Kot Merlin, czyli historia przybłędy

Kot Merlin
Oto kot. Przedstawiamy naszego prawie białego kota noszącego, jak na kota przystało, dostojne imię Merlin. Kocurek przybłąkał się do nas jakieś sześć lat temu jesienną porą.... Był mały, chudy, brudny i zaniedbany. Żal było zostawić... i chociaż specjalnie uczuciowy nie jestem, to jednak ten mały brudas jakoś mnie wzruszył o Matyldzie nie wspominając.

W ten oto prosty sposób Merlin został naszym domownikiem. Na początku zafundowaliśmy mu "pełny przegląd" u weterynarza, odrobaczanie itp mało przyjemne zabiegi. Dość długo walczyliśmy z jego uszami. Kot miał uszy porównywalne do kopalni króla Salomona. Brudne, to mało powiedziane, a za czyszczeniem ich nie przepadał... Na szczęście był na tyle mały, że jakoś, krok po kroku, doprowadziliśmy mu te uszy do zadowalającego stanu. Jego całego zresztą też.

Kot MerlinPodczas jednej z wizyt u weterynarza Merlin tak się wystraszył, że schował się w samochodzie pod deską rozdzielczą. Nie mam pojęcia jak on to zrobił. Położyłem go na przednim siedzeniu, bo nie mieliśmy jeszcze wtedy transportera do przewozu kotów, zamknąłem drzwi, poszedłem na miejsce kierowcy wsiadam, kota nie ma... Szukam pod siedzeniami wołam, kiciam... kota nie ma. No ładnie - myślę sobie - pewnie wykorzystał jakiś moment zanim zamknąłem drzwi i wymknął się z samochodu... Matylda mnie zabije. Wychodzę z auta, szukam, wołam, kota nie ma. No nic - pomyślałem - pewnie w strachu gdzieś uciekł i już go nie znajdę (wiem, jestem bez serca...). Jadę do domu. Będę się tłumaczył.

Dojechałem do domu, wjechałem do garażu, zgasiłem silnik i jakoś przez moment jeszcze siedziałem w fotelu, a tu słyszę, coś skrobie pod deską rozdzielczą, tam gdzie drążek kierowniczy. Myślę sobie - co tam znowu z tym samochodem się dzieje - skrobania pod kierownicą jeszcze nie grali. Wychodzę z auta, wciskam głowę pod kierownicę, patrzę, a tam moja zguba jakoś nieprawdopodobnie wciśnięta pomiędzy drążek kierowniczy, wszystkie kable, kostki elektryczne i pozostałe ustrojstwa.

Kot Merlin
Byłem prawie pewien, że skończy się na demontażu tych wszystkich nieszczęsnych plastików, kabelków itp pierdółek. Na szczęście kot to kot i w jakiś sobie tylko znany sposób powyginał się tak, że bez wybebeszania samochodu udało go się spod tej nieszczęsnej deski rozdzielczej wydostać.

Teraz Merlin jest już dorosłym kocurem, co prawda jest mało poważny jak na swój wiek, ale dzięki temu nasz drugi kot przeżywa przy nim drugą młodość. Tak, tak, mamy drugiego kota, ale o nim innym razem.
Zdjęcia są jakie są. Część robiona starym telefonem. Część aparatem. W ogóle dobrze, że jakieś zdjęcia udało mi się zrobić, ponieważ Merlin jest bardzo czujny i nie lubi, gdy ktoś zbliża się do niego z jakimś dziwnym urządzeniem w ręku. Poza tym jest bardzo ruchliwy i nie chce pozować... ;)

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze