Dziennik aktywności fizycznej – 5 - 11 maja 2014
Aktywność fizyczna – wtorek – 6 maja 2014: bieg
Zabieramy się za bardziej usystematyzowane bieganie. Na początek dwa kilometry lekkiego rozbiegania, następnie pięć, sześć tempówek po 200-300 metrów w bardzo szybkim (jak na nas), lecz kontrolowanym tempie z około minutowymi przerwami pomiędzy. Na zakończenie jakieś 1,5 km lekkiego biegu na wyciszenie. Bardzo przyjemnie, szybko i sprawnie. Zero nudy. Matylda twierdzi, że podczas tempówek serce chyba jej wyskoczy, ale jakoś daje radę. Oczywiście tempówki biegamy każdy w swoim tempie.
Tak to mniej więcej wygląda wg pomiarów:
Aktywność fizyczna – czwartek – 8 maja 2014: bieg
Zgubiłem Matyldę i blady strach padł na mnie, podczas gdy w lesie zmierzchać zaczynało, a nocne stwory w swych leżach zaspane ślepia otwierać poczęły... Matylda przepadła...
A tak na poważnie to faktycznie się pogubiliśmy. Postanowiłem pobiegać kilka szybszych kilometrowych odcinków i często biegnąc odbijałem w bok od głównej ścieżki, żeby później wrócić i wyrównać dystans z Matyldą, która postanowiła biec całą trasę równym tempem. Niestety, po którejś z takich przebieżek Matylda zniknęła.
Najpierw pomyślałem, że jest gdzieś za mną, patrzę czekam. Nie ma. Wracam kawałek. Nie ma. No nic, pewnie jest przede mną. Dawaj do przodu. Biegnę, biegnę, Matyldy nie ma. - Co jest - myślę, aż tak daleko zabiec nie mogła, miała przecież biec równym tempem. Znowu wracam. Czekam. Matyldy nie ma.
Najpierw pomyślałem, że jest gdzieś za mną, patrzę czekam. Nie ma. Wracam kawałek. Nie ma. No nic, pewnie jest przede mną. Dawaj do przodu. Biegnę, biegnę, Matyldy nie ma. - Co jest - myślę, aż tak daleko zabiec nie mogła, miała przecież biec równym tempem. Znowu wracam. Czekam. Matyldy nie ma.
W końcu stwierdziłem, że chyba jednak bardzo wysunęła się przede mnie. Wracam do domu. W drodze powrotnej Matyldy nie widzę. Dobiegam do domu. Wchodzę. Ufff, co za ulga. Matylda w domu. Okazało się, że tak jakoś sobie biegła i coś w lesie zaszeleściło w krzakach i... Matylda tak jakoś nieco szybciej biec zaczęła z przekonaniem, że ja jestem daleko przed nią. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i znowu jesteśmy razem: Leon i Matylda ;)
Aktywność fizyczna – sobota – 10 maja 2014: bieg
Sobota, sobota. Nieszczególnie udany dzień w pracy. Zawsze można trafić na kogoś, kto zepsuje humor na resztę dnia i nie, wcale nie chodzi o szefa. No nic. W kiepskim humorze i nieco wzburzony ruszyłem pobiegać. Pierwotny plan był taki, aby przebiec 10 km w równą godzinę spokojnym, równym tempem. W czasie biegu plan się zmienił i postanowiłem trochę przyspieszyć. Wskutek tego zrobiłem 10 km w 50 minut. Na zrzucie są 52 minuty, ale to dlatego, że GPS zsynchronizował mi się po 500-set metrach biegu, tak więc właściwy czas, to czas przebiegnięcia 9,500 metrów. Matylda dzisiaj nie biegła. Postanowiła za to... zdrzemnąć się ociupinkę. Czasem i to jest potrzebne.
Aktywność fizyczna – niedziela – 11 maja 2014: bieg
W tę niedzielę nie było multisportu. Jak zwykle wszystko przez pogodę. Kiedy wybieraliśmy się rano na bieg było chłodno, kropił deszcz i wiało straszliwie. Stwierdziliśmy zatem, że pobiegniemy dłuższy odcinek w równym tempie, a z rowerem damy sobie spokój.
Przebiegliśmy w sumie 14 km w ok 1,30 min, w stylu "po górach, dolinach". Trafiliśmy na dość sporych rozmiarów paśnik.
Zrobiłem kilka zdjęć (na których i tak kiepsko widać te leśne górki), telefon się zresetował i pomiar diabli wzięli. Kiedy wróciliśmy umordowani tym biegiem pogoda... się poprawiła. Wyszło słońce i wiatr osłabł. Za późno. Nie mieliśmy już ochoty wsiadać na rowery. Tydzień zakończyliśmy leniwym niedzielnym popołudniem.
0 komentarze