Dziennik aktywności fizycznej – 8 - 14 grudnia 2014
Aktywność fizyczna – wtorek – 9 grudnia 2014: bieg
A wczora z wieczora zrobił się całkiem przyzwoity mrozik. Nie wiem, ile było stopni, lecz rankiem samochody stojące na zewnątrz były niemal zupełnie białe od szronu. Dzień powitał nas za to czystym niebieskim niebem, słońcem oraz bardzo rześkim, mroźnym powietrzem.
W takich to pięknych warunkach pogodowych Matylda pobiegła przed południem 6km bieg z narastającym tempem od 07:13 do 06:17min/km. Jak ładnie widać w tabelce, bieg z narastającym tempem całkiem przyzwoicie zrealizowany.
Wieczorem ciemnym moja kolej na bieganie. Dzisiaj 9km bieg z narastającym tempem od 05:34 do 04:55min/km. Pobiegane jak trzeba. Wymyśliłem sobie trochę inną trasę, częściowo bardziej przez tereny zamieszkałe, zawsze to jaśniej i tak nie wieje - całkiem przyjemna opcja. Bieg bez problemów. Podzieliłem te 9 km na 3 odcinki po trzy kilometry i stopniowo zwiększałem prędkość do założonego maksimum.
Aktywność fizyczna – czwartek – 11 grudnia 2014: bieg
Dziś nieco cieplej, niż we wtorek. W nocy spadła jakaś symboliczna ilość śniegu, lecz do rana niewiele z niego zostało. Matylda ponownie 6km bieg z narastającym tempem od 07:13 do 06:17min/km. Tempo nieco w górę w porównaniu z wtorkiem.
Leon - podobnie jak we wtorek: 9km bieg z narastającym tempem od 05:34 do 04:55min/km. Poszło całkiem nieźle, chociaż dość ciężko. Znowu odcinek i tempo podzielone "trzy po trzy", tzn. wzrost tempa co trzy kilometry, aż do tempa granicznego. Niby wszystko dobrze, chociaż ostatni trzykilometrowy odcinek był jakiś taki ciężkawy. Jakby brakło świeżości. Nic to - zaliczone w normie.
Aktywność fizyczna – niedziela – 14 grudnia 2014: bieg
W niedzielę mieliśmy angielską pogodę. Znaczy się: trochę wieje, bez przerwy pada lub mży, niemal pełne zachmurzenie - słowem: żyć, nie umierać. A tu dzisiaj wypadło dłuższe wybieganie - 18km w równym tempie. Jednostajne tuptanie z zakresie tempa od 06:07 do 05:34min/km.
W sumie nie obawiałem się jakoś specjalnie deszczu i pogody. Liczyłem na długi, spokojny, odprężający bieg. Nawet sobie dość nietypowo muzyczkę zabrałem do słuchania. Niestety, z długiego, komfortowego biegu nici. Biegło się ciężko. Nadspodziewanie ciężko. Tempo żadne, a tu tymczasem walka o każdy kilometr powyżej 14-ego. No nic. Jakoś dobiegłem. Do zakończenia tego treningu w przepisanym czasie motywował mnie głównie chłód i ryzyko ostygnięcia gdzieś 5km od domu. Zmęczył mnie ten bieg ponadnormatywnie...
Świąteczny kiermasz
Podczas gdy ja mozolnie biegłem przez deszcz i kałuże, Matylda - jako że ma dzisiaj zwolnienie z WF-u, wybrała się na świąteczny kiermasz.
Bo musicie wiedzieć, że trochę się od siebie różnimy, znaczy się Matylda od Leona lub odwrotnie ;) To, że ja cierpię na grudniową zamułę i może niekoniecznie trawię skomercjalizowaną świąteczną atmosferę, nie oznacza wcale, że i Matylda myśli i czuje podobnie. Wręcz przeciwnie. Matylda lubi święta, lubi choinkę, dekoracje i inne związane ze świętami atrakcje. Poza tym różnimy się w wielu innych kwestiach, lecz nie o tym miałem teraz pisać.
W związku z tymi międzyludzkimi różnicami Matylda dzisiaj skorzystała z okazji i wybrała się na kiermasz świątecznych pyszności i dekoracji przygotowywanych po domowemu przez gospodynie, które - w przeciwieństwie do nas - wiedzą jak robi się np. świąteczne pierniczki :)
0 komentarze