8. Półmaraton Ślężański + mini dziennik – od 16 do 22 marca 2015
Koszulka, medal i fragment numeru startowego... już wiecie, gdzie byliśmy tym razem |
Aktywność fizyczna – wtorek – 17 marca 2015: bieg
Były biegi we Wrocławiu, były emocje i zabawa, nadszedł czas na powrót do rzeczywistości i kontynuację planu. Bo bieg Matyldy na 10km we Wrocławiu przypadł gdzieś około 2/3 jej planu przygotowawczego na 10km. W sumie w tym momencie można powiedzieć, że plan został zrealizowany: czas godziny osiągnięty.
Po co zatem dalej go ciągnąć? Ano choćby po to, że sprawy rozpoczęte należy kończyć. Poza tym plan zakłada zrobienie godziny w 55 minut, a aż tak dobrze na wrocławskim biegu nie było. Dlatego Matylda realizuje swój plan do końca. Dzisiaj 7km biegu. Zakładany zakres tempowy od 5:54 do 5:46min/km.
Niestety, z pewnych przyczyn niezależnych, nie udało się osiągnąć zakładanego tempa. Takie życie.
Po co zatem dalej go ciągnąć? Ano choćby po to, że sprawy rozpoczęte należy kończyć. Poza tym plan zakłada zrobienie godziny w 55 minut, a aż tak dobrze na wrocławskim biegu nie było. Dlatego Matylda realizuje swój plan do końca. Dzisiaj 7km biegu. Zakładany zakres tempowy od 5:54 do 5:46min/km.
Niestety, z pewnych przyczyn niezależnych, nie udało się osiągnąć zakładanego tempa. Takie życie.
Wtorkowe bieganie Leona to 8km biegu z narastającym tempem. Bieg krótki. Średnio intensywny. Zakres tempowy od 5:12 do 4:39, tak więc raczej bez większych emocji, chociaż ostatni kilometr nieco przycisnąłem - szybciej, niż zakładane widełki. To był pierwszy bieg, który w całości przebiegłem za dnia. Bez czołówki, bez kamizelki odblaskowej. Wspaniałe uczucie, po tak długim okresie biegania w ciemnościach.
I to tyle planowego biegania w tym tygodniu. Dlaczego? Dlatego, że w sobotę jedziemy na 8. Półmaraton Ślężański do Sobótki!
Sobota – 21 marca 2015: 8. MAZDA Półmaraton Ślężański w Sobótce
Po kilku miesiącach intensywnych przygotowań nadszedł wreszcie ten dzień. Po niekończących się biegach z narastającą prędkością, po biegach na wiadukt i pod górkę, po biegach w śniegu, deszczu i słocie, 21 marca 2015 roku ruszyliśmy w drogę do Sobótki, aby wziąć udział w półmaratonie. W tym roku frekwencja na biegu ogromna: do mety dotarło około 3800 osób! Jak na małą Sobótkę to bardzo dużo ludzi.
W okolicach startu |
Zapisałem się na ten bieg ze względu na otoczenie, w którym się odbywa. Biegnie się przez wioski, pola i lasy, praktycznie cały czas z widokiem na Masyw Ślęży. Nawet sapiąc na podbiegach, zawsze to przyjemniej, niż biegać ulicami wielkich miast, pośród betonu i ruchu samochodowego. Od rana pogoda - kryształ. Piękne, intensywnie niebieskie niebo bez jednej chmurki i lekki wiaterek. Bardzo nas to ucieszyło, ponieważ prognozy nie były tak optymistyczne. Miało być raczej pochmurno z przelotnymi opadami. Tymczasem przez cały dzień było słonecznie i do tego - co widać po strojach biegaczy - całkiem ciepło. Iście piknikowa pogoda. Aż przyjemnie było posiedzieć na trawie i wystawić twarz do słońca.
Na miejsce dotarliśmy z dość sporym zapasem czasowym, ale dzięki temu uniknęliśmy stania w korku, a także udało nam się znaleźć miejsce parkingowe kilkadziesiąt metrów od strefy mety. Matylda, siedząc w samochodzie, mogła obserwować finiszujących zawodników. Prawie jak w kinie dla zmotoryzowanych! Jak już pewnie się domyśliliście, tym razem to Matylda pełniła jakże zaszczytną funkcję człowieka od zdjęć, toreb i ogólnego zaplecza logistycznego ;)
Po zainstalowaniu się na parkingu poszliśmy po odbiór numeru i pakietu startowego. Wszystko (czyli biuro zawodów, depozyty, szatnie itp) mieściło się w miejscowym kompleksie szkół. Bardzo sprawna obsługa: błyskawiczna weryfikacja dzięki skanowaniu czytnikiem kodów kreskowych i już torba z gadżetami w dłoni.
Weryfikacja i pobieranie pakietów |
Później wybraliśmy się na mały spacer po Sobótce. Jeżeli ktoś lubi klimaty w stylu Kotliny Kłodzkiej, Kudowy Zdrój, Dusznik itp. to w Sobótce także powinno mu się spodobać. Niewielkie - pewnie na co dzień - spokojne miasteczko z widokiem na Masyw Ślęży. Kilka wartych obejrzenia zabytków, urokliwy rynek.
Na ulicach Sobótki |
Na ulicach Sobótki |
Na ulicach Sobótki |
Zakamarki miasteczka |
Ulice Sobótki |
Zakamarki miasteczka |
Ulice Sobótki |
Stoiska z dobrami wszelakimi |
Stoiska z dobrami wszelakimi |
Pamiętający lepsze czasy Bar pod Misiem i lewym rogu kawałek toaletowej baterii ;) |
Przed startem |
Na starcie przygrywała Orkiestra chyba Komendy Wojewódzkiej Policji, ale już nie pomnę skąd... |
Przed startem |
Część mieszkańców Sobótki także postanowiła popatrzeć, co to za impreza pod ich oknami się odbywa |
Przed startem |
Już za chwilę ruszamy! |
Półmaraton Ślężański - profil trasy - wykres pochodzi ze strony http://www.polmaratonslezanski.pl |
No właśnie. Tak to mniej więcej wyglądało. Raz z górki, a raz pod górkę. Po wdrapaniu się na Przełęcz Tąpadła w nagrodę czekał nas dłuuugi i dość ostry miejscami zbieg. Było szybko, ostro i trzeba było hamować :) Za to była okazja do uspokojenia oddechu i użycia innych, niż zazwyczaj przy bieganiu po płaskim, partii mięśni nóg. Ci, którzy biegli z wózkami, mieli okazję wypróbować hamulce ;) Na zbiegach czułem się bardzo dobrze. Nogi spokojnie wytrzymywały, tętno zwalniało, było miło. Pogoda cały czas wspaniała: słońce, troszkę wiatru, jak dla mnie: super. Jak wielu innych - biegłem "na krótko" - spodenki 3/4 i krótki rękawek. Dobrze, że przed samym startem dałem Matyldzie koszulkę z długim rękawem, w której początkowo chciałem biec...
Prawdę mówiąc, to nie wiem, co było gorsze: czy ten podbieg na przełęcz, czy może te małe niepozorne góreczki widoczne na wykresie gdzieś w okolicach 17-20km. Dla mnie chyba te właśnie małe góreczki stanowiły największe wyzwanie. Niby były takie niepozorne, niby tylko tyle o ile pod górę, ale jednak bardzo mnie wymęczyły na koniec. Trochę pewnie było w tym mojej winy.
Przeglądałem profil trasy przed biegiem i widząc te wzniesienia przy końcu po prostu je zbagatelizowałem: -A co tam, takie jakieś podbiegi! Spokojnie dam radę. I psychicznie nastawiłem się na w miarę łatwą końcówkę. Tymczasem okazało się, że wcale to tak różowo nie wygląda, a te małe z pozoru podbiegi, wymagają bardzo dużo energii i siły psychicznej, żeby nie przestać biec. Choć z nogi na nogę, ale biec.
Stan kryzysowy miałem w okolicach 17-18km. Byłem zmęczony, a dodatkowo, biegłem w moich starych butach, z wymienionymi wkładkami i może to był błąd. Niby wcześniej biegałem z tymi wkładkami kilka razy i nic złego się nie działo, liczyłem więc na to, że wszystko będzie dobrze i że Sobótka będzie ostatnim "wygodnym" dużym biegiem w tych butach. Tymczasem na trasie półmaratonu dorobiłem się sporych otarć i bąbli na stopach, które przy końcu dość już mocno dawały o sobie znać. Dobrze, że na 18-stym był punkt z wodą. Pół kubka zimnej wody i kilkanaście sekund marszu przywróciło mnie do życia. Jak to niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia pod koniec półmaratonu... Na trasie zjadłem dwa żele energetyczne z kofeiną. Nie wiem, czy były konieczne. Zrobiłem to bardziej chyba z potrzeby asekuracji, niż z konieczności. Nie odczuwam jakoś szczególnie działania kofeiny, ale nawet jeżeli zadziałały jak placebo, to zawsze coś. Pod koniec biegu to chyba głowa była o wiele ważniejsza od nóg.
Później, po 18-stym km, już jakoś poszło, bliskość mety dodała sił, a gdzieś po 20-stym kilometrze rozpocząłem swój epicki finisz ;) Poważnie mówiąc: końcówka była z górki i postanowiłem wykorzystać tę okazję na tyle, na ile tylko mogłem. Pomyślałem sobie: -Jak teraz odpuszczę, a później okaże się, że brakło mi 5-ciu sekund do jakiejś ładnej cyferki, to będę mocno niezadowolony! Efekt był taki, że największe tempo i prędkość - 19,1km/h wg Garmina - osiągnąłem na koniec biegu. Dodatkowo - przed metą - zobaczyłem przy barierkach dzielnie kibicującą mi Matyldę i od razu zyskałem +10 do pędu, aż w pewnym momencie naprawdę musiałem uważać - proszę co bardziej doświadczonych biegaczy o to, aby teraz zachowali powagę - żeby mi się nogi nie poplątały i abym nie runął jak długi kilkadziesiąt metrów przed metą!
Udało się! |
Pamiątkowa sztrajfa z wynikiem :) Za moimi plecami widać halę sportową i strefę linii mety |
Na spotkanie z Matyldą umówiliśmy się obok naszego samochodu. Były uściski i gratulacje, no, sami wiecie. Wielkie emocje i szeroki uśmiech! Udało się! Mimo tego, że nie miałem specjalnej okazji trenować w górzystym terenie, udało mi się przebiec trasę Półmaratonu Ślężańskiego w całkiem - jak dla mnie - przyzwoitym czasie! Opłacało się ciężko pracować przez całą zimę. Ze wsparciem Matyldy, ze wzajemną motywacją i pomocą na przestrzeni tych nudnych miesięcy żmudnego nabijania kilometrów wszystkiego można dokonać! Szczególnie, kiedy z bliską osobą dzieli się jakąś pasję. To pomaga.
My tu gadu, gadu, a tymczasem trzeba rozejrzeć się za prysznicem. Bety w dłoń: kierunek męska szatnia! Poszło szybko i sprawnie. Co prawda instalacja wodna nie wyrabiała z ciśnieniem i woda leciała tak trochę symbolicznie, ale za to była ciepła i kto chciał, ten mógł się bez problemu odświeżyć i przebrać po biegu. Przy okazji prysznica miałem okazję w całej okazałości obejrzeć przepiękne bąble na stopach. Oszczędzę Wam szczegółów i nie będę robił im zdjęcia i go tu wrzucał. W każdym razie widok nie był specjalnie zachwycający ;)
Pan dzielnie dotrzymywał kroku Kenijce |
Po myciu i przebraniu pokręciliśmy się trochę po terenie, wypiliśmy po - a jakże - kawie od chłopaków z Etno, doczekaliśmy do ceremonii dekoracji. Tutaj niespodzianek nie było. Czy muszę pisać, że wygrali Kenijczycy? Ano wygrali. Nie chcę tutaj poruszać tematu biegania zarobkowego, tematu dopingu, uczciwości i czystości w sporcie. Każdy ma swoje na ten temat zdanie, a ja w tym momencie w ogóle nie mam ochoty mierzyć się z tym tematem.
Zdjęcia robiła Matylda, żywotnie zainteresowana wyglądem czarnoskórych biegaczek... |
Zbliżając się do końca. Bardzo udany bieg. Naszym zdaniem dobra organizacja (kilka maili z informacjami przed biegiem, co jak, możliwe objazdy do Sobótki, mapki i rysunki). Mimo wielu zawodników oraz pewnie takiej samej - o ile nie większej - ilości osób im towarzyszących, wszyscy bez problemu znaleźli swoje miejsca. Może my jacyś mało wymagający jesteśmy, ale naprawdę, niczego nam nie brakowało. Czuliśmy się doinformowani i zaopatrzeni we wszystko, co potrzebne.
Kilkadziesiąt metrów przed metą |
Kilkadziesiąt metrów przed metą |
Trasa biegu do tych zupełnie łatwych zapewne nie należy, ale widoki i całe otoczenie wynagradzają trudy podbiegów. Dodatkowo piękna pogoda dodała wszystkiemu światła, radości i kolorów! Było tak jakoś wiosennie i piknikowo, a na łące, na której stworzono parking na potrzeby biegu rosło mnóstwo małych, prześlicznych stokrotek!
Stokrotek może i nie widać, lecz za to ile samochodów :) |
8. Półmaraton Ślężański |
2 komentarze
Gratuluję Leonie !!! Wielkie brawa !!!! Pierwszy półmaraton w tym roku już zaliczony :) I do tego jak piszesz w wymagającym terenie - jeszcze raz wielkie gratulacje !!! :)
OdpowiedzUsuńI do tego obszerna fotorelacja - bardzo ładne zdjęcia i fajna pamiątka - gratulacje dla Matyldy :)
Jeszcze raz - wielkie brawa !!! Serdecznie pozdrawiam :)
Dziękujemy! Teraz kolejne biegi, to już z górki ;)
OdpowiedzUsuń