Kindle okiem laika - czy było warto?
Po co nam jeszcze jedno ustrojstwo, które na dobrą sprawę umożliwia tylko jedno: czytanie? Dodatkowo jeszcze to ustrojstwo jest produktem korporacji, amerykańskiej korporacji, a amerykańskich korporacji to my specjalnie nie lubimy, oj nie lubimy! Tak na marginesie mała ciekawostka. Wiecie, że pierwszą domeną protoplasty Amazonu była domena cadabra.com? Cadabra Kindle… też ładnie brzmi!
Moc sprawcza Matyldy była jednak wielka. Moje rzeczowe argumenty na nic się zdały. Rzekłbym nawet dosadniej: były, jak grochem o ścianę rzucanie, jak głos na puszczy wołający... I tak oto pewnego dnia zobaczyłem w domu schludnie wyglądające pudełeczko skrywające kundelka, a dokładnie Kindle 4 Classic Non Touch - wersja bez reklam. Tu amerykańskiej korporacji trzeba oddać sprawiedliwość: opakowanie proste, minimalistyczne, praktyczne, bez zbędnych folijek, okienek, srebrnych, wypukłych nadruków itp. atrakcji. Duży plus za projekt i wygląd.
Nie będę tutaj dokładnie podawał parametrów technicznych, bo te znaleźć można choćby tutaj. Co prawda podają, że to jest Kindle 5, ale to jest w sumie Kindle 4 Classic (nie dotykowy) tylko w czarnej obudowie. Postaram się raczej opisać czytnik z punktu widzenia zwykłego użytkownika. Osoby, która kupiła urządzenie po to, by po prostu czytać na nim książki.
Wygląd
Kindle cieszy oko prostotą wykonania i brakiem zbędnych fajerwerków. Pod ekranem znajdują się przyciski (od lewej do prawej): cofania, przycisk wywołujący klawiaturę ekranową, czterokierunkowy krzyżak nawigacyjny z wkomponowanym w środek przyciskiem zatwierdzania, przycisk menu podręcznego, wreszcie przycisk “Home” - powrotu do ekranu głównego. Z prawej i lewej strony mamy podłużne przyciski “przewracania” stron. Jednym przewracamy do przodu, drugim do tyłu. Pierwsze zetknięcie z tymi przyciskami: jak to działa? Jakoś tak dziwnie, w nietypową “stronę”. Po chwili przyzwyczajenia okazało się jednak, że taki sposób “działania” jest bardzo wygodny i naturalny. Czytnik jest lekki, wygodnie trzyma się go w dłoni. Muszę tutaj Matyldzie przyznać rację: pod tym względem nasz tablet był jednak o wiele mniej wygodny. Raz, że cięższy, co po dłuższym czasie robi się męczące dla dłoni, dwa że większy i mniej poręczny (- Że błyszczącego ekranu nie wspomnę - Matylda).
.
Wstępna konfiguracja Kindle 4
Dla osoby przyzwyczajonej do ekranu dotykowego wstępną konfigurację opisać można jednym słowem: tragedia. Wszystko trzeba wyklikać za pomocą znajdującego się u dołu czytnika czterokierunkowego przycisku. Straszne. Niewygodne. Mozolne wystukiwanie literek na klawiaturze ekranowej, której nie można zwyczajnie obsłużyć dotykiem… Nie podobało mi się ani trochę. Jakoś przez to przebrnąłem. Czytnik podłączony do domowej sieci bezprzewodowej. Żadnych aktualizacji oprogramowania nie wykrył i to w zasadzie - i na szczęście - był koniec tej męczącej konfiguracji startowej.
Wgrywanie książek
W sumie proste. Należy za pomocą dołączonego kabla USB (służącego także do ładowania kundelka) podłączyć czytnik do komputera. Urządzenie będzie widoczne jako dysk wymienny. Dalej standardowa “procedura”: kopiuj-wklej. Można sobie przy wgrywaniu podzielić biblioteczkę, wg autorów, cykli wydawniczych, czy jak tam komu wygodniej.
Co do obsługiwanych formatów. Kindle 4 Classic obsługuje: TXT, PDF, HTML, MOBI, PRC, DOC, DOCX, Kindle (AZW). Nigdy przed zakupem w to nie wnikałem i trochę niemiło zaskoczył mnie fakt, że Kindle nie obsługuje formatu epub. Trudno, jest coś takiego jak Calibre. Są także konwertery on-line, które zazwyczaj dość dobrze wywiązują się ze swojego zadania i do konwersji pojedynczych książek nadają się znakomicie.
Ekran e-ink
Nasz czytnik nie ma ekranu paperwhite. Mimo tego wyświetlacz - w moim subiektywnym odczuciu człowieka początkowo negatywnie nastawionego do Kindla - to mistrzostwo świata. Primo po pierwsze: jest matowy, primo po drugie: nie świeci, primo po trzecie: nie męczy oczu. Zupełnie. Czcionki są wyraźne, można je powiększać, czegóż chcieć więcej. Pod względem ekranu jest bardzo, ale to bardzo dobrze. Jedyny minus: nie można czytać po ciemku, w sensie: przy braku oświetlenia zewnętrznego.
Oczywiście ekran ten niespecjalnie nadaje się do np. przeglądania zdjęć, czy korzystania z internetu. Ale też i nie do tego został zaprojektowany. Dla kogoś, kto dużo czyta - więcej niż godzinę, półtorej dziennie - e-ink na pewno będzie dobrym wyborem.
Kindle - bateria
Co tu dużo gadać. Bateria trzyma. Po wyłączeniu sieci bezprzewodowej, chyba około miesiąca, albo nawet trochę więcej, przy codziennym czytaniu w okolicach dwóch godzin i wyłączaniu urządzenia na noc. Czytnik to chyba jedno z niewielu obecnie urządzeń, które spokojnie można zabrać na dłuuugie wakacje bez obaw o to, że nagle nam się rozładuje i z czytania nici.
Codzienne użytkowanie
Lekko, łatwo i przyjemnie. Bierzesz i czytasz. Brak zbędnych opcji, możliwość dodawania zakładek, notatek, zapamiętywanie ostatnio czytanej książki i miejsca, w którym skończyliśmy czytać, sprawiają, że urządzenie staje się “przezroczyste”. Nie przesłania nam treści. I oto - moim zdaniem - właśnie chodzi. Urządzenie powinno być w dużym stopniu transparentne dla użytkownika. To nie ono samo, jako takie, ma przykuwać i skupiać uwagę. Jest to zadaniem czynności, treści, działań, które na urządzeniu lub za jego pomocą wykonujemy. Urządzenie ma być tylko narzędziem. W przypadku czytnika nie jest wszak ważny sam czytnik, lecz książka, którą czytamy.
Z tego zadania, wg mnie i Matyldy, Kindle wywiązuje się znakomicie: jest przezroczysty. Nie wracamy do Kindla, lecz wracamy do książki, którą akurat czytamy. Pewnie, że można czasem westchnąć z podziwem nad przemyślnością ekranu e-ink, tak samo, jak można się zachwycić piękną oprawą książki papierowej, jednak ani ekran, ani oprawa nie są głównymi aktorami tej sceny. Główną rolę gra treść i produkt Amazonu znakomicie sprawdza się w roli jej nowoczesnego dostawcy.
Zalety Kindla przez Matyldę - jako jego głównego użytkownika - zebrane i do wpisu dołączone
Ponieważ to głównie Matylda używa kundela do czytania książek, tak więc przedstawione zalety pochodzą, żeby tak powiedzieć, “z pierwszej ręki”, od człowieka, który naprawdę dużo czasu spędza z czytnikiem w ręku:
- możliwość przechowywania dużej ilości książek w jednym niewielkim urządzeniu, co przy niewielkim metrażu mieszkania i sporym apetycie czytelniczym, jest dość istotną kwestią,
- świadomość, że dzięki temu urządzeniu można przyczynić się do ocalenia jakiegoś drzewa (- Nie do końca się z tym zgadzam, ale niech będzie - Leon),
- istnieją książki, do których wracam i które chcę mieć zawsze na półce, ale istnieją także i “czytadła” na jeden wieczór, które niekoniecznie chciałabym magazynować i posiadać w formie papierowej,
- czytnik to świetne rozwiązanie dla osób dużo podróżujących, dla dojeżdżających do pracy środkami komunikacji miejskiej, dla wyjeżdżających na wakacje wreszcie, z nim można mieć przy sobie całą biblioteczkę, nie taszcząc przy tym kilogramów papieru,
- czytnik się nie zamyka, tzn. nie jest taki jak niektóre klejone książki, które łatwo się zamykają, a w przypadku gwałtowniejszego otwarcia, ich stronice rozklejają się i wypadają,
- czytając przy jedzeniu nie poplamimy książki, a jeżeli nawet, to ekran można przetrzeć i po sprawie ;) pomijam tutaj dyskusyjną kwestię czytania przy jedzeniu, ale jeśli ktoś lubi (Leon lubi), to czytnik jest dla niego wymarzonym urządzeniem.
Mimo tych wszystkich niewątpliwych zalet czytnik nigdy do końca nie zastąpi i nie wyprze z naszego domu tradycyjnych, drukowanych książek. Zawsze będziemy je czytać i gromadzić, bo jak powiedział kubański pisarz i poeta Jose Marti:
Dom bez książek jest jak plaża bez słońca.
Nieco po czasie, po zapoznaniu się z warunkami finansowymi i wymaganiami stawianymi kandydatom na pracowników polskich centrów logistycznych Amazonu muszę dodać, że jaki dobry by ten sprzęt nie był, to więcej od tej firmy już bym go nie kupił. Niczego od tej firmy już bym nie kupił...
0 komentarze