Jest to krótka historyjka do zdjęcia Roberta Doisneau, zamieszczonego na Google+ przez Emmę Erst. Zaznaczam, że jest to tylko moja nieudolna próba interpretacji tego zdjęcia (jakoś warsztat kuleje i zdania garbate). Mogło być przecież zupełnie inaczej.
Każdy może napisać własną wersję... to dobra zabawa dla wyobraźni, a przy okazji znakomite ćwiczenie z pisania. Zaczynajmy!
Była to jedna z tych małych winiarni, do których mężczyźni chodzili na lampkę białego lub czerwonego cienkusza.
Konsumpcja odbywała się przy barze, który mimo tego, że był bez przerwy przecierany przez barmana nie pierwszej czystości szmatą, to i tak wiecznie lepił się od wina.
Klientelę w większości stanowili starsi panowie, ale Odette miała za sobą ciężki dzień w pracy, do tego jeszcze przed wyjściem z domu pokłóciła się z Georgesem, dlatego też, zmęczona i zła, postanowiła wstąpić na kieliszek wina.
- Co podać? - spytał niski i gruby barman w poplamionym fartuchu.
- Kieliszek, nie, lepiej od razu dwa, jakiegoś Gamay-a - odrzekła Odette, opierając się o bar.
Jaki paskudny dzień - pomyślała - Nie dość, że ten uparty Georges nie może zrozumieć najprostszych spraw, to jeszcze do tego Rita pomieszała wszystkie kartoteki i przez pół dnia trzeba było wszystko układać od początku. Koszmar po prostu!
- Panienka szanowna tak samotnie winko popija? - z zamyślenia wyrwał ją jakiś męski głos. - Pozwoli pani, że się przedstawię - kontynuował mężczyzna - Jestem Sebastien, Sebastien Babin.
Nieco zdziwiona spuściła wzrok, spoglądając na lepki blat... - Niech panienka się nie boi - ciągnął pan Babin - ja tak tylko, z grzeczności, zagadać chciałem. - Odette uśmiechnęła się nieznacznie, obracając smukłymi palcami kieliszek...
Każdy może napisać własną wersję... to dobra zabawa dla wyobraźni, a przy okazji znakomite ćwiczenie z pisania. Zaczynajmy!
* * *
Była to jedna z tych małych winiarni, do których mężczyźni chodzili na lampkę białego lub czerwonego cienkusza.
Konsumpcja odbywała się przy barze, który mimo tego, że był bez przerwy przecierany przez barmana nie pierwszej czystości szmatą, to i tak wiecznie lepił się od wina.
Klientelę w większości stanowili starsi panowie, ale Odette miała za sobą ciężki dzień w pracy, do tego jeszcze przed wyjściem z domu pokłóciła się z Georgesem, dlatego też, zmęczona i zła, postanowiła wstąpić na kieliszek wina.
- Co podać? - spytał niski i gruby barman w poplamionym fartuchu.
- Kieliszek, nie, lepiej od razu dwa, jakiegoś Gamay-a - odrzekła Odette, opierając się o bar.
Jaki paskudny dzień - pomyślała - Nie dość, że ten uparty Georges nie może zrozumieć najprostszych spraw, to jeszcze do tego Rita pomieszała wszystkie kartoteki i przez pół dnia trzeba było wszystko układać od początku. Koszmar po prostu!
- Panienka szanowna tak samotnie winko popija? - z zamyślenia wyrwał ją jakiś męski głos. - Pozwoli pani, że się przedstawię - kontynuował mężczyzna - Jestem Sebastien, Sebastien Babin.
Nieco zdziwiona spuściła wzrok, spoglądając na lepki blat... - Niech panienka się nie boi - ciągnął pan Babin - ja tak tylko, z grzeczności, zagadać chciałem. - Odette uśmiechnęła się nieznacznie, obracając smukłymi palcami kieliszek...
* * *
To tyle. Koniec historii. A teraz, jak napisał bodajże Terencjusz, "vos valete, et plaudite"! Wystawiam się na żer krytyki ;)