Minimalistyczne refleksje Matyldy

Moje przemyślenia po kilku latach flirtowania z minimalizmem. Co mi to dało? Czy coś się zmieniło? Czy warto być minimalistą, a jeżeli tak, to dlaczego?


Ucieszyła mnie wiadomość, iż w grudniu ukaże się kolejna książka Anny Mularczyk - Meyer, znanej internetowym czytelnikom jako Ajka. Byłam pod wrażeniem jej pierwszej książki pod tytułem „Minimalizm po polsku”, w której znalazłam wiele ciekawych przemyśleń uzupełniających blogowe wpisy, którymi delektuję się od lat. Kolejna książka Ajki „Minimalizm dla zaawansowanych” ukaże się w połowie grudnia i już zacieram ręce z myślą o wartościowej lekturze. Wiadomość o rychłej premierze, oprócz radosnego oczekiwania, skłoniła mnie do refleksji na temat mojego wieloletniego już flirtu z minimalizmem, wpływu jaki wywarł on na moje życie oraz zmianach do jakich mnie zainspirował.

Sztuka prostoty
Sztuka prostoty


Swego czasu Leon opublikował nieco prześmiewczy wpis na temat minimalizmu ukazując w krzywym zwierciadle pomysł lansowany szczególnie przez minimalistów i miłośników prostoty zza oceanu – a mianowicie koncepcję posiadania jedynie 100 przedmiotów, skrupulatnej ich inwentaryzacji i chwalenia się postępami w „odgruzowywaniu” przestrzeni na blogach i w mediach społecznościowych. Przyznam, że ta „magiczna setka” również do mnie nie przemawia, bo jest to nadmiernie uproszczenie, nurtu, który, jak przekonałam się na własnej skórze, poprawia jakość życia.

Co więc takiego dał mi minimalizm?


Mniejsza ilość przedmiotów


  • Nie jestem posiadaczką li i tylko stu rzeczy i jestem pewna, że nigdy nie będę, ale przyznam, że przedmiotów w moim otoczeniu jest coraz mniej i w tej odzyskanej przestrzeni, żyje mi się lepiej, swobodniej, nie czuję się przytłoczona nadmiarem bodźców. Oszczędzam czas, który musiałabym poświęcić na mozolne cotygodniowe odkurzanie wszelakich ozdóbek, bibelotów, dywaników itp. Wszystko ma swoje miejce, nie ma bałaganu, łatwo odnaleźć to, czego się szuka, a ja dwa razy zastanowię zanim dokonam kolejnego zakupu.
  • Skończyłam z kolekcjonowaniem pamiątek , zazwyczaj przewartościowanych, lądujących na półce tuż po powrocie z wakacyjnych wojaży i zbierających kurz przez resztę roku. Teraz wystarczają zdjęcia i wspomnienia. W tym roku zrobiliśmy wyjątek tylko dla dwóch kubków z bolesławieckiej ceramiki – są to jednak rzeczy nie tylko piękne, ale i użyteczne. Stały się naszymi ulubionymi kubkami do kawy - owszem cieszą oko stojąc na półce, ale i spełniają codziennie swą użyteczną funkcję. Kosztowały więcej niż chińskie badziewie sprzedawane w każdym supermarkecie, ale po pierwsze, są dobrej jakości, po drugie są trwałe, po trzecie wyprodukowane w Polsce, co również jest nie bez znaczenia.
  • No właśnie tego nauczył mnie minimalizm – mniej rzeczy, ale za to solidnych, dobrej jakości. Nie potrzeba mi kilkunastu przypadkowych kubków ledwo mieszczących się w kuchennej szafce, wystarczy kilka, ale takich, które miło wziąć do ręki. Co prawda coraz trudnej jest znaleźć rzeczy dobrej jakości, które posłużą nam kilka lat, ale jest to jak najbardziej możliwe jeśli włoży się trochę wysiłku w poszukiwania. Moim ulubionym przyborem do pisania jest piękne klasyczne pióro ze stalówką, które służy mi już od co najmniej trzech lat. Dzięki niemu nie kupuję dziesiątek jednorazowych długopisów, które bardzo szybko się psują i lądują na śmietniku. Jedyne długopisy jakie posiadam to te, które otrzymałam chociażby w biegowych pakietach startowych.
  • Posiadam buty firmy North Face, które doskonale sprawdzają się już od sześciu lat. Co prawda nie były tanie, ale z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że były to dobrze wydane pieniądze- buty nadal wyglądają świetnie i dobrze mi służą w okresie jesienno-zimowym. Nie muszę kupować co sezon nowej pary butów. Podobnie dobrym zakupem był bardzo solidny, ergonomiczny fotel biurowy, dzięki któremu nie katuję tak bardzo kręgosłupa „wysiadując” długie godziny w domowym biurze. Podobnie dobrze mi służą i cieszą dobrą jakością szczotka do włosów z naturalnego włosia oraz doskonałe pędzle do makijażu. Podsumowując – nie mam wiele, ale przedmioty w moim otoczeniu, są zazwyczaj solidne, cieszyć oko i służą mi przez długie lata. Nie lubię j wszechobecnej kultury jednorazówek, rzeczy na jeden sezon, generalnie przestałam przejmować się tak zwanymi trendami i rzeczami, które muszę mieć. Z pewnością jestem bardziej reklamoodporna niż w czasach przed odkryciem minimalizmu.

Szanuję siebie i swój czas

Gdy zmniejszyłam stan posiadania przewartościowałam również mój stosunek do pracy i zarabiania pieniędzy. Oczywiście praca jest była i mam nadzieję będzie, ale nie chcę się w niej zatracać, a potem odreagowywać napięcia i stresy z nią związane impulsywnymi zakupami traktowanymi w kategoriach nagrody za codzienny trud i znój. To takie błędne koło - za każdy kolejny zakup płaciłam swoim czasem, który poświęcałam na zarabianie kolejnych złotówek.

Pracuję, ale nie chcę być niewolnikiem – kart kredytowa skończyła swój żywot w niszczarce, pozbyłam się wszelkich kredytów konsumpcyjnych, kredyt hipoteczny jest systematycznie nadpłacany, zaczęliśmy oszczędzać. Nie znaczy to, że nagle wyzbyłam się wszelkich konsumpcyjnych zachcianek i podążam drogą ascezy, nie, ale konsumpcję utrzymuję w ryzach. Mam jeszcze wiele planów do zrealizowania - imprezy biegowe, w których chciałabym wziąć udział, rowerowe wyprawy w piękne zakątki naszego kraju i nie tylko – okolice Sandomierza, Dolina Biebrzy, Green Velo – wschodnia autostrada rowerowa, Dolina Baryczy, Bieszczady, Kaszuby, Holandia, Szwecja – długo byłoby wymieniać. Nie chcę inwestować w rzeczy, wolę w wspomnienia. Biegowe opłaty startowe, buty, odzież, noclegi podczas wyjazdów, akcesoria rowerowe oczywiście generują spore koszty, ale jeśli odpowiednio ustawi się priorytety, można spełniać marzenia, rezygnując z impulsywnych zakupów, z których radość szybko wyparowuje.

Ubrania

Odkąd zainteresowałam się minimalizmem moja szafa z ubraniami przeszła sporą metamorfozę. Zaczęłam od czystek – do kontenerów PCK powędrowały wszystkie nieprzemyślane nabytki, oraz ubrania, upchnięte po kątach, które jeszcze miały mi się przydać, ale tak naprawdę nigdy ich nie nosiłam. Uporządkowałam ubrania pod względem kolorystycznym – teraz królują tutaj ukochany granat, błękt podkreślający kolor moich oczu, beże, szarości, biel i czerń. Ubrań mniej niż kiedyś, a paradoksalnie skończyły się narzekania pod tytułem „nie mam się w co ubrać”. Zakupy robię według listy i nie kupuję niczego dodatkowo, tylko dla tego, że mi się spodobało i może się przyda.

Zakupy ubraniowe robię według zupełnie innych kryteriów niż kiedyś, przede wszystkim sprawdzam z czego został wykonany dany ciuch – sieciówkowe „cudeńka” z poliestru odpadają w przedbiegach. Chociaż muszę przyznać, że mam tutaj pewien problem – nie lubię swetrów z akrylu, ale z drugiej strony wełna budzi moje wątpliwości natury etycznej – sposób pozyskiwania tego materiału jest często związany z ogromnym cierpieniem zwierząt. Na razie nie wiem, jak to rozwiązać – kupować akryl, który jest niekomfortowy w noszeniu, a ubrania bardzo szybko się niszczą, do tego jest tanim surowcem, z którego ubrania w sieciówkach sprzedawane są po bardzo zawyżonych cenach, czy kupić jeden lub dwa swetry wełniane i nosić je jak długo się da.

Próbowałam kupować w sklepach z używaną odzieżą, ale niestety w moim przypadku te zakupy się nie sprawdziły – zbyt często wychodziłam ze sklepu z czymś zupełne przypadkowym. Jedyną moją cenną „zdobyczą” jest beżowy, kaszmirowy sweter, który kosztował kilka złotych, a po liftingu w postaci naszycia gustownych łat na łokciach jest to jedna z moich ulubionych części garderoby.

Ekologia

Wszystkie te minimalistyczne zmiany sprawiają, że żyję w sposób bardziej przyjazny naszej planecie. Nie chciałabym aby po mojej śmierci została po mnie góra nikomu niepotrzebnych rzeczy, przecież i tak jak śpiewa zespół Zakopower – „Dopiero gdy zawoła Bóg, to pożegnam te wszystkie rzeczy i znów pójdę boso”.

Na świecie mieszka obecnie siedem miliardów ludzi, zaledwie 50 lat temu było ich zaledwie trzy miliardy. Już te liczby powinny dać nam do myślenia i skłonić do refleksji jak będzie wyglądała nasza planeta, jeśli nie zaczniemy ograniczać rozbuchanych przez speców od marketingu potrzeb. Tymczasem miłościwie nam panujący politycy i wszelkiej maści eksperci ekonomiczni zachęcają nas do ciągłego kupowania, konsumowania w imię rosnącego PKB. Mamy się rozmnażać i konsumować na potęgę, głosy, że jest to droga do samozagłady nie przebijają się zupełnie do powszechnej świadomości, jak choćby niezwykle wartościowy wywiad z Dawidem Attenborough  zachęcam wszystkich do przeczytania – naprawdę warto:

Są dwa rozwiązania problemu przeludnienia: humanitarne, w którym ograniczymy liczbę urodzeń, lub wzrost śmiertelności - głód, choroby, wojny. Mamy wybór - Paulina Reiter rozmawia z sir Davidem Attenborough

Niedługo Boże Narodzenie – spędzimy je z Leonem skromnie, przecież istota tych świąt nie polega na zakupowych bachanaliach, zadłużaniu się i spożywaniu takiej ilości potraw, która może skutkować wizytą w szpitalu z powodu poważnych problemów gastrycznych.

Mniej – pozwólmy złapać przyrodzie oddech. Kupuję mniej, ale też dbam o to co mam. Najpierw naprawiamy, przerabiamy, dopiero na końcu podejmujemy decyzję o zakupie czegoś nowego. Na przykład w naszej łazience od lat stoi mała komódka na kosmetyki i artykuły higieniczne, Leon wymienił stare i zużyte uchwyty przy szufladach na nowe i mebelek zyskał na atrakcyjności, nie ma potrzeby kupowania niczego innego i niech nam służy jeszcze przez wiele lat.

Wdzięczność i dzielenie się innymi

Dzięki minimalizmowi zaczęłam pielęgnować w sobie wdzięczność za to co mam : wspaniałego męża,zdrowie, dach nad głową, wykształcenie, umiejętności, które pozwalają mi zarabiać na chleb – długo byłoby wymieniać. Pielęgnuję w sobie tę wdzięczność, walczę z naszą cechą narodową czyli narzekaniem (nie zawsze mi to wychodzi), staram się żyć pełnią życia. Poczucie, że niczego mi nie brakuje przekłada się również na chęć pomocy innym – od roku, praktycznie co miesiąc staram się wspomagać różne organizacje charytatywne, szczególnie te zajmujące się ochroną środowiska i pomocą bezdomnym zwierzętom. I to tyle, jakoś niezręcznie mi o tym pisać, bo uważam, że pomagam nie na pokaz i nie będę się tym chwalić. Napisałam o tym tylko w aspekcie pozytywnego wpływu jaki wywarł na mnie minimalizm.



A Wy co sądzicie o minimalizmie? Czy macie jakieś doświadczenia w tej materii? - zachęcam Was do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach.

  • Podziel się:

To też może Cię zainteresować

0 komentarze