Nasz ostatni dzień w Mniszkowie. Jutro wracamy do domu, a od poniedziałku powrót do codzienności. Póki co jeszcze odpoczywamy. Teraz akurat pasywnie. Po rowerze, wędrówce i dzisiaj ponownie małej wycieczce rowerowej nadeszła pora na leżenie bykiem. Matylda popija miejscowe piwo, ja mam herbatkę, za oknami przyświeca słonko i ta cisza dokoła. Nie słychać niczego poza śpiewem ptaków i szumem wiatru, aż w uszach dźwięczy. Może jeszcze przed wieczorem wybierzemy się na pobliską łąkę na jakieś zdjęcia zachodu słońca, o ile oczywiście pogoda dopisze.
Gdzież to nas dzisiaj nogi poniosły? Zupełnie niedaleko, trochę przełajowo i z pięknymi widokami po drodze, oglądaliśmy Kolorowe Jeziorka. Kolorowe Jeziorka to po prostu kolorowe jeziorka. Małe zbiorniki wodne z wodą o różnych kolorach. Zabarwienie wody w jeziorkach związane jest ze składem chemicznym ścian i dna wyrobisk pozostałych po działającej tu w XVIII wieku kopalni pirytu. Gdy kopalnia przestała istnieć, woda wypełniła pokopalniane wyrobiska i tak powstały kolorowe jeziorka.
Ha! Wbrew prognozom nie było burzy - przynajmniej do popołudnia, co będzie dalej jeszcze nie wiem, bo to nie powieść, tylko coś w rodzaju relacji na gorąco.
Jak wspominałem wczoraj, na dzisiaj wymyśliliśmy sobie, że tym razem nie pojedziemy na rowerach, nie będziemy też biegać, ale po prostu, jak inni ludzie pochodzimy sobie kulturalnie po okolicznych górach. No i stało się. Jako zwykle wstaliśmy o poranku, śniadanie, kawa i tym podobne atrakcje i o o godzinie 7.30 zameldowaliśmy się na szlaku.
No wreszcie! Rok po pierwszej nieudanej (plany pokrzyżowała pogoda) próbie wyjazdu do Miedzianki, udało nam się tu trafić i jesteśmy i cieszymy się z tego, że w miejscu, gdzie śpimy jest cicho i spokojnie, niby w rodzinnym grobowcu. Tym razem jest ciepło i nie pada śnieg. Znaczy się można trochę pojeździć na rowerze i trochę pomaszerować po okolicznych górkach.
Historię Miedzianki - miasteczka, którego już nie ma, znakomicie opisał w książce "Miedzianka. Historia znikania" Filip Springer. Zainteresowanym gorąco polecamy tę arcyciekawą lekturę, a tym mniej ciekawym spieszymy donieść, że Miedzianka (do końca drugiej wojny świetnie prosperujące miasteczko - oczywiście niemieckie), po wojnie - choć zabrzmi to może trochę dziwnie - miało się zdecydowanie gorzej. Zaraz po wojnie wyzwoliciele rękami polskich robotników wydobywali tu w wielkiej tajemnicy uran. Około 1954 roku zakończono wydobycie, a ze względu na znaczące szkody górnicze powstałe wskutek bezmyślnego wydobycia na zasadzie "byle więcej", władze podjęły decyzję o likwidacji osady i tak oto Miedzianka została po trosze wysadzona w powietrze, po trosze wyburzona, a miejscowa ludność została przesiedlona do Jeleniej Góry.