Książkę Angole recenzuje Matylda
Ostatnio zrobiliśmy sobie z Leonem mały mikołajkowy prezent w postaci trzech książek, na które już od dłuższego czasu ostrzyliśmy sobie zęby. Jedną z zamówionych lektur są „Angole” Ewy Winnickiej, reporterki która przemierzyła Wielką Brytanię w poszukiwaniu osób, które zechciały podzielić się z nią historiami związanymi z życiem na emigracji.
Ewa Winnicka - "Angole" |
Z przeprowadzonych rozmów wyłania się bardzo zróżnicowany portret polskiej emigracji ostatniego dziesięciolecia. Znajdziemy tu również wiele ciekawych spostrzeżeń na temat tytułowych „Angoli”- ich mentalności i podejścia do emigrantów. Ponad trzydzieści historii ukazuje obraz niejednoznaczny – są osoby, które odniosły sukces materialny i zawodowy, dyrektorzy pnący się po szczeblach kariery w londyńskim City, lekarze, przedsiębiorcy, którzy nie mieli obaw przed założeniem własnej działalności gospodarczej na obczyźnie, czy też absolwenci prestiżowych prywatnych szkół, których ukończenie staje się przepustką do kariery.
Na drugim biegunie są historie przejmujące, pełne rozpaczy, beznadziei i utraconych szans. Darwinowski świat, w którym szansę na przetrwanie mają tylko najsilniejsi, a ci słabsi czy nieco bardziej wrażliwi kończą na ulicy, chorują na depresję, a w skrajnych przypadkach popełniają samobójstwa.
Z tych smutnych historii chyba najbardziej zapadła mi opowiedziana przez Marcina, który pracuje w sortowni śmieci, gdzie w warunkach urągającym przepisom bhp znalazło zatrudnienie wielu Polaków, których od bezdomności dzieli jedna wypłata.
Nie znają języka, gnieżdżą się po kilka osób w jednym pokoju zapijając smutki alkoholem. Nie stać ich na bilet powrotny do Polski, a zresztą trudno przyznać się do porażki przed rodziną i znajomymi. Często po prostu nie ma już do czego wracać więc trwają w tym, jak to określiła jedna z bohaterek, „półżyciu”.
Kolejna z opowieści, która szczególnie mnie poruszyła to historia Basi, która podjęła nierówną walkę ze znaną siecią hoteli, gdzie pracowała wraz z innymi pokojówkami z Europy Wschodniej. Walczyła o przestrzeganie praw pracowniczych czym zyskała zainteresowanie związków zawodowych, pojawiła się w brytyjskich mediach. Nie jest to niestety historia z happy endem rodem z hollywoodzkich filmów- sprawa została wyciszona, a bohaterka jest bez pracy i walczy z depresją pozostawiona sama sobie.
Brytyjczycy opisywani przez emigrantów to społeczeństwo kastowe, w którym różnice społeczne są bardzo wyraźne. Z drugiej strony, Wielka Brytania to tygiel kulturowy, który bywa fascynujący, ale i niebezpieczny.
Tak jak w historii Marka z Londynu, który ciesząc się niezłą posadą i domem w dobrej dzielnicy bał się o życie w czasie zamieszek na tle rasowym w Londynie w 2011. Wokół jego domu szalał armagedon - podpalano samochody i budynki mieszkalne, plądrowano sklepy, a mieszkańcy byli zdani tylko na siebie. Sytuacja była tak krytyczna, że policja nie interweniowała ze strachu o własne życie.
„Znów dziś myślałem o emigracji, to jest melodia mojej generacji”- śpiewa T.Love. Mnie też zdarza się myśleć o wyjeździe z kraju, kilka bliskich mi osób już od dawna układa sobie życie za granicą. Szacuje się, że wyjechały ponad dwa miliony osób, wielu rozważa wyjazd jeśli nie na stałe, to przynajmniej na jakiś czas. Dlatego w obecnej sytuacji „Angole” to ważna i aktualna książka, która pokazuje jaka wysoka może być cena emigracji. Daje do myślenia – zdecydowanie polecam.
0 komentarze