Ultramaraton wokół Zalewu Sulejowskiego - przebiegłem!

Ultramaraton Wokół Zalewu Sulejowskiego

Skończyły się wakacyjne wojaże, a nawet jakby na potwierdzenie tego, że nadchodzi mniej przyjemna część roku, od pierwszych dni września pogoda przestała zachęcać do jakiejkolwiek aktywności na zewnątrz.


Wrzesień wrześniem, pogoda pogodą, a przecież to właśnie w tym miesiącu zapisaliśmy się na kilka biegów. Pierwszy z nich to Ultramaraton wokół Zalewu Sulejowskiego, czyli maraton rowerowy połączony z maratonem biegowym. Piszę "maraton", chociaż obie imprezy odbywają się na tej samej 50-cio kilometrowej trasie wokół Zalewu Sulejowskiego.

Gdybym miał porównywać, to trasę biegu w Sulejowie zapewne porównałbym z wielkopolskim GWiNT-em lub biegiem Forest Run, odbywającym się w Wielkopolskim Parku Narodowym. Bardzo podobny teren i nawierzchnia. Taki typowy trail po leśnych ścieżkach, w większości płasko, czasem trochę asfaltu. Zdawać by się mogło, że nic specjalnie wymagającego, w porównaniu z takim np. Gorce Ultra-Trail.

Strefa startu i mety
Strefa startu i mety

Tak też sobie myślałem i podszedłem do tego biegu zupełnie na luzie, bo co to niby za problem przebiec te pięćdziesiąt kilometrów po lesie. Jak to często bywa, plany swoje, a życie swoje. Pierwsze dni września były deszczowe i ponure, lecz akurat w sobotę i niedzielę zrobiła się niemal letnia pogoda. Słonecznie i przyjemnie. Rowerzyści byli zachwyceni. Biegacze, a ja w szczególności, nieco mniej. Okazało się bowiem, że w ciągu tych kilkunastu chłodniejszych dni, dziwnie odzwyczaiłem się od biegania w wyższej temperaturze. Mimo tego, że bieg rozpocząłem w spokojnym tempie, to jednak i tak końcowe kilometry kosztowały mnie trochę wysiłku. Zwłaszcza, że organizatorzy chyba nie przewidzieli takiej poprawy pogody i na punktach zwyczajnie zabrakło wody...

Wręczenie nagród w kategoriach wiekowych
Wręczenie nagród w kategoriach wiekowych

Trochę to deprymujące, gdy dobiegasz do punktu na 34 kilometrze, a tutaj smutni harcerze rozkładają ręce i mówią, że woda się skończyła i dzwonią, aby organizatorzy dowieźli więcej. Dobrze, że biegłem z plecakiem, w którym miałem zapas, bo inaczej naprawdę byłoby niewesoło. Poza tym na punkcie były arbuzy, którymi dość hojnie się uraczyłem, tak że w ogólnym rozrachunku nie było najgorzej. Miałem jednak nadzieję, że na kolejnym punkcie - za 10km - woda jednak będzie.

Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka kilometrów za punktem, wybiegając z lasu, zobaczyłem kobietę, a obok niej zgrzewkę z półtoralitrowymi butelkami wody. Byłem pewien, że to ktoś z wolontariuszy i nawet powiedziałem coś w rodzaju, że to taka forma rehabilitacji organizatorów za tamten punkt, na którym brakło wody. Pani na to, że ona jest zupełnie niezwiązana z biegiem i że mąż widział jak biegniemy i że jest tak gorąco i zadzwonił do niej, żeby szybko kupiła wodę i stanęła na trasie.

Coś niesamowitego! Nie wiem kim Państwo byliście, ale wielkie i stokrotne Wam dzięki w imieniu swoim i innych spragnionych za to, że wpadliście na tak genialny pomysł! Na pewno uratowaliście wielu biegnących, którzy nie mieli plecaków z bukłakiem i biegli tylko z jednym bidonem, przekonani że będą mogli robić dolewkę na punktach.

Poza tą przygodą z brakiem wody i atakiem szerszeni na początku biegu (na atak się jednak nie "załapałem", bo zanim dobiegłem do tego miejsca, to już wyznaczono mały "objazd" w celu ominięcia niebezpiecznej strefy) nic szczególnego podczas biegu się nie wydarzyło. W sumie trochę żałuję, że nie zrobiłem zdjęć zalewu, bo w niektórych miejscach było naprawdę ładnie. Nie wiem, może to przez wysoką temperaturę, może przez widok plażujących, łowiących ryby i ogólnie - wypoczywających ludzi, którzy działali na mnie zdecydowanie demotywująco - od któregoś kilometra chciałem już tylko, dobiec do mety, ulokować się w pięknym pokoju Hotelu Podklasztorze i zupełnie nie miałem ochoty na robienie zdjęć i podziwianie widoków.

Wszystko się kiedyś kończy, a zatem w końcu także i ja dotruchtałem do mety. Posiłku po biegu nie zjadłem, bo tym razem dla odmiany (na Gorce Ultra-Trail było tylko wegetariańskie i mięsożercy byli trochę zawiedzeni) było tylko jedzenie z mięsem i wegetarianom pozostało poczęstować się słodką bułką, marchewką, papryką lub ogórkiem. Dobre i to. Wciągnąłem bułę, zagryzłem marchewką i po sprawie.

Medal na szyję, butelką z wodą do ręki i poszliśmy z Matyldą do hotelu. W ogóle, to powinienem wspomnieć, że start, meta i biuro zawodów, rozlokowane były na dziedzińcu Hotelu Podklasztorze - dawnego klasztoru Cystersów w Sulejowie, obecnie pięknie odremontowanego i funkcjonującego jako hotel (gbybyż ktoś pokusił się o zrobienie czegoś podobnego z Lubiążem...) i to w tym właśnie hotelu wynajęliśmy sobie pokój na nocleg. Chcieliśmy przespać tu jedną noc, a drugiego dnia podjechać kawałek do Tomaszowa, żeby zwiedzić Skansen Rzeki Pilicy i obejrzeć Niebieskie Źródła.

Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Tomasza Kantuaryjskiego w Sulejowie
Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Tomasza Kantuaryjskiego w Sulejowie

Hotel Podklasztorze w Sulejowie
Hotel Podklasztorze w Sulejowie

Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Tomasza Kantuaryjskiego w Sulejowie
Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Tomasza Kantuaryjskiego w Sulejowie

Hotel Podklasztorze - piękna sprawa. Ładne i gustowne wnętrza, nawiązujące klimatem do pierwotnego przeznaczenia budynku, świetny wybór potraw na śniadaniu, a do tego niewielki i bez fajerwerków, lecz całkiem przyjemny hotelowy basen i sauna. Do sauny specjalnie nas nie ciągnie, lecz z basenu z przyjemnością skorzystaliśmy. Co prawda trochę podczas pływania łapały mnie skurcze, ale i tak relaks był pierwsza klasa. Bardzo nastrojowo zrobiło się wieczorem, gdy większość uczestników biegu i maratonu rowerowego rozjechała się do domów. Piękny zabytkowy kościół, ciepły wieczór, cisza, wygodny pokój... żyć nie umierać, jednym słowem!

Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Tomasza Kantuaryjskiego w Sulejowie - widok z okna naszego pokoju o poranku
Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Tomasza Kantuaryjskiego w Sulejowie - widok z okna naszego pokoju o poranku

W niedzielę, czyli dzień po biegu, wymeldowaliśmy się z hotelu i choć żal nam było opuszczać to piękne miejsce, to jednak zgodnie z planem pojechaliśmy na zwiedzanie skansenu. Całkiem jednak możliwe, że do Sulejowa jeszcze wrócimy. Dlaczego? Dlatego, że niedaleko płynie Pilica, a na niej organizowane są spływy kajakowe. Od kilkugodzinnych po kilkudniowe, a Matyldzie, po ostatnim spływie Bugiem, pływanie kajakiem spodobało się na tyle, że mocno rozważa ponowny przyjazd do Sulejowa.

Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy

Na razie dojechaliśmy do Skansenu Rzeki Pilicy. Rozmiarami, ani ilością prezentowanych obiektów w żaden sposób nie może się on równać się z takim np. skansenem we Wdzydzach Kiszewskich, tematyka zbiorów też inna, ale mimo tego jest to ładne i warte odwiedzin miejsce.

Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy


Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy

Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy

Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy
Skansen Rzeki Pilicy
Można tu zobaczyć stary budynek młyna, poczekalnię kolejową, parę innych budowli, oraz sporą kolekcję sprzętu, militariów, części umundurowania i wyposażenia związanego z Drugą Wojną Światową i z walkami, jakie toczyły się w tym rejonie. Niedaleko wszak w widłach Wisły i Pilicy - pod Studziankami - toczyła się trochę obecnie zapomniana bitwa. Myślę jednak, że wszyscy, którzy kończyli jeszcze starą ośmioklasową podstawówkę dobrze pamiętają z lekcji historii bitwę pod Studziankami, gdzie znaczną rolę odegrała, walcząca u boku Radzieckiej 8 Armii Gwardyjskiej, polska 1 Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte. To uczestniczący w akcji uwolnienia z niemieckiego kotła radzieckiego batalionu piechoty ppor. Wacław Feryniec, dowodzący czołgiem T-34 o numerze 102 stał się pierwowzorem dla postaci Janka Kosa w kultowym serialu „Czterej pancerni i pies”.

Niemiecki ciągnik artyleryjski
Niemiecki ciągnik artyleryjski


Czołg T-34, co prawda nie o numerze 102, ale prawie taki sam
Czołg T-34, co prawda nie o numerze 102, ale prawie taki sam

Oprócz skansenu w pobliżu obejrzeć można jeszcze, tzw. niebieskie źródła, czyli rezerwat przyrody położony w dolinie Pilicy, na prawym brzegu rzeki, w południowo wschodniej części miasta Tomaszowa Mazowieckiego. Bardzo przyjemne miejsce spacerowe. Dużo zieleni, no i oczywiście "tytułowe" niebieskie źródła. Na pewno warto poświęcić dobrą godzinkę na mały spacer po tym uroczym zakątku.

W drodze do niebieskich źródeł
Po drodze do niebieskich źródeł spotkać można mnóstwo kaczek

W drodze do niebieskich źródeł
Po drodze do niebieskich źródeł spotkać można mnóstwo kaczek

W drodze do niebieskich źródeł
Po drodze do niebieskich źródeł spotkać można mnóstwo kaczek

Po drodze do niebieskich źródeł spotkać można mnóstwo kaczek
Po drodze do niebieskich źródeł spotkać można mnóstwo kaczek

A czasem nawet i łabędzie
A czasem nawet i łabędzie


Hotel Podklasztorze w Sulejowie, Skansen Rzeki Pilicy i niebieskie źródła w Tomaszowie Mazowieckim, dla spragnionych wrażeń może być jeszcze Ośrodek Hodowli Żubrów w pobliskich Smardzewicach lub kajakowy spływ Pilicą - wszystko to sprawia, że zdecydowanie warto wybrać się na jakiś dwudniowy wypad w te okolice. Szczerze i gorąco polecamy!


Takie widoczki niemal w samym mieście
Takie widoczki niemal w samym mieście

Misterna robota pająka
Misterna robota pająka

I na koniec wreszcie tytułowe niebieskie źródła
I na koniec wreszcie tytułowe niebieskie źródła

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze