Rowerem przez Kamieniec Ząbkowicki, Paczków i okolice - część II
Dzień trzeci: temperatura rośnie, lecz co to dla nas...
Tego dnia nie byliśmy pewni dokąd pojedziemy. Znaczy się plan był, lecz nie mieliśmy pewności co do naszych możliwości jego realizacji.
Gdzieś na drodze do Paczkowa |
Oj, dały nam dzisiaj te kilometry popalić. Upał zrobił się naprawdę duży i od 13 do 17 najlepiej byłoby w ogóle nie wychodzić z cienia. Cóż, my wyszliśmy i na szczęście jakoś daliśmy radę po tych wzgórzach jeździć, a dodatkowo dorobiliśmy się "wspaniałej" opalenizny rowerowej. Co prawda chwilami miałem poważne rozterki, czy aby dobrze robimy, jadąc w takim upale, ale sporadycznie mijani turyści rowerowi jakoś mnie uspokajali, no bo skoro oni jadą, to i my możemy ;)
Zacznijmy jednakże od początku. Kamieniec to małe miasteczko z dużym pałacem Hohenzollernów - Marianny Orańskiej z XIX wieku. Pałac zbudowany jest w stylu neogotyckim i przyznać trzeba, że prezentuje się naprawdę okazale. Obecnie jest sukcesywnie remontowany i przywracany do dawnej świetności. Trochę ciężko było zrobić ciekawe zdjęcia, ponieważ pałac ogrodzony jest jakimiś siatkami, gdzieniegdzie leżą blachy itp "atrakcje". W części pałacu znajduje się hotel. Wokół rozciąga się ładny, duży park.
Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim |
Mury i baszty pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim |
Mury i baszty pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim |
Mury i baszty pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim |
Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim |
Park pałacowy - to właśnie w tym miejscu planowaliśmy spędzić resztę popołudnia, cóż skusił nas Paczków... |
Budynek dawnego klasztoru Cystersów w Kamieńcu Ząbkowickim |
Budynek dawnego klasztoru Cystersów w Kamieńcu Ząbkowickim |
Kościół pocysterski - obecnie świątynia parafialna w Kamieńcu Ząbkowickim |
Kościół pocysterski - obecnie świątynia parafialna w Kamieńcu Ząbkowickim |
Poza tymi zabytkami Kamieniec jako miejscowość nie zachwyca. Można spędzić trochę czasu na słodkim leniuchowaniu w pięknym parkowym otoczeniu i to w sumie tyle. Ani gdzie usiąść, ani gdzie zjeść, trochę smutno. Dokonawszy tej niewesołej konstatacji, postanowiliśmy ruszyć do Paczkowa.
Kościół w Paczkowie |
Końcówka drogi do Paczkowa bardzo już dała nam się we znaki. Duży upał i podjazdy zaczęły mocno przeszkadzać. Jakoś jednak do tego Paczkowa w końcu dotarliśmy. Dobrze, że każde z nas ma po dwa bidony i często wieziemy jeszcze dodatkową butlę 1.5 litra z wodą, bo inaczej uschnęlibyśmy po drodze z pragnienia.
Rynek w Paczkowie |
Paczków - miasto baszt. Jest ich tutaj 19, do tego trzy bramy oraz mury miejskie. Wszystko z XIV-XVI wieku. Do tego rynek z ratuszem i zabytkowymi kamieniczkami, a dla zainteresowanych tematem: Muzeum Gazownictwa. Małe, spokojne, sobotnią popołudniową porą senne miasteczko. Nie jest to w tym przypadku określenie pejoratywne, raczej stwierdzenie faktu. Na pewno zresztą znacie takie miasteczka i doskonale rozumiecie o czym piszemy :)
Baszta w Paczkowie |
Baszta w Paczkowie |
Baszta w Paczkowie |
W Paczkowie wypadło nam coś zjeść i tak oto trafiliśmy do "Przystani u Grubego". Nie żeby była to od razu jakaś wyszukana jadłodajnia :) Wręcz przeciwnie, ale jeść dawali. W tym przybytku o jakże fantazyjnej nazwie i romantycznym położeniu przy miejscowym dworcu PKS-u, zjedliśmy zatem małe co nieco. Późnej lody i kawa na rynku i od razu upał zrobił się jakby mniej dokuczliwy.
Po jedzonku wyruszyliśmy do Domku Kata, w którym znajduje się małe muzeum oraz informacja turystyczna z bardzo miłą obsługą i dalej, fragmentem Szlaku Czarownic, w kierunku Ziębic i Krzelkowa.
Cóż to takiego ów Szlak Czarownic? Jest to szlak rowerowy o długości 233 km (95km po stronie polskiej i 138km po stronie czeskiej). W polskiej części szlaku ustawiono tablice informujące o procesach czarownic na pograniczu polsko - czeskim. Ogólnie jest to szlak przebiegający przez miejsca, które w jakiś sposób z czarownicami, czarami i magicznymi przyległościami, związane były. My jechaliśmy tylko jego małym fragmentem. Szlak prowadzi bodajże do Otmuchowa.
Domek Kata w Paczkowie |
Ta prosta krecha z Ząbkowic do Paczkowa to skutek pomyłki w programie rejestrującym trasę. W Paczkowie zauważyłem, że zapis urwał się gdzieś w Kamieńcu i ponownie wznowiłem nagrywanie trasy - automatyka programu zmianę położenia rozwiązała rysując prostą kreskę łączącą dwa ostatnio jej znane punkty. Jechaliśmy oczywiście obok Jeziora Paczkowskiego, chociaż momentami żałowaliśmy, że nie można jechać przez nie, tak było upalnie ;) Poza tym ludzie się kąpali, opalali i plażowali, a my to wszystko widzieliśmy z rozprażonej asfaltowej drogi i dla polepszenia nastroju popijaliśmy ciepłej wody z bidonów... ;)
W niespiesznym tempie wieczorem dojechaliśmy do Krzelkowa i tym samym zakończyliśmy nasze rowerowe podróżowanie po tej części Dolnego Śląska (może za wyjątkiem Paczkowa). Trzeba się dobrze wyspać, bo jutro wracamy do domu.
Dzień czwarty: wszystko, co dobre, szybko się kończy, a temperatura zawsze w końcu opada
Komu w drogę, temu czas. A dla nas w niedzielę nastał czas powrotu do domu. Wstaliśmy wczesnym rankiem, ale i tak w drogę ruszyliśmy dopiero przed siódmą. Jakoś tak nam zeszło. A to kawa, a to pakowanie, a to jeszcze woda do bidonów, a to czy aby na pewno wszystko zabraliśmy i sto tysięcy innych rzeczy, które "wyskakują" przed wyjazdem.
Wiatr, nie wiatr, jechać trzeba, a do domu daleko. Po trzech dniach na siodełku zaczęliśmy już odczuwać pewien dyskomfort z tym oraz z nawierzchnią przeróżnych dróg, którymi jechaliśmy, związany. Krótko mówiąc: mieliśmy rowerowy ból tyłka. Jakoś jednak pomalutku toczyliśmy się do przodu, by wreszcie wieczorem zameldować się w domu.
Jechaliśmy różnymi drogami: takimi |
I takimi też |
W jednej z gmin chyba, przez które wracaliśmy, ktoś wpadł na oryginalny sposób pomalowania przystanków autobusowych i zrobił to raczej za zgodą i przyzwoleniem odpowiedzialnego za nie "naczalstwa". Był przystanek z pszczołami, z liskiem, z końmi i ten jeden, który uwieczniliśmy na zdjęciu: z wesołymi kozami. Przyznać trzeba, że pomysł to oryginalny, wykonanie ładne i humorystyczne. A że trochę niepoważnie? Kto powiedział, że zawsze musi być poważnie i od linijki? Popieramy takie pomysły!
Pomysłowo i kolorowo ozdobiony przystanek autobusowy |
W drodze powrotnej nic ciekawego się nie wydarzyło. Żeby nie jechać w obie strony taką samą drogą, zmieniliśmy trochę trasę powrotu, lecz kilometrowo wyszło niemal tak samo.
Nasze czerwcowe rowerowanie uznajemy za bardzo udane. Zobaczyliśmy wiele nowych miejsc. Odwiedziliśmy miejsca, w których już byliśmy. Pooddychaliśmy atmosferą sennych, małych miasteczek, trochę pomęczyliśmy się na podjazdach, sycąc przy okazji oczy pięknymi widokami. Było warto. Mimo całego zmęczenia było warto. Razem zrobiliśmy około 430-450km w ciągu czterech dni. Jak dla nas to bardzo dużo.
Powie ktoś: co za dziwny pomysł, cztery dni na rowerze. Może i pomysł dziwny, lecz wiemy, że nikt nie odbierze nam tych chwil, gdy wczesnym rankiem sunęliśmy pustymi wiejskimi drogami i podziwialiśmy piękno przyrody. To są te chwile, kiedy zatrzymujesz się, patrzysz i stwierdzasz, że właśnie dla tego, co widzisz warto było tu przyjechać, ba, że dla tego co widzisz i przeżywasz warto w ogóle żyć! Cóż, że zmęczenie i obolałe tyłki i nogi. To wszystko przejdzie, a to, co widzieliśmy i to co przeżyliśmy na zawsze już zostanie z nami. Kto nie przeżył, nie zrozumie. Warto robić takie rzeczy.
7 komentarze
Świetna relacja i zdjęcia. Wspomnienia na pewno na długo pozostaną w Waszej pamięci a że upał ... my Polacy często mamy w zwyczaju narzekać, że zimą za zimno, że latem za gorąco ... albo leje ... Jak by tak patrzeć na 'wszystko' i wszelkie przeciwności - zbyt dużo by nam z tego życia nie zostało...
OdpowiedzUsuńSuper - ja też poproszę o taką aranżację przystanku - zawsze robi się cieplej na sercu :)
To gdzie teraz kolejna wyprawa ? :)
Dziękujemy! Może trochę źle to napisałem - nie chodzi o narzekanie na upał, raczej o stwierdzenie faktu, że był i że w związku z tym było trochę ciężko, ale - tak jak piszesz - jak było zimno, mówiliśmy, że zimno ;) Teraz, podczas jazdy w tym upale wiele razy śmialiśmy się właśnie z tego mówiąc: przecież właśnie zawsze chcieliśmy ciepło - no to mamy ciepło, cieszmy się! I od razu jakoś nam się lepiej jechało ;)
OdpowiedzUsuńKolejna wyprawa oczywiście będzie. Gdzie... także Dolny Śląsk, lecz trochę inny kierunek i tereny - pojedziemy, opiszemy.
:)
OdpowiedzUsuńRelacja jak zwykle wspaniała, to samo zdjęcia .
OdpowiedzUsuńWarto jak widać odwiedzać te miejsca które są trochę dalej od utartych szlaków turystycznych, zapewnia to względny spokój na trasie i podczas zwiedzania . Dlatego ja tak lubię odwiedzać Roztocze .
Ten pałac w Kamieniu Ząbkowicki robi wspaniałe wrażenie, chciałbym kiedyś tam zawitać .
Dzięki za odwiedziny i fajnie, że się podobało. W większości jeździliśmy bocznymi drogami pomiędzy wioskami, ruch niewielki, czasem traktor, czasem samochód. Senne wioski, małe spokojne miasteczka. Ot, prowincja pełną gębą :) Gdzieś tam pisałem, że wraz z upływem lat, coraz bardziej lubimy takie spokojne klimaty, bo co to za frajda, w ścisku, tłumie i hałasie...
OdpowiedzUsuńPrzepiękna wycieczka !!! Ilość wykonanych km zapiera dech :) Piękna nasza Polska cała :)
OdpowiedzUsuńAno, bo tak to czasem jest, szukamy daleko, a blisko, pod nosem nieraz, są miejsca, które warto zobaczyć, bo... po prostu bo są piękne :)
OdpowiedzUsuń