„Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym” - recenzja pierwszej polskiej książki nt. minimalizmu
Odwiedzam też blogi anglojęzyczne, takie jak na przykład becomingminimalist lub bemorewithless, ale pomimo tego, że mogę znaleźć tam wiele uniwersalnych treści, to jednak ich realia kulturowe i punkt odniesienia jest nieco inny od naszego.
Blog Anki przypadł mi do gustu, ponieważ jest naprawdę dobrze napisany, a autorka pokazuje swoją drogę do minimalizmu w polskich realiach, skupiając się nie tylko na sprawach materialnych i pozbywania się nadmiaru rzeczy ze swego otoczenia, ale pokazując również, jak bardzo poprawiła się jakość jej życia również w sferze mentalnej i duchowej.
Dowiedziawszy się, że Anka pisze książkę, nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie trafi ona w moje ręce. I nie zawiodłam się – książka zdecydowanie warta była czekania. „ Minimalizm po polsku” podbił moje serce na tyle, że pochłonęłam tę książkę w dwa wieczory, popijając pyszną herbatkę w wygodnym fotelu w naszym domowym kąciku czytelniczym, w którym kiedyś królował telewizor.
Książkę skończyłam, lecz jestem pewna, że jeszcze nieraz do niej wrócę, aby przeczytać fragmenty, które szczególnie dały mi do myślenia, na nowo poszukując inspiracji w upraszczaniu życia i czynienia go bardziej przyjaznym. Podobnie jak Anka należę do pokolenia, które dzieciństwo spędziło w latach osiemdziesiątych, a w dorosłość wchodziło już po przemianach ustrojowych. Autorka pisze o zachłyśnięciu się kolorowym światem i odreagowywaniu szaroburej rzeczywistości PRL-u. Odnajduję tutaj również swoje doświadczenia, bo jeszcze całkiem niedawno skłonna byłam pracować ponad siły, aby kupić kolejne niepotrzebne gadżety, które oferuje nam współczesny kapitalistyczny „matrix”. Na szczęście przyszło otrzeźwienie i refleksja, że chcę być kimś więcej, niż tylko trybikiem w konsumpcyjnej machinie.
W książce nie znajdziemy zachęt do gwałtownych życiowych rewolucji i zmian. Autorka pokazuję swoją drogę maleńkich kroków ku poprawie jakości swojego życia nakierowanego na zdobywanie kolejnych rzeczy - mniej posiadać, więcej być i przeżywać, ale bez popadania w skrajności i rzucania wszystkiego, aby na przykład zająć się hodowlą kóz w Bieszczadach (jak często postuluje Leon - nie przypominam sobie, żebym wysuwał takie postulaty ;).
Anka pisze w swojej książce o pozbywaniu się rzeczy i uporządkowaniu swojego otoczenia, ale dla mnie nie była to żadna nowość, ponieważ nasze gniazdko już dawno zostało przeze mnie ogołocone ze wszelkich „przydasi” typu wątpliwej jakości pamiątki z wakacji. Anka pisze również o tym, że wydatnie odchudziła swoją domową biblioteczkę, a ja na to nie jestem gotowa i chyba nigdy nie będę, a nawet nie chcę podjąć takiego kroku.
W książce znajdziemy również garść informacji o tym jak ogarnąć domowy budżet, o wybieraniu niewielkich mieszkań czy domów dostosowanych do naszych potrzeb, ale o rozsądnym metrażu, domów i mieszkań których spłata nie uczyni z nas dożywotnik niewolników systemu bankowego.
Bardzo podobał mi się rozdział na temat minimalizmu w kontekście wiary. Autorka zwraca uwagę na to, iż pomimo tego, że prostota i antykonsumpcjonizm leżą u podstaw religii katolickiej, to w polskim Kościele trudno doszukać się tych ideałów, a powierzchowność i materializm współczesnych dostojników kościelnych zniechęca wielu ludzi, którzy z tych powodów rezygnują z uczestnictwa w religijnej wspólnocie.
Anka przedstawia swoje poglądy i wskazówki dotyczące minimalizmu bez narzucania się, w sposób taktowny podsuwa rozwiązania, które nie wymagają życiowych rewolucji. Delikatnie sugeruje i wyjaśnia bez autorytatywnego dydaktyzmu, z którym zetknęłam się w innej pozycji na temat minimalizmu - „Sztuce prostoty” - Dominique Loreau.
Książkę polecam wszystkim osobom, które czują, że świat wokół nich nich kręci się zdecydowanie zbyt szybko, osobom, które dojrzały do zmian i stworzenia swojej spokojnej życiowej przystani – ta książka to mądry przewodnik, który na pewno Was zainspiruje.
2 komentarze
Dobrze jest w życie wprowadzić zmiany mające na celu wyeliminowanie zbędnych przedmiotów. Absorbują one wiele naszej uwagi i cennego czasu - które możemy wykorzystać w inny sposób.
OdpowiedzUsuńNaturą ludzką jest "porastać" w różne przedmioty ale zrzucenie zbędnego balastu powoduje, że zaczynamy oddychać i mamy czas na przyjemniejsze czynności.
Książki jeszcze nie czytałam - widzę jednak, że warto po nią sięgnąć :)
Pozdrawiam :)
Pomijając fakt, że minimalizm ostatnio w modzie, to jednak mimo wszystko dobrze jest zwolnić i się zastanowić, czy aby na pewno warto poświęcać kilka(naście) godzin swojego życia dziennie w imię posiadania jeszcze czegoś więcej, czegoś co tak naprawdę niekoniecznie jest nam potrzebne. I tak jesteśmy "niewolnikami systemu", po co jeszcze te łańcuchy wzmacniać...
OdpowiedzUsuńKsiążkę gorąco polecam. Jest pisana z polskiej perspektywy i przez to bliższa nam, niż np pozycje zagraniczne.