Sandomierz i okolice na rowerze - maj 2016 - dzień pierwszy

Tym razem wybraliśmy się na wycieczkę rowerową w okolice Sandomierza, Tarnobrzega i Baranowa Sandomierskiego. Czy warto się w te rejony wybrać na rowerach? Zapraszamy do pierwszej części relacji z wyjazdu.

Jak śpiewał Jacek Kaczmarski: “Długośmy na ten dzień czekali, z nadzieją niecierpliwą w duszy…” aż wreszcie pewnego dnia nadszedł czas na rowerową wyprawę do Sandomierza i nie tylko.

Sandomierz
Sandomierz


Maj 2016 roku jest dla nas o tyle nietypowy, że wypadły nam w nim dwie majówki. Pierwsza na początku miesiąca, gdy pojechaliśmy do Doliny Baryczy i druga, podczas której ruszyliśmy na zwiedzanie Sandomierza i okolic. Jako że do Sandomierza mamy dość daleko, tym razem rowery wpakowaliśmy do samochodu i dopiero na miejscu kręciliśmy rowerowe kilometry.

Obozem stanęliśmy w miejscowości Lipnik nad Wisłą. Gospodarstwo agroturystyczne położone było dosłownie kilkanaście metrów od wału przeciwpowodziowego na Wiśle. Nazwa "Agroturystyka nad Wisłą" w pełni odpowiadała rzeczywistości. Pierwszego dnia zaplanowaliśmy oczywiście wycieczkę do Sandomierza, choć pierwszym miejscem, które chcieliśmy odwiedzić, był odległy o jakieś 10 km od Lipnika Baranów Sandomierski.

Most na Wiśle na drodze nr 9, do którego musieliśmy dojechać
Most na Wiśle na drodze nr 9, do którego musieliśmy dojechać

Z Baranowem wiązał się pewien problem, otóż aby się do niego dostać musieliśmy przejść przez Wisłę. Niby proste. Do najbliższej przeprawy promowej było może z 7 km. Szybko dojechaliśmy nad rzekę i co widzimy? Widzimy prom, który z racji święta Bożego Ciała nie kursuje. Tego nie przewidzieliśmy. Trochę słabo. Spoglądam na mapę i widzę, że bez nadłożenia drogi się nie obejdzie, i że będziemy musieli pojechać do najbliższego mostu na Wiśle, a najbliższy most znajduje się na drodze krajowej nr 9. Niby niezbyt daleko, ale zawsze to kilkanaście dodatkowych kilometrów do przejechania.

Pojechaliśmy. Mostem dostaliśmy się na drugi brzeg Wisły i podjęliśmy decyzję, że nie będziemy już cofać się do Baranowa, tylko od razu pojedziemy na Tarnobrzeg i Sandomierz, a Baranów odwiedzimy kolejnego dnia rano, gdy prom będzie już kursował.

W drodze do Tarnobrzega nad Jeziorem Tarnobrzeskim
W drodze do Tarnobrzega nad Jeziorem Tarnobrzeskim

Bez problemów dojechaliśmy do Tarnobrzega. Droga szybka, łatwa i przyjemna, choć trafił się odcinek z betonowych płyt. Po drodze minęliśmy Jezioro Tarnobrzeskie, wraz z urządzonym miejscem do odpoczynku, spacerów itp. Całkiem przyjemne miejsce do letniego leniuchowania.

W samym Tarnobrzegu zobaczyliśmy Pałac Tarnowskich, lub precyzyjniej mówiąc, Zamek Tarnowskich w Dzikowie, rynek (a na nim grającą fontannę) oraz muzeum miasta, po czym wygodną ścieżką rowerową dostaliśmy się do Sandomierza.

Zamek Tarnowskich w Dzikowie - Tarnobrzegu
Zamek Tarnowskich w Dzikowie - Tarnobrzegu

Zamek Tarnowskich w Dzikowie - Tarnobrzegu
Zamek Tarnowskich w Dzikowie - Tarnobrzegu

Wjazd do Sandomierza od strony Tarnobrzega nie zachwyca. Gdzież to piękne miasto - pytaliśmy sami siebie, jadąc przez jakąś przemysłową i nieciekawą część Sandomierza. W międzyczasie wyjechaliśmy na rowerowy szlak Green Velo i zgodnie z jego oznaczeniami dotarliśmy na Sandomierską starówkę.

Sławny - nie sławny szlak rowerowy Green Velo
Sławny - nie sławny szlak rowerowy Green Velo

Mimo świątecznego dnia ludzi nie było aż tak bardzo dużo. Znaczy się: nie było dużo, jak na miejsce turystyczne, tłumnie odwiedzane przez wycieczki.

Sandomierz
Sandomierz

Tutaj - na sandomierskiej starówce - było już na co popatrzeć. Rynek, ratusz, zabytkowe kamienice i kościoły. Collegium Gostomianum - jedna z najstarszych szkół średnich w Polsce, majestatyczny Zamek Kazimierzowski czy wspaniała Brama Opatowska powstała z fundacji Kazimierza Wielkiego. Urokliwe uliczki, hejnał miejski grany o 12 w południe. Trochę nam to wszystko przypominało Kazimierz, w którym byliśmy w zeszłym roku. Zasiedliśmy na ławce w rynku i cieszyliśmy oczy pięknymi widokami.

Sandomierz - Zamek Kazimierzowski
Sandomierz - Zamek Kazimierzowski

Sandomierz - Brama Opatowska
Sandomierz - Brama Opatowska

Sandomierz - Rynek i Ratusz
Sandomierz - Rynek i Ratusz

Sandomierz - Rynek - widzieliśmy zmianę tej stylowej warty oraz słyszeliśmy sandomierski hejnał
Sandomierz - Rynek - widzieliśmy zmianę tej stylowej warty oraz słyszeliśmy sandomierski hejnał

Sandomierz - Rynek i taki dziwny łańcuch z kotwicą
Sandomierz - Rynek i taki dziwny łańcuch z kotwicą

Na sandomierskim rynku
Na sandomierskim rynku

Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie pogoda, która powoli zaczynała się psuć. Chciał nie chciał, trzeba było się zbierać w drogę powrotną.

Wyjeżdżając z miasta przejechaliśmy jeszcze przez Park Piszczele, w którym zmoczył nas pierwszy tego dnia deszcz, oraz przez wspaniały wąwóz korzeniowy Królowej Jadwigi - naprawdę urocze i warte odwiedzin miejsce. Zwłaszcza, że byliśmy w nim zupełnie sami. Niesamowita, trochę tajemnicza atmosfera, wysokie ściany wąwozu i poskręcane korzenie drzew! Takie jakby drugie, podziemne drzewa! Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że sandomierski wąwóz jest bardziej spektakularny, niż ten znajdujący się nieopodal Kazimierza nad Wisłą.

Sandomierz - Wąwóz Królowej Jadwigi
Sandomierz - Wąwóz Królowej Jadwigi
Sandomierz - Wąwóz Królowej Jadwigi
Sandomierz - Wąwóz Królowej Jadwigi

Nie skusiliśmy się tylko na to, aby podjechać kilka kilometrów na Góry Pieprzowe. Widzieliśmy je z mostu, którym wjeżdżaliśmy do Sandomierza, lecz po długich deliberacjach i przy końcowej obopólnej zgodzie doszliśmy do wniosku, że - szczególnie iż pogoda była trochę niepewna - wjazd na Góry Pieprzowe sobie odpuszczamy.

Sandomierz - widok na Góry Pieprzowe
Sandomierz - widok na Góry Pieprzowe

Po miejsko - przyrodniczych atrakcjach, przed nami została już tylko droga powrotna do Lipnika. Mieliśmy wielką nadzieję, że zdążymy dojechać przed burzą i w sumie szło nam całkiem dobrze. Dzielnie pokonywaliśmy kolejne kilometry, a część trasy przejechaliśmy szlakiem rowerowym Green Velo, ładnie poprowadzonym pomiędzy sadami, drogą o naprawdę niewielkim natężeniu ruchu samochodowego.

Powrót fragmentem szlaku Green Velo poprowadzonym przez sady
Powrót fragmentem szlaku Green Velo poprowadzonym przez sady

Dopiero gdzieś około 9 km przed Lipnikiem (choć grzmiało już i w Sandomierzu) dopadła nas potężna nawałnica. Znaleźliśmy się w samym centrum armaggedonu! Wiało, lało, grzmiało i błyskało na potęgę.

Mapka szlaku Green Velo na jednym z Miejsc Obsługi Rowerzystów
Mapka szlaku Green Velo na jednym z Miejsc Obsługi Rowerzystów

Schroniliśmy się na zniszczonym przystanku autobusowym i dobrą godzinę, opatuleni w peleryny, czekaliśmy, aż burza trochę się uspokoi lub przejdzie dalej. Na słupie nieopodal naszego prowizorycznego schronienia było gniazdo bociana. Bocian ów przez cały czas trwania burzy i ulewy stał niewzruszenie w tym swoim gnieździe. Jakby wokół zupełnie nic się nie działo. Zaiste - stoicka postawa godna naśladowania. Wreszcie burza się odsunęła gdzieś za Wisłę, wykorzystaliśmy ten moment i zmoczeni oraz zziębnięci wsiedliśmy na rowery i już bez przeszkód, w lekkim tylko deszczu dotarliśmy do Lipnika. Cała wycieczka miała niemal 100km długości.


Kolejne części relacji z wyprawy:

Sandomierz i okolice na rowerze część druga
Sandomierz i okolice na rowerze część trzecia


  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze