Dziennik aktywności fizycznej – 28 lipca - 3 sierpnia 2014
Aktywność fizyczna – poniedziałek – 28 lipca 2014: bieg
Matylda, im bliżej końca, tym bardziej zaangażowana w realizację planu ;) W poniedziałek zerwała się wczesnym rankiem na bieganie. Pobiegała: 20' biegu w tempie ok 07:00/km, osiem trzydziestosekundowych przebieżek na 80% możliwości przeplatanych minutą truchtu, na zakończenie 10' truchtu.
Matylda biega |
Aktywność fizyczna – wtorek – 29 lipca 2014: bieg
We wtorek ostre bieganie. Nawet udało nam się razem wyjść z domu i pobiec wspólnie kawałek trasy. Prawie jak za "starych, dobrych czasów". Niestety, plany to plany - trzeba realizować.
Matylda - 2x20' w tempie 07:00/km z minutową przerwą w truchcie pomiędzy. Krótko i prosto. Bez większych problemów. Średnia prędkość nawet wyższa od tej planowanej. Jak na upalną, przedburzową pogodę nieźle.
To już przedostatni trening z planu na 10 km w godzinę. Niebawem będę wiedziała, czy przepracowałam plan solidnie, czy tylko tak mi się wydawało...
Matylda biega |
Leon - dzisiaj wypadło 40' biegu w tempie ok 06:30/km, następnie 6 minutowych przebieżek na 05:00/km przeplatanych dwoma minutami w truchcie, a na zakończenie ponownie 10' spokojnego biegu na wyciszenie.
Leon też pobiegał |
Jak powyżej napisała Matylda - pogoda była duszna i burzowa, a dokładnie przedburzowa. Matylda zdążyła dobiec do domu przed burzą, ja - jak zwykle ostatnio - trochę zmokłem i pobiegałem między piorunami. Upalna pogoda z perfekcyjną wręcz regularnością wywołuje popołudniowe burze, które poza chwilowym oddechem, nie dają zupełnie żadnego odświeżenia atmosfery. Mam nadzieję, że bieganie w takich mało przyjemnych warunkach zaprocentuje przynajmniej jakąś lepszą wydajnością organizmu w przyszłości.
Aktywność fizyczna – czwartek – 31 lipca 2014: bieg
A we czwartek planowe bieganie z narastającą prędkością. Nie do końca wyszło tak, jak miało być, ale coś koło tego;) Prawdopodobnie z powodu dużego zachmurzenia GPS się miejscami trochę pogubił i prędkość (a więc także i tempo) nieco skakało w górę i w dół, skutkiem czego niepotrzebnie narzuciłem zbyt duże tempo, ale jakoś udało mi się dotrzymać do końca, oraz zgodnie z założeniami biegu, w miarę upływu czasu trochę przyspieszać. Chociaż, tak po prawdzie, to bardzo zadowolony nie jestem, bo ten bieg z narastającą prędkością przerodził się trochę w bieg w stylu BC2 i szybciej. No nic, jakoś muszę to przeżyć... ;) Pocieszające jest to, że przez 50 minut jestem w stanie utrzymać całkiem przyzwoite - dla mnie - tempo i jeszcze trochę przyspieszać.
Poza tymi niedogodnościami bardzo przyjemne bieganie. Dużo chmur, w miarę ciepło, brak palącego słońca. Lekko i przyjemnie. Wreszcie można było komfortowo oddychać.
Aktywność fizyczna – piątek – 1 sierpnia 2014: bieg
Dla Matyldy za przebiegnięcie 10km w godzinę! |
Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Pierwsza dycha Matyldy w godzinę została zaliczona! Plan się sprawdził. Matylda się sprawdziła. Walczyła niby lwica z czasem i odległością!
Poszło bardzo dobrze! Duma wielka mnie rozpiera. Matylda pobiegła, jak mogła, chociaż nie "w trupa". Jakiś tam zapas jeszcze był. W ten oto sposób, biegając regularnie od listopada ubiegłego roku, z osoby będącej w stanie przebiec co najwyżej 200m z ciężką zadyszką, Matylda zmieniła się w początkującą biegaczkę, która spokojnie przebiega 10km w godzinę. Aż mnie trochę zazdrość ogarnia, bo jeszcze nie tak dawno sam pobiegłem 10km w... 55 minut i byłem z tego wyniku bardzo dumny... Konkurencja rośnie...
Poszło bardzo dobrze! Duma wielka mnie rozpiera. Matylda pobiegła, jak mogła, chociaż nie "w trupa". Jakiś tam zapas jeszcze był. W ten oto sposób, biegając regularnie od listopada ubiegłego roku, z osoby będącej w stanie przebiec co najwyżej 200m z ciężką zadyszką, Matylda zmieniła się w początkującą biegaczkę, która spokojnie przebiega 10km w godzinę. Aż mnie trochę zazdrość ogarnia, bo jeszcze nie tak dawno sam pobiegłem 10km w... 55 minut i byłem z tego wyniku bardzo dumny... Konkurencja rośnie...
Osiągnięcie na tyle zmotywowało Matyldę, że już od przyszłego tygodnia zabiera się za plan na 10km w 50min.
Pierwsza dycha Matyldy zaliczona |
Aktywność fizyczna – sobota – 2 sierpnia 2014: bieg
W sobotę biegałem wg planu, czyli 120 minut spokojnego wybiegania w tempie 06:15-06:30/km (jak to zwykle u mnie bywa - wyszło nieco szybciej). Co tu dużo pisać. Znowu zrobiło się gorąco, znowu wyższe tętno, znowu więcej wysiłku. Poszło bezproblemowo, bo to w końcu tempo dość komfortowe, ale spociłem się niemiłosiernie i ogólnie byłem dość zmęczony (tym słońcem chyba). Dobrze, że zabrałem ze sobą bidon z czymś do picia, bo tak "na sucho" byłoby trochę ciężko, a i pewnie niespecjalnie zdrowo.
Aktywność fizyczna – niedziela – 3 sierpnia 2014: rower
Po małej przerwie znowu jedziemy rowerami! Matylda po nieszczęsnym upadku wydobrzała na tyle, że nic już ją nie boli i może spokojnie siadać na rower. W międzyczasie dla bezpieczeństwa nabyliśmy dla Matyldy piękny (i jak się okazało, całkiem wygodny) kask rowerowy:
Postanowiliśmy powtórzyć wycieczkę planowaną w dniu wywrotki Matyldy. Pogoda od samego rana wspaniała. Prognozy także zachęcające: słońce i dość ciepło. Co prawda jazda rowerem w ekstremalne upały także może wykończyć, jednak mając odpowiednią ilość picia, jakieś zabezpieczenia na głowę i coś kalorycznego do przegryzienia, można spokojnie jechać. Pojechaliśmy więc.
Na początku zahaczyliśmy o małą prawosławną cerkiewkę. Niedawno odrestaurowana. Do środka wejść nie było można - zamknięte na głucho. Trudno. Zdjęcia dziwne, ponieważ byliśmy tam o poranku i słońce było, gdzie było.
Jadąc dalej, gdzież to my nie byli... Najpierw zatem ogarnęła nas Zawiść. Zjawiła się ot tak sobie, po prostu, nie wiadomo skąd:
Nie trwała jednak zbyt długo i w końcu z całej tej Zawiści postanowiliśmy pojechać do Paryża:
Też mi atrakcja. Zupełnie nie rozumiem, czym się tu zachwycać. Podczas gdy ty jesteś w Paryżu, przednie koło twojego roweru już z niego wyjechało, a tylne jeszcze do niego nie dotarło... ;)
Koniec końców udało nam się osiągnąć upragniony Pokój, w dawnych czasach znany jako... Carlsruhe, "Ruhe!" - znaczy się ;) Miasteczko z bogatą historią i o bardzo ciekawym założeniu architektonicznym. Głównie dla zobaczenia tego rozwiązania oraz parku się tam wybraliśmy.
W centrum miasteczka znajduje się rondo. W tym miejscu stał niegdyś pałac myśliwski zbudowany przez księcia Erdmanna von Wurttenberga. Obecnie po pałacu nie został najmniejszy nawet ślad. Z zabytków pozostało niewiele. A szkoda. Z zachowanych warte obejrzenia są dwa kościoły: ewangelicki oraz katolicki.
Sam park w stylu angielskim - liczyliśmy na więcej. Niestety park jest dość zaniedbany, brak jakiejś choćby tabliczki informacyjnej, brak oznakowania wjazdu. Plus za tablice informujące o ciekawych gatunkach drzew i krzewów. Trochę nas to wszystko rozczarowało.
Tak poza konkursem. W parku znajduje się (no nie wiedziałem, że Matylda to z książęcego rodu pochodzi - nigdy się nie przyznała) głaz z medalionem Księżnej Matyldy. Zdjęcia nie robiłem, bo ktoś oczywiście zniszczył dzieło przodków Matyldy i namalował na nim jakieś bohomazy... Dla zainteresowanych: krótka historia Pokoju.
Ogólnie trochę kiepsko to wszystko wygląda. Pewnie samorząd nie ma pieniędzy na - jak to się teraz modnie określa - rewitalizację, przyznać trzeba, ogromnego założenia parkowego. Szkoda, bo miejsce ciekawe, urokliwe i z potencjałem. Dodatkowo, Pokój znajduje się na terenach Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Dla miłośników przyrody wymarzone miejsce. My ze względów czasowych byliśmy tylko w Pokoju. Park obejmuje powierzchnię 52 636,5 ha.
Tyle o zabytkach i przyrodzie. W drodze powrotnej wpadliśmy między burze. Była jazda. Z każdej strony grzmiało i błyskało. Mieliśmy jednak szczęście i poza lekkim deszczykiem, nie spotkały nas żadne większe nieprzyjemności aż do... końca podróży. Około 10 km przed końcem wjechaliśmy w burzę. Wiatr, ulewa i grzmoty. Było już jednak dość blisko do domu i postanowiliśmy jechać w deszczu.
Do domu dotarliśmy przemoczeni do suchej nitki. Na szczęście nasze torby na bagażnik mają dodatkowe pokrowce przeciwdeszczowe, które spisały się nadzwyczaj dobrze, chroniąc nasz sprzęt przed przemoczeniem (był to zresztą ich pierwszy, tak poważny, sprawdzian).
Tym razem obyło się bez nieprzewidzianych wywrotek i upadków, a droga, choć daleka, była całkiem przyjemna. No dobra, Matylda przez pewną część trasy narzekała, że to za daleko i że wszystko ją boli, i że w ogóle... więcej ze mną nie pojedzie, bo chcę ją do grobu wpędzić... ;) Dzielnie dotrwała jednak do końca i pewnie następnym razem z uśmiechem wyruszy na trasę!
Na początku zahaczyliśmy o małą prawosławną cerkiewkę. Niedawno odrestaurowana. Do środka wejść nie było można - zamknięte na głucho. Trudno. Zdjęcia dziwne, ponieważ byliśmy tam o poranku i słońce było, gdzie było.
Odrestaurowana cerkiewka |
Odrestaurowana cerkiewka |
Odrestaurowana cerkiewka |
Jadąc dalej, gdzież to my nie byli... Najpierw zatem ogarnęła nas Zawiść. Zjawiła się ot tak sobie, po prostu, nie wiadomo skąd:
Ogarnęła nas Zawiść |
Nie trwała jednak zbyt długo i w końcu z całej tej Zawiści postanowiliśmy pojechać do Paryża:
Z tej Zawiści postanowiliśmy pojechać do Paryża |
Też mi atrakcja. Zupełnie nie rozumiem, czym się tu zachwycać. Podczas gdy ty jesteś w Paryżu, przednie koło twojego roweru już z niego wyjechało, a tylne jeszcze do niego nie dotarło... ;)
* * * * * * * * * *
Tak między wierszami chciałbym wspomnieć o ciekawym pomyśle Lasów Polskich. Pomysł polegał chyba na stworzeniu przy drogach przebiegających przez lasy "Miejsc Postoju". Bardzo przydatne i przyjazne dla podróżnych miejsca. Ławeczki, stoliczek, miejsce na ognisko, kubeł na śmieci, tablice informacyjne.
Popieram i jestem za!
Miejsce postoju |
Miejsce postoju - tablica informacyjna |
Miejsce postoju - miejsce na ognisko |
* * * * * * * * * *
Pokój - Carlsruhe - rycina z: zabytkidolnegoslaska.com |
W centrum miasteczka znajduje się rondo. W tym miejscu stał niegdyś pałac myśliwski zbudowany przez księcia Erdmanna von Wurttenberga. Obecnie po pałacu nie został najmniejszy nawet ślad. Z zabytków pozostało niewiele. A szkoda. Z zachowanych warte obejrzenia są dwa kościoły: ewangelicki oraz katolicki.
Kościół ewangelicki w Pokoju |
Sam park w stylu angielskim - liczyliśmy na więcej. Niestety park jest dość zaniedbany, brak jakiejś choćby tabliczki informacyjnej, brak oznakowania wjazdu. Plus za tablice informujące o ciekawych gatunkach drzew i krzewów. Trochę nas to wszystko rozczarowało.
Tak poza konkursem. W parku znajduje się (no nie wiedziałem, że Matylda to z książęcego rodu pochodzi - nigdy się nie przyznała) głaz z medalionem Księżnej Matyldy. Zdjęcia nie robiłem, bo ktoś oczywiście zniszczył dzieło przodków Matyldy i namalował na nim jakieś bohomazy... Dla zainteresowanych: krótka historia Pokoju.
W parku - malownicze ruiny |
W parku - rzeźby i obeliski |
W parku - rzeźby i obeliski |
W parku - słynny posąg śpiącego lwa |
Ogólnie trochę kiepsko to wszystko wygląda. Pewnie samorząd nie ma pieniędzy na - jak to się teraz modnie określa - rewitalizację, przyznać trzeba, ogromnego założenia parkowego. Szkoda, bo miejsce ciekawe, urokliwe i z potencjałem. Dodatkowo, Pokój znajduje się na terenach Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Dla miłośników przyrody wymarzone miejsce. My ze względów czasowych byliśmy tylko w Pokoju. Park obejmuje powierzchnię 52 636,5 ha.
Tyle o zabytkach i przyrodzie. W drodze powrotnej wpadliśmy między burze. Była jazda. Z każdej strony grzmiało i błyskało. Mieliśmy jednak szczęście i poza lekkim deszczykiem, nie spotkały nas żadne większe nieprzyjemności aż do... końca podróży. Około 10 km przed końcem wjechaliśmy w burzę. Wiatr, ulewa i grzmoty. Było już jednak dość blisko do domu i postanowiliśmy jechać w deszczu.
Sprzęt zabezpieczony przed deszczem |
Oj, będzie lało... |
Do domu dotarliśmy przemoczeni do suchej nitki. Na szczęście nasze torby na bagażnik mają dodatkowe pokrowce przeciwdeszczowe, które spisały się nadzwyczaj dobrze, chroniąc nasz sprzęt przed przemoczeniem (był to zresztą ich pierwszy, tak poważny, sprawdzian).
Tym razem obyło się bez nieprzewidzianych wywrotek i upadków, a droga, choć daleka, była całkiem przyjemna. No dobra, Matylda przez pewną część trasy narzekała, że to za daleko i że wszystko ją boli, i że w ogóle... więcej ze mną nie pojedzie, bo chcę ją do grobu wpędzić... ;) Dzielnie dotrwała jednak do końca i pewnie następnym razem z uśmiechem wyruszy na trasę!
Wyprawa rowerowa do Pokoju - Carlsruhe |
0 komentarze