Biegamy, czyli Leona i Matyldy walka z grawitacją cz. I
- Najpierw przez dwa lata chodziliśmy na spacery, bo ja zawsze chciałam i lubiłam spacerować, a i ty w końcu dałeś się na te spacery namówić. Żeby być dokładnym: na spacery chodziliśmy w okresie jesienno-zimowo-wiosennym. Latem był rower - tradycyjnie, ale o rowerze kiedy indziej. Później wymyśliliśmy nordic walking, z którego, poza zakupem kijów, nic nie wyszło...
- Nie wyszło, nie wyszło. No wiesz, jak zobaczyliśmy, kto i jak z tymi kijkami się porusza to, broń Panie Boże nikomu nie umniejszając, stwierdziliśmy, że na kijki przyjdzie pora nieco później, się znaczy: jak się trochę postarzejemy ;) Żarty żartami, a tak trochę poważniej, to wiem, że prawidłowo wykonywany nordic walking na pewno dużo daje i jest dobrym ćwiczeniem ogólnorozwojowym, ale jakoś w to - nomen omen - nie weszliśmy. Zamiast o kijach zaczęliśmy natomiast przemyśliwać o bieganiu.
- Ty może i przemyśliwałeś, ja zaczęłam działać i po prostu kupiłam buty (Adidas Duramo - postaramy się je kiedyś pokazać i coś o nich napisać), stawiając cię tym samym przed faktem dokonanym. Są buty, znaczy biegamy i bez gadania! Zaczęliśmy biegać...
- Biegać to za dużo powiedziane. Zaczęliśmy wykonywać jakieś dziwne podskoki przeplatane marszem, albo raczej odwrotnie, tak, to zdecydowanie był marsz przeplatany krótkimi, nieskoordynowanymi zrywami. Znalazłem w internecie jakiś plan niby dla początkujących, ale i tak nie dawaliśmy rady założeniom tego treningu. Niemniej jednak, byliśmy uparci. Zrywaliśmy się ciemnym i zimnym rankiem (to był bodajże październik 2013 roku), krótka rozgrzewka i biegamy. Nie było łatwo. Nie było przyjemnie. Było zimno, było ciężko, bolały nogi, brakowało tchu. Było kiepsko.
- Fakt, poranne bieganie to chyba nie był najlepszy pomysł. Mięśnie sztywne, kiepsko rozgrzane, głowa zaspana. Definitywnie to nie był najlepszy pomysł!
- Być może właśnie z tego powodu stało się to, co się stało, czyli doznałem kontuzji, najprawdopodobniej wiązadła bocznego kolana. To było szybkie i niespodziewane. Po prostu nagle po kilku krokach praktycznie nie mogłem stąpnąć na nogę. Straszny ból. Mogłem zginać nogę w kolanie, mogłem robić przysiady, mogłem siedzieć, byle tylko nie chodzić i nie stąpać. Każde stąpnięcie powodowało okropny ból po wewnętrznej stronie, nieco poniżej kolana.
- A być może po prostu jak zwykle przeszarżowałeś. Ile razy mówiłam: zwolnij, odpocznijmy, a ty: nie, biegamy, trzeba utrzymywać tempo..., co tam jakieś kłucie w kolanie... poboli i przejdzie... mądrala - fizjoterapeuta.
- Tak, wtedy byłem bardzo głupio "twardy" i koniec końców doprowadziłem do tego, że przez miesiąc nie mogłem chodzić, a o bieganiu nie było nawet mowy. Wyobraźcie sobie: musiałem do pracy dojeżdżać samochodem, czego nigdy, przenigdy (głównie z powodu odległości) nie robiłem. Koniec końców skończyło się na kilku zabiegach (laser, magnes i krio), po których stopniowo ból ustępował, aż w końcu mogłem zacząć normalnie funkcjonować.
- I wtedy powolutku zaczęliśmy wracać do truchtania...
Część druga tutaj: Biegamy, czyli Leona i Matyldy walka z grawitacją cz. II.
Biegamy, czyli Leona i Matyldy walka z grawitacją - cdn...
0 komentarze