Rowerem po Dolnym Śląsku - dzień piąty i szósty
Dzień piąty: Zgorzelec - Goerlitz
Piątego dnia naszego rowerowania pojechaliśmy do Zgorzelca i Goerlitz. Warunki pogodowe średnie. Mocno wieje, jest chłodno i pochmurno, lecz przynajmniej nie pada i z tego bardzo się cieszymy.Ubieramy bluzy i około ósmej rano wyruszamy na trasę. Praktycznie cała droga do Zgorzelca, którą wybraliśmy, prowadzi fragmentem szlaku turystycznego ER-4 (i pod wiatr, lecz za to powrót z wiatrem). Dokładnie nazywa się to euroregionalny szlak rowerowy ER-4 i przynajmniej na odcinku, który tym szlakiem przejechaliśmy, jest bardzo ładnie i malowniczo poprowadzony.
W drodze do Zgorzelca |
Jeżeli będziecie w okolicach Nawojowa i zamierzacie odwiedzić Zgorzelec, to gorąco polecamy tę właśnie trasę. Jest trochę asfaltu, trochę piasku, szutru i kamyków. Ruch samochodowy na szlaku bardzo znikomy, aż czasem można odnieść wrażnie, że jedziemy specjalnie wydzieloną luksusową drogą dla rowerzystów. Można spokojnie podziwiać krajobrazy, lub robić postoje na zbieranie malin albo jagód. Dokładnie tą samą trasą biegnie Szlak Pątniczy do Jakubowa oraz znany powszechnie Szlak św Jakuba.
Szlak ER-4, Szlak św. Jakuba i Szlak Pątniczy do Jakubowa |
Szlak do Jakubowa powstał w celu zachęcenia i ułatwienia pielgrzymowania drogami św. Jakuba do Jego „polskiego Santiago”, czyli do Jakubowa. Przebieg trasy tego szlaku jest dokładnie taki sam jak przebieg szlaku Dolnośląskiego, ale biegnie on w kierunku przeciwnym.
Jadąc szlakiem do Zgorzelca przez Henryków Lubański, warto zjechać kilka metrów z drogi, aby zobaczyć najstarsze drzewo w Polsce - cis pospolity, rosnący oparty o dom nr 293. Wiek tego drzewa szacuje się na około 1250-1500 lat!
Najstarsze drzewo w Polsce - cis w Henrykowie Lubańskim |
Najstarsze drzewo w Polsce - cis w Henrykowie Lubańskim |
Najstarsze drzewo w Polsce - cis w Henrykowie Lubańskim |
Obecnie cis nie wygląda może zbyt okazale, gdyż został mocno uszkodzony podczas huraganu w 1989 roku, sama jednak myśl, że to drzewo stało tutaj już tysiąc lat temu, gdy wszystko wokół było zupełnie inne, lub gdy wokół rósł tylko bór, sama ta myśl wywołuje jakieś dziwne odczucie, respekt przed długowiecznością i świadomość krótkości ludzkiego życia oraz miałkości problemów, które czasem wydają się nam tak ważne i przez które włosy nam siwieją, kortyzol rośnie, a głowa pęka.
Turbiny wiatrowe niedaleko Zgorzelca |
Przed Zgorzelcem zajechaliśmy jeszcze na momencik do zespołu pałacowo-parkowego w Łagowie. Jest to obiekt komercyjny usytuowany pośrodku dziedzińca folwarcznego, z przeznaczeniem na bankiety, spotkania itp imprezy.
Zespół pałacowo-parkowy w Łagowie |
Wracając do rzeczywistości. Trasa pięknym szlakiem minęła nam szybko i zadowoleni wjechaliśmy do Zgorzelca. Słońce wyszło zza chmur, zrobiło się cieplej, zapowiadało się całkiem przyjemne zwiedzanie miasta.
Autostrada A4 - okolice Zgorzelca |
Nie mieliśmy jakiegoś sprecyzowanego planu zwiedzania. Raczej takie luźne łażenie i przyznać trzeba nieskromnie, że wyszło nam to całkiem zgrabnie. Bez pośpiechu przeszliśmy na niemiecką stronę, czyli do Goerlitz i po prostu szliśmy, gdzie nas nogi poniosą.
Zgorzelec - widok z polskiej strony na kościół św. Piotra i Pawła |
Po polskiej stronie - most na Nysie Łużyckiej, z prawej fragment dawnego młyna trójkołowego |
Ze smutkiem stwierdzamy, że polska strona miasta jakoś nas nie zachwyciła. Jest dom Jakuba Böhme, jest Plac Pocztowy, dawny młyn z płaskorzeźbą, barokowy pałacyk, ale brakuje jakiejś spójności i pomysłu na to wszystko.
Wszędzie reklamy krzyczące "Zigarettem, polnisher vodka...", jakieś oblazłe budki z chińską tandetą, ni ładu w tym, ni składu, a szkoda. Dlaczego władze miasta (nie tylko tego zresztą) zezwalają na to, oraz na wszystkie szpetne reklamy? Na ten cały odpustowy kicz i popelinę? Na te miernej jakości i wartości banery w kolorach nijak nie pasujących do otoczenia? Przecież te potworki niszczą przestrzeń, sprawiają, że miasto wygląda jak odrapany słup ogłoszeniowy... Dlaczego po drugiej stronie rzeki nie było oczojebnych napisów po polsku w stylu "Niemieckie kartofle", albo " Golonka z piwem "? Dlaczego sami siebie nie szanujemy?
Że wolność, demokracja i kapitalizm? Że każdy może na swoim wieszać, co mu się tylko podoba, bez jakiegokolwiek względu na to, czy pasuje to do otoczenia? Z takim podejściem do sprawy mamy, co mamy, czyli turystyczne zagłębia szpetoty i odpustowej tandety, oraz zabytki (te co nam jeszcze po wszystkich wojnach, powstaniach i najazdach zostały) pozasłaniane fantazyjnymi parasolami browarów i firm produkujących napoje gazowane. I w tym nam dobrze. I z tym jesteśmy u siebie.
Owszem parasole niech sobie będą, taki mamy ustrój, że reklam też nie unikniemy, ale - do jasnej cholery - niechże to będzie jakoś uporządkowane, zestrojone z otoczeniem. Szczególnie jeżeli te reklamy, czy parasole znajdują się w miejscach ładnych krajobrazowo, bądź w pobliżu obiektów, czy terenów zabytkowych. A nie, że sobie Janusz weźmie i na zabytkowej kamienicy zawiesi żółtą plandekę z czerwonym napisem "ZIGARETTEN"! Dlaczego? Bo może! Nie dosyć, że w ciągu wieków wiele zabytków straciliśmy, wiele zniszczono lub rozkradziono, to teraz sami, to co nam pozostało, beztrosko oszpecamy i zamieniamy w jakieś targowiska-śmieciowiska z tandetą.
No bo kto nam niby zabroni, wolność mamy i jak będziemy mieli fantazję to sobie domek na różowo pomalujemy od góry do dołu, a na podwóreczku, zaraz obok stylowego grilla zafasujemy sobie pięciometrowego dinozaura albo zezłomowanego MiG-a, dajmy na to 23-go. Ułańska fantazja, szlacheckie rozpasanie i jakieś bizantyjskie zamiłowanie do nadmiaru i przesytu. Miejsce na styku wschodu z zachodem...
Nieważne. Przeszlim Nysę i stanęlim na niemieckiej ziemi. Goerlitz posiada niezaburzony układ przestrzenny i zabytki ze wszystkich epok historii. Przez wielu uważane jest za najpiękniejsze miasto Niemiec. I powiemy uczciwie: miasto robi wrażenie. Pewnie, że są też zaniedbane zaułki i zrujnowane domy. Ale jest także ponad 4000 pieczołowicie odrestaurowanych kamienic i zabytków. W wielu miejscach jest zakaz ruchu samochodowego, co sprawia że przyjemnie jest spacerować w ciszy (na ile oczywiście cisza jest możliwa w mieście), bez obaw że ktoś za chwilę wjeździe nam na plecy... Trochę tak inaczej jest, niż po naszej stronie.
Goerlitz - pięknie odrestaurowane zabytkowe kamienice |
Dziadki do orzechów? A jednemu to aż szczęka opadła ;) |
Goerlitz - Wieża Reichenbach |
Goerlitz - dom towarowy w stylu secesji (odrestaurowywany, ma być otwarty pod koniec 2015 roku) |
Goerlitz - Wieża Frauenturm, zwana także Grubą wieżą |
A zabytki? Jest co oglądać: kościół farny św. Piotra i Pawła, młyn czterokołowy, rynek dolny, waga miejska, wieża Frauenturm, zwana Grubą Wieżą, wieża Mikołaja, Schönhof, Apteka Ratuszowa, Ratusz - żeby wymienić tylko kilka. Jednego dnia za mało, aby dokładnie zwiedzić Goerlitz.
Goerlitz - kościół farny św. Piotra i Pawła (Peterskirche) |
Goerlitz - Wieża Mikołaja |
Waage - budynek dawnej wagi, służącej do ważenia i clenia w nim sprowadzanych do miasta towarów |
Goerlitz - ratusz oraz barokowe kamieniczki z podcieniami |
Goerlitz - rynek dolny (bo miasto ma jeszcze i rynek górny) |
Oprócz poszczególnych budowli wrażenie robi sam układ architektoniczny. Piękne, zadbane ulice, park miejski, urocze kamieniczki, targ warzywny przy grubej wieży. Jest ładnie. Aaa, i jeszcze z punktu widzenia rowerzysty i pieszego: kierowcy zatrzymują się przed pasami, bezpiecznie i powoli wyprzedzają i nie wjeżdżają na plecy. My chyba nigdy nie dojrzejemy do takich zachowań na drodze.
Goerlitz - staromiejskie uliczki |
Goerlitz - staromiejskie uliczki, ostatni budynek w ciągu po prawej to Apteka Ratuszowa |
Goerlitz - Peterskirche i Wieża Mikołaja |
Przespacerowaliśmy się po Goerlitz i wróciliśmy do Zgorzelca, a tu, jak na zawołanie, dumny polski kierowca w starym niemieckim samochodzie zatrzymał się centralnie na pasach i weź tu teraz przejdź... Na zwrócenie uwagi, że blokuje przejście i że mógłby zatrzymać się przed pasami, stwierdził tylko, iż to ten przed nim zbytnio ociąga się z wyjazdem ze skrzyżowania... Ręce opadają! Dlaczego nie mógł zatrzymać się przed pasami, tylko na nie wjeżdżał, choć widział, że je zablokuje, bo nie będzie miał możliwości wyjazdu? Nie wiem, nie rozumiem, jestem na to za mały. W sumie i tak dobrze, że nie wyskoczył na mnie z kluczem do kół.
Ze Zgorzelca wracaliśmy tą samą drogą, którą przejechaliśmy, tak więc nic nowego już nie zobaczyliśmy. Wycieczka to około 70 km.
Byłbym skłamał: zrobiłem zdjęcie ciekawemu domowi przysłupowemu, który wcześniej umknął mej uwadze. O domach przysłupowych poczytać można na tej stronie http://www.krainadomowprzyslupowych.pl
Zgorzelec - dom przysłupowy - obecnie restauracja |
A na leśnym odcinku szlaku ER-4 natknęliśmy się jeszcze na krzaki jeżyn, które Matylda z wielkim poświęceniem zbierała
Jeżyny |
Dzień szósty: Pałac Brunów i Lwówek Śląski
Dzień rozpoczął się od niespodzianki: brak powietrza w tylnym kole roweru Matyldy... Znaczy się, tak do końca nie była to niespodzianka, bo od jakiegoś już czasu z tego koła uchodziło powietrze. Robiło to jednak na tyle powoli, że co drugi dzień trochę dopompowywałem i było dobrze. Tak to sobie trwało aż do dzisiaj.Trzeba było zabrać się za klejenie dętki (wiem, że powinniśmy wozić zapasowe dętki, a nie łatki, ale często wiedza nie idzie w parze z praktyką). Dobrze, że jeszcze nie wyjechaliśmy, a więc starą metodą: miska, woda i szukanie dziury w całym.
Zdarzyło się... trzeba było kleić |
Poszło sprawnie, dziurka została namierzona, a po przeszukaniu wewnętrznej części opony znalazłem i przyczynę dziurki. Taki maleńki drewniany kolec, drzazga niemalże. Usunąłem, pokleiłem, założyłem na powrót. Trochę poczekaliśmy, i ponieważ wszystko zdawało się być w porządku, ruszyliśmy na trasę. Dziś wycieczka do Lwówka Śląskiego.
Jedziemy do Lwówka Śląskiego |
Trasa niedługa, lecz znowu po trochę pofałdowanym terenie. Pogoda idealna. Po wczorajszym wietrze ani śladu, chmur także mało, a temperatura w sam raz na rower. Jedziemy.
Przed Lwówkiem skręcamy do pałacu w Brunowie. Pałac we wsi Brunów, wybudowany został w 1750 roku w stylu barokowym z elementami neobarokowymi i klasycystycznymi. Później wielokrotnie przebudowywany.
Pałac Brunów |
Pałac Brunów |
Pałac Brunów |
Pałac powstał jako wielka sala balowa. Nie miał mieć funkcji mieszkalnych itp. Miał służyć organizacji bali. Wcześniej w tym miejscu znajdowała się budowla obronna w formie wieży rycerskiej.
Pałac Brunów - widok z parku |
Wejście do pałacu |
Z ciekawostek historii współczesnej warto nadmienić, że w 1933 roku rezydencja została przejęta na szkołę sportową Hitlerjugend. Obecnie pałac wraz z otoczeniem jest pięknie odrestaurowany. Znajduje się w nim trzygwiazdkowy hotel, można także wejść do środka i się trochę porozglądać.
Przy ładnej pogodzie ławeczki przy pałacu to wspaniałe miejsce na odpoczynek dla strudzonego rowerzysty.
Ławeczki obok pałacu |
W pałacowym parku |
W pałacowym parku |
Po chwili oddechu w pałacowych klimatach, mocno kamienistą i pnącą się ostro w górę dróżką ruszyliśmy dalej w kierunku Lwówka Śląskiego.
Jadąc po tych szutrach i ostrych kamieniach drżałem o połataną rano dętkę w rowerze Matyldy. Na szczęście łatka chyba dobrze "się przyjęła", bo bezproblemowo wytrzymała do końca wycieczki.
Przed samym Lwówkiem zrobiłem jeszcze zdjęcie pałacu w Płakowicach, które obecnie są częścią Lwówka. Zamek płakowicki wzniesiony został w 1550 roku przez Ramfalda Talkenberga. Przebudowywany był dwukrotnie - w XVIII i XIX wieku, a w 1967 roku został odrestaurowany.
Obecnie w pałacu mieści się Chrześcijański Ośrodek Baptystów ELIM. Kościół ELIM został założony w latach 80-tych XX wieku przez Australijczyków wiedzionych głosem Boga - Kenneth i Giselle Herweynen. Cuda, przypadki, zrządzenia losu, czy jak kto tam woli to nazywać, wszystko to razem zebrane sprawiło, że prowadzeni Bożym głosem Kenneth i Giselle stali się właścicielami pałacu i w Płakowicach utworzyli centralny ośrodek swego kościoła.
Pałac w Płakowicach |
Dobra. Teraz już Lwówek. Leży on nad rzeką Bóbr, na granicy Pogórza Kaczawskiego i Izerskiego. Jest jednym z pierwszych miast w Polsce lokowanych na prawie magdeburskim.
Lwówek Śląski - na rynku - widać wieżę ratusza |
Lwówek Śląski nazywany jest także agatową stolicą Polski. W lipcu (od 17 do 19 lipca) odbywa się tutaj międzynarodowa impreza o nazwie Lwóweckie Lato Agatowe (http://www.lla.lwowekslaski.pl/strona-1-Lwoweckie_Lato_Agatowe.html). Jest to impreza plenerowa, której głównym elementem jest międzynarodowa giełda minerałów. Dodatkowo planowane są wystawy, dwie sceny z bogatym programem estradowym itp. Lwóweckie Lato Agatowe odwiedza corocznie około 50.000 osób z kraju i zagranicy. Gdy byliśmy we Lwówku, już trwały przygotowania do tegorocznej edycji Lwóweckiego Lata Agatowego. Na niektórych zdjęciach widać przygotowywane z brzozy kramy, na których odbywać się będzie handel agatami i nie tylko pewnie nimi.
Lwówek Śląski - Wieża Bramy Lubańskiej |
Lwówek Śląski - rynek i ratusz |
Okiem rowerzysty: bardzo sympatyczne miasteczko. Wszystko blisko i pod ręką. Jest kilka budowli wartych obejrzenia: XVI-wieczny Ratusz oraz rynek, Kościół Wniebowzięcia NMP, kościół Franciszkanów, mury miejskie z basztami bram miejskich: Lubańską i Bolesławiecką czy komandoria Joannitów.
Wieża Bramy Bolesławieckiej - Lwówek Śląski |
Zabytkowe kamienice i wieża ratuszowa. Drewniane konstrukcje to przygotowania do tegorocznego Agatowego Lata |
Lwówek Śląśki - na pierwszym planie Agatowa Kamieniczka, w głębi żółta Kamienica Ław Chlebowych i Obuwniczych z 1494 roku |
Kościół Wniebowzięcia NMP z zewnątrz |
Kościół Wniebowzięcia NMP - wnętrze |
Wśród tych wszystkich zabytków zapomnieć nie wpada o sławnym browarze lwóweckim. Niestety, choć byliśmy tam w sobotę około południa, to browar był zamknięty, a zatem nie pozwiedzaliśmy, zaś pamiątkowe piwo kupiliśmy w sklepie na rynku.
Browar Lwówek |
Trochę szkoda, dziwna jakaś polityka firmy, żeby zamykać w sobotę, gdy w miasteczku jest wielu - w tym niemieckich - turystów, którzy być może chętnie by taki browar zwiedzili i do degustacji jakąś butelkę piwa lokalnego kupili.
Lwóweckie wyroby sztuki browarniczej |
Pomijając sprawę browaru, bardzo nam się we Lwówku podobało. Wraz z upływem czasu ruch i gwar stopniowo zamierał, aż w końcu miasteczko pogrążyło się w cichej martwocie sobotniego popołudnia. Aż nie chciało się ruszać z ławki...
Powrót był jednak rzeczą nieuniknioną. Mocno rozleniwieni w końcu jakoś wdrapaliśmy się na siodełka i ruszyliśmy do Nawojowa. Dzisiejsza wycieczka to nieco ponad 60km. Tak to zakończył się szósty dzień naszych wyjazdów rowerowych, a i sama wyprawa jako taka, też już zbliża się do końca.
4 komentarze
Co tu pisać, wystarczy obejrzeć Wasze fotki i już wiadomo że wycieczka bardzo udana, odwiedzone bardzo ciekawe miejsca i zabytki a do tego i piękna przyroda .
OdpowiedzUsuńNa wspomniane reklamy, odpustowy chłam itp..nic nie napisze bo mi się ciśnienie od razu podnosi i musiałbym używać słów z pod GSu :) ....a najgorsze dla mnie są te parasole niszczące cały urok pięknych starych rynków, uliczek i innych zabytków . Tego zakazałbym bezwzględnie .
O - to taką stronę miasta z ograniczonym ruchem samochodów ja też poproszę :) i dziadka do orzechów :) Jak zwykle - piękne zdjęcia - podziwiam i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDla sprawiedliwości: po niemieckiej stronie też były parasole - pomarańczowe nawet ;) Fakt faktem, że jednak w Polsce jest taka "wolna amerykanka", jeżeli chodzi o to nieszczęsne wieszanie reklam, plakatów i ulotek. Może kiedyś dorośniemy..
OdpowiedzUsuńJakoś u nas jeżeli gdzieś chcą wprowadzić zakaz lub ograniczenie ruchu samochodowego, od razu podnosi się wielkie larum, że jak to, po co i dlaczego... Najwidoczniej jeszcze się tymi samochodami nie nacieszyliśmy. Takie Niemce to mogli się nimi cieszyć już niedługo po wojnie, a my co, dwadzieścia parę lat dopiero, to jeszcze jak nowa zabawka dla dziecka - do spania by się ją nawet zabrać chciało...
OdpowiedzUsuń