś dotrwałem do końca. Idealnie nie było, ale: udało mi się utrzymać zakładane tempo przez pierwszą połowę dystansu, udało mi się stopniowo przyspieszać w drugiej połowie, aż do niemal tempa maksymalnego, na jakie było mnie na końcówce stać. Jestem zadowolony. Jeżeli chodzi o dokładność pomiaru mojego telefonu, to - po sprawdzeniu oficjalnego wyniku w półmaratonie w Pile i porównaniu go z tym, co kilometrowo i czasowo pokazał telefon - wiem, że mogę się na nim opierać. Pewnie, że nie jest idealnie, ale to nie poziom zawodniczy i o sekundowe różnice martwił się nie będę.
0 komentarze