Naturalne kosmetyki Matyldy, bo o tym nigdy dość
Maj dobiega już niestety końca – dla mnie to zdecydowanie najpiękniejszy i najbardziej wyczekiwany miesiąc w roku. Korzystając ze sprzyjającej aury staramy się spędzać z Leonem jak najwięcej czasu na dworze ładując akumulatory i produkując witaminę D. Biegamy, jeździmy na wycieczki rowerowe, jak zresztą wiecie ze skrupulatnie prowadzonych przez Leona dzienników aktywności fizycznej. Dziś rano wybrałam się do piekarni po razowy chleb, a po drodze kupiłam pierwsze w tym roku truskawki – pycha. Wróciłam niespiesznym krokiem do domu, wdychając obłędny zapach bzu – mały spacer, a cieszy i łatwej przebrnąć przez kolejny dzień pracy czerpiąc siłę z tej rozbuchanej zieleni wokół.
Jutro trening biegowy przed moim pierwszym w życiu półmaratonem, a ponieważ wybrałam taki kameralny, w pięknych okolicznościach przyrody (80% trasy to ścieżki leśne), moje cotygodniowe treningi teraz w większości odbywają się w terenie po drogach polnych i leśnych. Uwielbiam te poranne wybiegania w stronę słońca, obłędny zapach lasu i dobrze znane trasy biegowe w swojej najpiękniejszej wiosennej odsłonie. Czasami w nagrodę czekają na mnie bonusy takie jak choćby spotkanie z lisem na biegowej ścieżce – piękny był!
W moich ostatnich zakupach kosmetycznych również dominuje natura - naturalne olejki oraz sporo kosmetyków mających w składzie bogactwo, które ofiaruje nam otaczająca przyroda.
Podsumowanie ostatnich zakupów kosmetycznych rozpocznę od naturalnych olejków. Pisałam już wcześniej o tym, że stosuję olejek z drzewa herbacianego na wszelkiego rodzaju wypryski skórne. Poza tym uwielbiam jego orzeźwiający zapach, czasami po prostu odkręcam buteleczkę i delektuję się tym zapachem. Ostatnio nabyłam również olejek lawendowy, który znany jest ze swoich wszechstronnych dobroczynnych właściwości: kojąco wypływa na układ nerwowy, dobrze działa na skórę, odstrasza owady. Na razie stosuję go w ten sposób, że wcieram parę kropelek w przeguby dłoni lub w skronie – pachnie cudownie. Myślę, że moja przygoda z olejkami eterycznymi dopiero się zaczyna i wypróbuję jeszcze inne – kolejne na które ostrzę sobie ząbki to olejek miętowy i ten z drzewa sandałowego.
Bieganie bieganiem, ale o ochronę skóry zadbać trzeba. Tłusty krem który chronił moją cerę przed mrozem i wiatrem w sezonie jesienno-zimowym zastąpił krem z filtrem. Moje beztroskie podejście do tematu ochrony skóry przed nadmierną ekspozycją słoneczną w poprzednich latach zbiera niestety swoje żniwa i na twarzy pojawiło się kilka przebarwień, które na co dzień maskuję korektorem. Dlatego teraz konsekwentnie przed każdym wyjściem z domu smaruję twarz kremem z filtrem 50 firmy Ziaja. Produkt jest w porządku, dobrze się rozprowadza na skórze, a poza tym nie kosztuje tyle, co na przykład jego odpowiednik z Vichy. Zresztą kremy z tak zwanej wyższej półki nie odpowiadają mi ze względu na ciężkie perfumowane zapachy. Pachnie mi to chemią i sztucznością. Zdecydowanie skłaniam się ku bardziej naturalnym specyfikom, które nie pachną wcale, lub mają tylko lekkie ziołowe zapachy.Naturalny olejek z drzewa herbacianego |
Korzystając z dobrodziejstw internetu i możliwości robienia zakupów w domowym zaciszu nabyłam całkiem spory zapas kosmetyków Sylveco. Byłam bardzo zadowolona z lekkiego kremu rokitnikowego, o którym pisałam tutaj (Jesienne zakupy kosmetyczne) i w związku z tym postanowiłam zaznajomić się z innymi produktami tej firmy.
Zakupiłam lipowy płyn micelarny, w składzie którego nomen omen znajdziemy lipę, aloes oraz proteiny owsa. Stosuję go już od ponad dwóch tygodni i mogę stwierdzić, że jest delikatny, ma fajny ziołowy zapach i dobrze radzi sobie z moim mineralnym makijażem. Generalnie nie potrzebuję specyfików o mocnych właściwościach oczyszczających ponieważ nie maluję oczu, w związku z tym odpada usuwanie tuszu do rzęs czy kredki do oczu, a poza tym przed zastosowaniem płynu micelarnego, myję twarz mydłem Aleppo.
Krem rokitnikowy - Sylveco |
Zakupiłam lipowy płyn micelarny, w składzie którego nomen omen znajdziemy lipę, aloes oraz proteiny owsa. Stosuję go już od ponad dwóch tygodni i mogę stwierdzić, że jest delikatny, ma fajny ziołowy zapach i dobrze radzi sobie z moim mineralnym makijażem. Generalnie nie potrzebuję specyfików o mocnych właściwościach oczyszczających ponieważ nie maluję oczu, w związku z tym odpada usuwanie tuszu do rzęs czy kredki do oczu, a poza tym przed zastosowaniem płynu micelarnego, myję twarz mydłem Aleppo.
Lipowy płyn micelarny - Sylveco |
Kolejny produkt, który obecnie stosuję to peeling wygładzający. W składzie znajdziemy korund, słonecznik oraz werbenę. Przeznaczony jest do cery dojrzałej i wymagającej odnowy. Zapach jest przyjemny, z leciutką nutką cytryny, peeling jest bardzo drobny i łatwo się go rozprowadza na skórze.
Kupiłam jeszcze kilka kremów, które na razie czekają na półce dopóki nie skończę obecnie stosowanych mazideł. Dokupiłam jeszcze: łagodzący krem pod oczy z ekstraktem z kory brzozy, chabru bławatka oraz świetlika łąkowego. Lekki krem brzozowy i przetestowany przeze mnie wcześniej lekki krem rokitnikowy oraz krem brzozowo - rokitnikowy z betuliną. Mam nadzieję, że ten zapas wystarczy mi na zbliżające się letnie miesiące. Dodatkowo otrzymałam próbki szamponów oraz kremów z lawendą, które obecnie ochoczo testuję.
Lekki krem brzozowy - Sylveco |
Krem pod oczy - Sylveco |
Na koniec pragnę nadmienić, że nie jest to wpis sponsorowany. Wszystkie kosmetyki które pojawiły się w dzisiejszym wpisie kupiłam za własne pieniądze. Po prostu wybieram produkty, które ujęły mnie swoją dobrą jakością za niewygórowaną cenę. Do tego produkowane są w przez polską firmę, a nie jednego z korporacyjnych molochów.
Co jeszcze spodobało mi się w kosmetykach Sylveco? Są hipoalergiczne, nietestowane na zwierzętach, nie zawierają konserwantów, surowców wytwarzanych z ropy naftowej i silikonów, sztucznych barwników i substancji zapachowych. Świat wokół nas i tak jest pełen chemii i zanieczyszczeń, więc nie widzę powodu żeby sobie „dokładać” na własne życzenie jeszcze za to płacąc.
0 komentarze