No i dojechaliśmy do końca Polski niemalże. Hajnówka - Teremiski - Białowieża - dalej tylko za okazaniem paszportu, a i wiza jakaś pewnie by się przydała. Na ostatnie dni wakacji zadekowaliśmy się w tym roku w puszczy i nie jest to tylko takie zwykłe stwierdzenie, bo naprawdę jesteśmy w środku lasu.
Brak zasięgu telefonicznego, internet u gospodarzy jako tako działa, a poza tym nic. Z lewej las, z prawej las, za domem las, przed domem droga, a za drogą las. Zielono, cicho, pachnąco, światło zawsze przefiltrowane przez liście. Trochę - powiedziałbym nawet - przytłaczająco momentami. Bo ten las z każdej strony szczelnie otacza, a widoczna wokół przestrzeń jest mocno ograniczona. O nie, to nie góry, gdzie w końcu wyjdziemy na szczyt i możemy cieszyć oczy rozległą panoramą. Tutaj jest tylko las, a dokładnie mówiąc ta mniejsza część obszaru leśnego zwanego Puszczą Białowieską. Część mniejsza, bo większa znajduje się po drugiej stronie granicy. Dobrze, że chociaż tyle Słońce Narodów i Przyjaciel Dzieci w przypływie łaskawości jakowejś niepojętej wyrysował nam na mapie.