Bornholm - dzień piąty, czyli nie ma lekko
Ambitnie wstajemy o 6 rano, ponieważ mamy zaplanowaną wyprawę do Svaneke, czyli na przeciwległy kraniec wyspy. Jest co jechać, a jeszcze przecież trzeba coś zobaczyć, posiedzieć, pochodzić po ulicach...
Jemy musli, pijemy kawę i nagle się zaczyna: gwałtowna burza i potężna ulewa... Kiepsko to wygląda. Jeżeli do 8-9 sytuacja się nie uspokoi, to raczej nici z zaplanowanej wycieczki... O ile nie będzie jeszcze gorzej i nie będzie lało przez cały dzień. Na razie wygląda to tak:
Przejaśniło się, przestało padać, jedziemy. Ujechaliśmy niecałe dwa kilometry... i zaczęło lać. Nagle i bez ostrzeżenia. Czekamy aż przejdzie. Nie przechodzi. Wracamy. Do 10 siedzimy w przyczepie. Burza taka, że mało namiotów nie porwie. Leje jak z cebra. Trochę strasznie.
Wreszcie nawałnica przechodzi. Dla pewności czekamy jeszcze jakieś pół godziny i ponownie wsiadamy na rowery. Jesteśmy uparci. Jakoś damy radę.
Nie jest źle. Trochę świeci słońce, ziemia wysycha. Jedziemy. Po 25 kilometrach zabawa zaczyna się na nowo, znaczy się: leje deszcz.
Trudno, jedziemy w deszczu. Ekstremalna jazda przez las w strugach deszczu. Chwilę rozmawiamy z jakimiś Niemcami, też jadą tam gdzie my. Tylko że oni jadą na tandemie i prędkość mają naprawdę niezłą. Ale mokniemy wszyscy po równo.
Tak to mniej więcej wyglądało (nie wiem czy widać jak leje):
Wiatrak holenderski przed Svaneke
Zmoknięci i trochę zziębnięci docieramy wreszcie do Svaneke. Cały czas pada. Kręcimy się trochę po mieście. Jedziemy na rynek i wreszcie... tak, wreszcie przestaje padać, wychodzi słońce, a niebo robi się niebieskie. Jest około 14.30. Schniemy. Jest dobrze.
Ulice Svaneke
Rynek w Svaneke
Słynna wytwórnia cukierków i mały browarek w głębi, gdzie m.in. można wypić piwo o smaku czekoladowym.
Port w Svaneke
Obeschliśmy, trochę jeździliśmy po mieście, zjedliśmy lody, wypiliśmy kawę, kupiliśmy tutkę cukierków, czas wracać. No cóż, przynajmniej świeci słońce.
Widoki z trasy w okolicach Svaneke. Zdjęcia, zwłaszcza robione komórką, nigdy nie oddadzą tego, co widać okiem człowieka, ale zawsze to jakaś namiastka:
W drodze powrotnej natknęliśmy się na małą wędzarnię, bar i sklep z rybami w jednym. Jako nagrodę za ciężką jazdę w deszczu zamówiliśmy sobie dwa zestawy ryby z frytkami. Porcje całkiem spore. Matylda nie potrafiła zjeść całej.
Pokrzepiwszy się dobrym jedzeniem, ruszyliśmy w dalszą drogę i już bez przeszkód dotarliśmy na kamping.
Na koniec jeszcze kilka różnych zdjęć z trasy.
Wesoła skrzynka na listy
Oznaczenie trasy rowerowej
Pole golfowe
Tak minął piąty dzień naszego pobytu na Bornholmie. Pogoda tym razem nie dopisała, ale i tak udało się zrobić całkiem niezłą wycieczkę. Droga do Svaneke i z powrotem wyniosła 105 km.
Kilka cen z dzisiaj (ceny w koronach duńskich): ryba z frytkami porcja za 75, lody na rynku w Svaneke 29 za sztukę, litr ekologicznego soku w Netto 12.50, sałatka Coleslaw w Netto 16, małe pudełko malin w Netto 16. Piwa nie pijemy, tak więc nie wiem po ile jest, a cukierki ze Svaneke zapomniałem ile kosztowały.
Jemy musli, pijemy kawę i nagle się zaczyna: gwałtowna burza i potężna ulewa... Kiepsko to wygląda. Jeżeli do 8-9 sytuacja się nie uspokoi, to raczej nici z zaplanowanej wycieczki... O ile nie będzie jeszcze gorzej i nie będzie lało przez cały dzień. Na razie wygląda to tak:
Przejaśniło się, przestało padać, jedziemy. Ujechaliśmy niecałe dwa kilometry... i zaczęło lać. Nagle i bez ostrzeżenia. Czekamy aż przejdzie. Nie przechodzi. Wracamy. Do 10 siedzimy w przyczepie. Burza taka, że mało namiotów nie porwie. Leje jak z cebra. Trochę strasznie.
Wreszcie nawałnica przechodzi. Dla pewności czekamy jeszcze jakieś pół godziny i ponownie wsiadamy na rowery. Jesteśmy uparci. Jakoś damy radę.
Nie jest źle. Trochę świeci słońce, ziemia wysycha. Jedziemy. Po 25 kilometrach zabawa zaczyna się na nowo, znaczy się: leje deszcz.
Trudno, jedziemy w deszczu. Ekstremalna jazda przez las w strugach deszczu. Chwilę rozmawiamy z jakimiś Niemcami, też jadą tam gdzie my. Tylko że oni jadą na tandemie i prędkość mają naprawdę niezłą. Ale mokniemy wszyscy po równo.
Tak to mniej więcej wyglądało (nie wiem czy widać jak leje):
Wiatrak holenderski przed Svaneke
Zmoknięci i trochę zziębnięci docieramy wreszcie do Svaneke. Cały czas pada. Kręcimy się trochę po mieście. Jedziemy na rynek i wreszcie... tak, wreszcie przestaje padać, wychodzi słońce, a niebo robi się niebieskie. Jest około 14.30. Schniemy. Jest dobrze.
Ulice Svaneke
Rynek w Svaneke
Słynna wytwórnia cukierków i mały browarek w głębi, gdzie m.in. można wypić piwo o smaku czekoladowym.
Port w Svaneke
Obeschliśmy, trochę jeździliśmy po mieście, zjedliśmy lody, wypiliśmy kawę, kupiliśmy tutkę cukierków, czas wracać. No cóż, przynajmniej świeci słońce.
Widoki z trasy w okolicach Svaneke. Zdjęcia, zwłaszcza robione komórką, nigdy nie oddadzą tego, co widać okiem człowieka, ale zawsze to jakaś namiastka:
W drodze powrotnej natknęliśmy się na małą wędzarnię, bar i sklep z rybami w jednym. Jako nagrodę za ciężką jazdę w deszczu zamówiliśmy sobie dwa zestawy ryby z frytkami. Porcje całkiem spore. Matylda nie potrafiła zjeść całej.
Pokrzepiwszy się dobrym jedzeniem, ruszyliśmy w dalszą drogę i już bez przeszkód dotarliśmy na kamping.
Na koniec jeszcze kilka różnych zdjęć z trasy.
Wesoła skrzynka na listy
Oznaczenie trasy rowerowej
Pole golfowe
Tak minął piąty dzień naszego pobytu na Bornholmie. Pogoda tym razem nie dopisała, ale i tak udało się zrobić całkiem niezłą wycieczkę. Droga do Svaneke i z powrotem wyniosła 105 km.
Do Svaneke po cukierki ;) |
Kilka cen z dzisiaj (ceny w koronach duńskich): ryba z frytkami porcja za 75, lody na rynku w Svaneke 29 za sztukę, litr ekologicznego soku w Netto 12.50, sałatka Coleslaw w Netto 16, małe pudełko malin w Netto 16. Piwa nie pijemy, tak więc nie wiem po ile jest, a cukierki ze Svaneke zapomniałem ile kosztowały.
4 komentarze
No cóż , nie zawsze świeci słońce . Brawo za wytrwałość i pomimo fatalnej pogody zrobienie zaplanowanej wycieczki . Dajcie więcej fotek wiatraków :)
OdpowiedzUsuńWitam, na pogodę nie mamy wpływu - tym bardziej podziwiam Wasze samozaparcie. Fajne zdjęcia i wspomnienia zostaną z Wami na długo i będziecie "kiedyś" tą przygodę miło wspominać :)
OdpowiedzUsuńWiatraków tak jakoś specjalnie nie szukamy. Ot, jak są to obejrzymy. Już wiemy, że kilka opuściliśmy. Trudno - pogoda nie dopisała.
OdpowiedzUsuńDeszcz, nie deszcz, jechać trzeba ;)
OdpowiedzUsuń